Siaba
Administrator
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto
|
|
Tak wiem prowokujący temat I o to chodzi. Buszując w necie natknęłam się na ten oto interesujący felieton pana Janusza Wiśniewskiego. Po części się z nim zgadzam. Przeczytajcie i wypowiedzcie się
CZY KOBIETY SĄ LEPSZE OD MEŻCZYZN ?
J.L. Wiśniewski
Nie wyobrażam sobie mężczyzny, który zniósłby dziesięciokilometrowy bieg w pełnym uzbrojeniu podczas okresu i nie zemdlał. Niektórzy mdleliby już na sam widok krwi. Jestem prawie pewny, że gdyby mężczyźni mieli "swoje dni", to byłyby to z pewnością dni wolne od pracy. Zapewnione odpowiednią ustawą lub najlepiej dekretem.
W kontekście regularnie powracającej niezdrowej czkawki determinizmu biologicznego (ustanowionego dawno temu przez i ku wygodzie mężczyzn), plasującego kobietę po gorszej stronie gatunku Homo sapiens, warto przyjrzeć się argumentom, na które powołują się wyznawcy tej nieprawdziwej teorii. Najmodniejsza z nich odwołuje się bezpośrednio do kobiecego mózgu. Gdy okazało się, że rozmiar mózgu nie jest decydujący - kobiety mają wprawdzie mniejszy mózg, ale gęstość masy szarej, odpowiedzialnej za myślenie, do masy białej na 100 gramów mózgu jest u kobiet o około 18% (!) większa niż u mężczyzn - zajęto się czymś, co jest mało mierzalne i bardzo enigmatyczne.
Psycholog Kimon Baron-Cohen z uniwersytetu w Cambridge w swoim bezceremonialnym uogólnieniu, natychmiast powielonym przez media, zawyrokował, że mężczyźni mają mózg "systematyzujący", a kobiety "empatyczny". Dzięki temu mężczyźni posiadają zdolności łowieckie, z wrodzonej agresji z łatwością zdobywają i utrzymują władzę, gromadzą wiedzę i są stworzeni do pełnienia funkcji przywódczych. Z kolei kobiety, zgodnie ze swą empatyczną naturą, stworzone są do przyjaźni, macierzyństwa, plotkarstwa (sic!) oraz troski o innych, szczególnie o swojego mężczyznę i wspólne potomstwo. Gdy wczytać się uważnie w książkę Baron-Cohena ("Podstawowa różnica", Perseus Book Group, Nowy Jork, 2003), można bez trudu zauważyć, że badacz buduje swoją teorię na podstawie jednego eksperymentu na jednodniowych dzieciach: dziewczynki dłużej wpatrywały się w twarze ludzi, a chłopcy patrzyli na poruszające się przedmioty. Wyciąganie z tego pojedynczego eksperymentu wniosku o budowie mózgu kobiet jest śmiesznym idiotyzmem, a pseudonaukowe przypisywanie na jego podstawie życiowych ról kobietom to już brutalne nadużycie.
Teza, że mężczyźni to urodzeni myśliwi, którzy polują, aby utrzymać rodzinę, jest także nieprawdziwa. Była taka na początku cywilizacji neolitu i jest taka również teraz w czasach generacji iPod. Paleontolodzy ewolucyjni (notabene sami mężczyźni) udowodnili, że kobiety i mężczyźni razem chodzili na polowania, przy czym mężczyźni polowali niezwykle rzadko. Na podstawie wykopalisk stwierdzono, że ponad 78% kalorii w pożywieniu prehistorycznych plemion pochodziło z roślin. Tak naprawdę to kobiety zajmowały się wyżywieniem rodziny, ponieważ głównym źródłem tych kalorii było runo leśne, które zbierały właśnie one. Wrodzona agresja chłopców także okazała się mitem. Fiński badacz Kaj Björkvist wykazał, że we wszystkich badanych przez niego kulturach cywilizacyjnych (a zbadał ich 62) do trzeciego roku życia nie ma żadnych różnic w poziomie agresji - i w związku z tym gotowości do walki - u chłopców i dziewczynek. Według powszechnie podzielanej przez naukowców opinii początkowo mózg u wszystkich ludzi jest płci żeńskiej i dopiero pod wpływem androgenów, takich jak np. testosteron, ulega maskulinizacji. Różnice zaczynają się tak naprawdę dopiero po ukończeniu trzech lat. I to na korzyść kobiet. Mniejsza agresywność kobiet wynika z niższego poziomu testosteronu (u kobiet norma to 20-70 nanogramów testosteronu na 100 gramów krwi, podczas gdy u mężczyzn 400-700 nanogramów, czyli około 10 razy więcej), co paradoksalnie predysponuje je do roli płci silniejszej. Komórki układu odpornościowego mężczyzn giną w zetknięciu z testosteronem. Na dodatek estrogen (chemicznie uderzająco podobny do testosteronu), który nie występuje u mężczyzn, chroni serce kobiet, znacznie wydłużając ich życie.
