magda d.
Prefekt
Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
*** 5 LAT PÓŹNIEJ ***
- Harry! Jutro twoje jedenaste urodziny!- krzyknęła Weronika zadowolona, ale i smutna
- A nie mogę tutaj zostać?- spytał chłopak.
- Nie marudź, w szkole będziesz miał wielu przyjaciół, może znajdziesz sobie dziewczynę. Spakuj się do tej torby, jest powiększona magicznie więc zmieścisz więcej rzeczy. - rzekła, po czym chłopak powoli odszedł.
*** W Hogwarcie ***
- Wyślij mu list, może sowa go znajdzie! - powiedziała Minerwa do Dumbledore.
- Albo i nie. - Powiedział Severus Snape z kpiącym uśmieszkiem. Nagle przed Dumbledorem pojawił się list. Zdziwiony przeczytał na głos:
Szanowny Panie Dumbledore.
Jestem opiekunem Harry'ego Pottera.
Proszę napisać kiedy i gdzie mam go
dostarczyć, aby uczęszczał do
Szkoły. Chłopak wie, że jest czarodziejem.
Umie już świetnie czarować.
Chciałam, żeby został przy mnie, ale
Stwierdziłam że powinien uczyć się w
szkole ze swoimi rówieśnikami.
Jutro są jego jedenaste urodziny,
dlatego proszę o sowę z odpowiedzią jeszcze
dzisiaj. Jutro przywiozę go do Londynu.
Na Pokątnej będzie mógł pan go odebrać.
Z szacunkiem
Opiekunka Harry'ego.
- Wszyscy zamilkli, patrząc jak dyrektor odpisuje.
Szanowna Pani
Bardzo dziękuję za list. Proszę, aby pani przywiozła go
jutro o godzinie dwunastej na ulicę pokątną.
Będę tam czekać razem z nauczycielami szkoły.
Albus Dumbledore.
Wysłał to natychmiast.
***** Francja; dom Weroniki *****
- Spakowany?- spytała smutno.
- Tak, Wiki. odpowiedział niemrawo Harry. Miał trzy walizki, Jedną z wieloma ubraniami, drugą z książkami i składnikami eliksirów, a trzecią z jego prywatnymi rzeczami. W tej ostatniej znalazły się przedmioty typu albumu, czy fałszoskopu.
- No, trochę się tego nazbierało. Dean! Zapakuj jego rzeczy do samochodu! - Powiedziała do kolegi. Gdy tylko na niego spojrzała uśmiechną się marzycielsko i szepnął do siebie:
- Tak aniele. - Harry zachichotał pod nosem. Zauważył, że Weronika dostała list, a po jego przeczytaniu zrobiła się jeszcze bardziej smutna.
- Jutro w południe mamy być w Londynie. Tam dyrektor Dumbledore z nauczycielami będą na Ciebie czekać. Zabiorą Cię do Twojego nowego domu i tam poczekasz na rok szkolny. - Powiedziała i od razu wyszła z pokoju. Skierowała się do swojego pokoju, a tam zaczęła płakać. To był jej mały chłopiec, przyzwyczaiła się do niego i wychowała tak jak chciała tego Lili. Pokochała go jak swojego synka. Było jej trudno go zostawić dla obcych ludzi, ale musiał zacząć bywać w świecie, z rówieśnikami. Harry wszedł bez pukania do sypialni kobiety, podszedł i przytulił się do niej. Ta zaczęła jeszcze bardziej płakać, ale po chwili przestała i spojrzała swoimi oczami koloru nieba, prosto w te zielone, koloru avady.
- Nie powinno ciebie tutaj być, nie powinnam płakać bo jeszcze się zobaczymy. Musisz znaleźć sobie przyjaciół. No i jeszcze jakiegoś wroga, bo bez niego byłoby Ci w szkole nudno, nie uważasz? - Zażartowała. Po chwili jednak dodała. " Strach przed kimś kogo się nie zna nie jest konieczny”. Będziesz miał kłopoty, pisz do mnie od razu. - powiedziała, ale zanim skończyła zobaczyła, że chłopak usnął przy jej boku. Uśmiechnęła się blado. Wtedy zapukał Dean. Kiedy zobaczył chłopca, śpiącego u boku jego księżniczki, mina mu zrzedła i szepnął:
- Temu to fajnie- Weronika zachichotała, wiedziała że jest Aniołem dla Deana. Wstali koło siódmej, dzisiaj mieli się aportować na Pokątną. Nie chcieli jeździć mugolskim pojazdami. Równo o jedenastej czterdzieści, gdy walizki były pomniejszone do rozmiaru pudełek po zapałkach i wsadzone do kieszeni w bluzie Pottera, aportowali się w trójkę na ulicę pokątną. Szli główną ulicą, więc co chwilę można było usłyszeć szepty " To ten Potter?” "panie Potter witamy” "ale on przecież został porwany pięć lat temu!” " to on unikną śmierci i zabił czarnego pana”.
- Nie przejmuj się, jesteś bardzo popularny to dlatego. - powiedziała Wiki. Szli tak parę minut, gdy nagle ktoś aportował się kawałek od nich.
- Ale po co ja tutaj?- kłócił się czarodziej w czarnych szatach i takiego samego koloru włosach.
- Trzeba bezpiecznie go przewieźć, a ty znasz czarną magię - rzekła mężczyzna o siwych włosach i brodzie. Obok niego pojawiła się wysoka kobieta i czarodziej w wieku około trzydziestu lay. Wiki podeszła do nich, a Dean wziął za ramię Harry'ego i poprowadził za nią.
- Ja chcę wrócić do domu!- szeptał głośno chłopak. Nie chciał bowiem opuszczać Wiki.
- Harry, zachowuj się. Przecież nie wyjeżdżasz na zawsze- rzekła Weronika, ale to nie poprawiło mu humoru. Patrzył dziwnie przeszywająco na czworo czarodziejów, po czym westchnął.
- Harry Potter- i podał im rękę. Uściskali ją po kolei z uśmiechem.
- Dean weź Harry’ego i idźcie do sklepu z miotłami, ja chciałabym z państwem porozmawiać- rzekła Wiki . Potter uśmiechną Się do Deana, który tylko syknął coś w stylu "znowu ja", po czym skierował się do sklepu.
-Może pójdziemy do tego baru- pokazała na jakiś budynek z szyldem "Bar dla Każdego”. Zgodzili się.
- A więc chcielibyście na pewno dostać wyjaśnienia dlaczego "porwałam” Harry'ego pięć lat temu. Otóż to była wola Lili. Ja byłam jej przyjaciółką z osiedla. Chodziłam do francuskiej szkoły i tylko w wakacje się spotykałyśmy. Gdy dowiedziała się że, Harry jest w niebezpieczeństwie wykonałyśmy rytuał dzięki któremu chłopak żyje. Chciałam wcześniej go zabrać, bo u tych mugoli był traktowany jak śmieć, ale nie mogłam. W Dopiero 5 lat temu zdarzyła się taka możliwość. Wtedy go zabrałam. Bez sprzeciwu jego wujostwa. Nawet gdyby Voldemort - tu dwóch czarodziei ( kobieta i mężczyzna) się wzdrygnęło
- przyszedł i chciał go zabrać oddaliby go. Zabrałam go i nauczyłam magii. Na pewno myślicie że nie można używać magii poza szkołą ALE nauczyłam go magii bezróżdżkowej której ministerstwo nie odkryje. Umie niewerbalne zaklęcia, starożytną i białą magie. Starożytne runy, francuski, angielski, polski i język węży. Zapewne myślicie dlaczego to ostatnie umie, ale gdy Voldemort go zaatakował oddał chłopcu swoje umiejętności. Na razie wiem jedynie o wężoustwie i znajomości czarnej magii. Nie musiałam go tego uczyć, jego oszałamiasz o mało mnie nie zabił. Umie wiele, prócz tego ma dar. Nie wiem jak, ale zawsze wie czy ktoś kłamie czy nie. Patrzy w oczy i wie. Zna oklumencję i w małym stopniu legilimencję. Na wróżbiarstwie na pewno nie będzie miał problemów. Co jeszcze powinnam wam powiedzieć, o! Eliksiry, niech bóg ma w opiece nauczyciela od nich! To jest młody alchemik! Robi eliksiry, ale prócz tego, siedem razy musiałam odbudowywać skrzydło w moim domu, dwa razy rozburzył jego połowę, ale wtedy zastosowałam zmieniacz czasu i około stu pięćdziesięciu kociołków lata teraz gdzieś w przestrzenie. Harry jest naprawdę uzdolniony. Teorię ma opanowaną na poziomie studiów, jednak praktykę jak mówiłam lekko gorszą. Swoje rzeczy ma przy sobie, tutaj mam kluczyk do jego skrytki- podała klucz
jednemu z czarodziei, widać było że musi powiedzieć coś jeszcze, ale nie wie jak, w końcu wypaliła
- Musicie uważać na niego- po tych słowach wszyscy spojrzeli na nią
- Voldemort musi zdobyć krew Harry'ego, by móc znowu utworzyć swoje ciało. Kropla jego krwi, a Czarny Pan znów będzie potężny. Chłopak słucha dorosłych, albo inaczej. Mnie słucha, ale na przykład tak Deana to nie specjalnie. - Rzekła, a na dowód wbiegł do budynku zmachany mężczyzna.