Życie nie tylko dłuższe, ale także lepsze. Bez narkotyków, alkoholu i nikotyny. Kobiety trzy razy rzadziej uzależniają się od środków chemicznych wpływających na układ nerwowy. Na układ nerwowy w mniejszym ciele, które najczęściej - krótkotrwale - odurza mężczyzn, ale nie predysponuje ich zdaniem kobiet do walki i wytrwałości. To twierdzenie także okazało się nieprawdziwe. W armii Stanów Zjednoczonych, na zlecenie słynnej wojskowej akademii wojskowej w West Point, w 1995 roku przeprowadzono szczegółowe badania wytrzymałości fizycznej. Wynika z nich, że kobiety w niczym nie ustępują wytrzymałością mężczyznom. Znamienne jest, że około 10,5% przyznało przy tym w ankietach, że podczas testów miały menstruacje. Nie wyobrażam sobie mężczyzny, który zniósłby dziesięciokilometrowy bieg w pełnym uzbrojeniu podczas okresu i nie zemdlał. Niektórzy mdleliby już na sam widok krwi. Jestem prawie pewny, że gdyby mężczyźni mieli "swoje dni", to byłyby to z pewnością dni wolne od pracy. Zapewnione odpowiednią ustawą lub najlepiej dekretem. Poza tym skłaniam się ku przypuszczeniu, że gdyby mężczyźni rodzili dzieci, to świat składałby się wyłącznie z jedynaków.
Według badań niemieckiej gazety „Süddeutsche Zeitung” (grudzień 2004) około 15% mężczyzn narzeka, że ich kobiety za mało pomagają im w pracach domowych...
Życie kobiet (i mężczyzn) rozpoczyna się aktem poczęcia poprzez wniknięcia męskiego plemnika do komórki jajowej. Już w tym momencie pojawia się pewna charakterystyczna dysproporcja, która powinna dać mężczyznom wiele do myślenia. Żeńska komórka jajowa jest ponad 85 tysięcy razy większa niż plemnik. To tak, jak gdyby mrówka wdzierała się do zamkniętej błoną komórkową ogromnej kuli o średnicy 85 metrów.
Pogańskie w swojej naturze wierzenia, że kobieta nie dorównuje rozwojem mężczyźnie mają swoją, niestety bardzo długą, historię. Od Arystotelesa po Freuda szerzone były konsekwentnie nieprawdziwe twierdzenia, że kobieta jest mniej wartościowym podgatunkiem mężczyzn. Uległ im nawet Charles Darwin, ojciec ewolucji, który przyłączył się do tej opinii pisząc w jednym ze swoich listów (opublikowanych długo po śmierci Darwina) do Alfreda Wallace’a (nota bene niesprawiedliwie zupełnie pominiętego w encyklopediach równoprawnego współtwórcy ewolucjonizmu) znamienne zdanie, cytuję, „ewolucja kobiety zatrzymała się w pewnym punkcie...”. Nie wyjaśniał w tym liście swoich przesłanek uważając je pewnie za genetycznie oczywiste. I oczywiście błędne jak pokazały wyniki badań przeprowadzonych w ramach słynnego projektu dekodowania ludzkiego genomu. Wśród anonimowych dawców materiału genetycznego do tych badań były zarówno mężczyźni jak i kobiety. Mimo to nie wykryto żadnych różnic potwierdzających determinizm płciowy. Nie przeszkodziło to jednak profesorowi Lawrence Summersowi, rektorowi najbardziej renomowanego w świecie uniwersytetu w Harvardzie wygłosić ostatnio, publicznie, podczas jednej z konferencji naukowych zdania, w którym twierdził, że, „przyczyną niewielkiej liczby kobiet na czołowych stanowiskach akademickich są genetyczne różnice pomiędzy płciami”. Cześć uczestników (także mężczyzn) w proteście opuściła demonstracyjnie salę. Nancy Hopkins, profesor biologii z graniczącego z Harvardem przez rzekę słynnego MIT nazwała wypowiedź Summersa „upokarzającą dla wszystkich zdolnych kobiet pracujących na Harvardzie pod kierunkiem osoby, która postrzega je w ten sposób.”. Rektor uniwersytetu w Santa Cruz w Kalifornii, Denice Denton, koleżanka Summersa wypowiedziała mu publicznie przyjaźń i nazwała jego wypowiedzi „stekiem szowinistycznych bzdur”. Sam Summers wycofał się później ze swojej wypowiedzi twierdząc, że „zagalopował się w wirze akademickiej dyskusji”. Nawet to jest nieprawdą, bowiem nikt nie dyskutował z nim podczas wykładu.
Prehistoryczną śpiewkę o tym, że kobiety boją się ryzyka, nie mają motywacji, aby odnosić sukcesy i z natury nie radzą sobie z wyzwaniami, jakich wymaga praca na szczycie upowszechnia się w czasach, gdy pewna kobieta samotnie opłynęła jachtem kulę ziemską, a inna w pojedynkę łodzią wiosłową przepłynęła Pacyfik. Gdy amerykańska pilotka przeleciała nad pustynią iracką uszkodzonym przez artylerię samolotem, inna z kolei bezbłędnie pilotowała prom kosmiczny. Kobiety wbrew temu co się twierdzi nie boją się władzy i jej bardzo pragną. Z kompleksowych i potwierdzonych przez innych badań profesora Gary’ego Powella (wydział zarządzania Uniwersytetu Connecticut) na reprezentatywnej grupie ponad dwóch tysięcy menedżerów wynika, że kobiety „wykazują silniejszą potrzebę realizacji” i mają „dojrzalszy i ambitniejszy profil motywacyjny” oraz na dodatek wykazują silniejsze niż mężczyźni przywiązanie do swoich stanowisk i to wbrew twierdzeniu felietonistki „New York Times”, Maureen Dowd, która napisała, że „im więcej kobiety osiągają, tym mniej budzą pożądania”. To także okazało się mijać z prawdą i być spleśniałym stereotypem. Heather Boushey z waszyngtońskiego Ośrodka Badań nad Polityką Gospodarczą w USA wykazała wynikami swoich ankiet, że kobiety w przedziale wiekowym 28-35 lat mające wyższe wykształcenie i zarabiające ponad 55 tys. dolarów (stanowisko menedżerskie) rocznie mają takie same szanse na udane małżeństwo jak inne pracujące kobiety.
Istnieją na tym świecie mężczyźni, którzy to wszystko wiedzą. Od zawsze. Wbrew Arystotelesowi, Freudowi i Darwinowi i bez tych bzdur z Harvardu. Podziwiają swoje partnerki wracające z laptopami pełnymi danych do pracy „na wieczór” w domu. Robią im kolacje, napuszczają ciepłej wody do wanny, masują ich twarde od stresu plecy, pożądają wbrew im zarobkom i stanowiskom, wstają do płaczących w nocy dzieci, prasują ich bluzki i kostiumy, stoją w cieniu w trakcie oficjalnych spotkań, płacą ich kartami kredytowymi. Ale nawet oni mają czasami swoje problemy. Według badań niemieckiej gazety „Süddeutsche Zeitung” (grudzień 2004) około 15% tych mężczyzn narzeka, że ich kobiety mało pomagają im w pracach domowych...
Szczególnie podoba mi się pierwszy akapit. Prawda że facet by nie wytrzymał miesiączki I o czym to świadczy?
|
|