- Wika! Zabieraj ty tego dzieciaka ! - wrzasnął Dean.
- Nie jestem dzieckiem!- krzyknął Harry.
- Nie? Ale zachowujesz się jak … dorosły! Skąd on wie tyle o eliksirach? A o czarnej magii? Uczyłaś go zaklęć niewybaczalnych?- dalej krzyczał, ale najciszej jak mógł. Wika spojrzała na Pottera wściekła.
- Eliksiry, ok. Czarna magia, przeżyję, ale skąd ty znasz niewybaczalne? - teraz krzyczała.
- Sama mówiłaś że książki nie gryzą, więc jedną z tych zakazanych... No dobra dwie... Dobra, dobra! Dziesięć1 Przeczytałem i się nauczyłem. Ale zapewniam cię, że nie umiem ich rzucać i nie będę się uczył. Ale musisz odpowiedzieć mi na jedno pytania. To od Avady moi rodzice zginęli?- wypalił chłopak.
- Tak, od tego- rzekła spokojnie już kobieta, spojrzała teraz wściekła na Deana.
- A czy wy nie mieliście być w sklepie… - spytała Weronika jednak przerwał jej kolega.
- Byliśmy już na lodach, w bibliotece, w księgarni, w sklepie Quiditha, w kolejnej bibliotece i następnej księgarni- wyliczał Dean kobiecie na palcach.
- Dobrze, ale ja nie skończyłam jeszcze rozmawiać- powiedziała, Dean wiedział co ma zrobić ale nawet się nie ruszył. Usiadł koło Wiki i czekał aż coś powie do niego jego anioł.
- Idź z Harrym gdzieś gdzie chcesz, prócz Nokturnu. - powiedziała, ale gdy zobaczyła uśmieszek chłopaka mina jej zrzedła, za to Dean nawet się nie ruszył.
- Znajdź dla niego mistrza eliksirów, czarnej i białej magii na raz! Niech ten się z tym … młodym męczy. Ja nie mam siły! Skąd mam wiedzieć tyle o tych eliksirach?- spytał udając zmęczonego.
- Trzeba było się w szkole uczyć, byłeś krukonem więc może odświeżysz swój mózg a Harry ci pomoże- powiedziała i uśmiechnęła się ciepło do Pottera.
- Oczywiście Wika, chodź Dean. Musisz mi powiedzieć jeszcze do czego służy…
-NIEE!- wrzasnął Dean i wybiegł pędem z baru.
- Wikuś, nie masz już opiekuna, ale nie martw się pójdę sobie do baru i zamówię sok - powiedział, kobieta uśmiechnęła się ciepło do niego a ten szybko podbiegł do lady i zamówił sobie syk dyniowy po czym zaczął rozmawiając z barmanem o eliksirach potrzebnych do robienia alkoholu i soków.
- A więc jak widać, chłopak jest spokojny i do tego łatwo wszystko rozumie. Jeżeli zada jakieś zbędne lub nieprzyjemnie pytanie po prostu nie odpowiadajcie albo zbywajcie go a on zrozumie i nie będzie już tego droczył. Wiem że zapewne nie wierzycie mi, że takie dziecko może być ale on od początku był dziwny. Nigdy nie płakał przynajmniej nie przy nas. No i chyba ostatnia wiadomość, nie wypytujcie go o zajście gdy jego rodzice zginęli. On wszystko pamięta ale niestety nie chce nikomu powiedzieć. Nawet mi. Poprostu od razu mówi że ma coś do zrobienia, albo patrzy się tak w oczy, że pytanie od razu ucieka. - wtedy zauważyła że jakiś mężczyzna podszedł do Harry’ego i wyciągał nóż.
- Nie!- krzyknęła i podeszła do chłopaka, osoba która przed chwilą tam stała deportowała się szybko.
- O co chodzi?- spytał Potter zdziwiony nagłym zajściem.
- Harry, musisz uważać na siebie. Choć ja już skończyłam- powiedziała Weronika.
- Ale ja … - jednak został pociągnięty za rękę przez swoją opiekunkę.
- Dobrze, to chyba wszystko. Harry - zaczęła i ukucnęła przed chłopcem
- masz się słuchać nauczycieli i opiekuna który teraz będzie się tobą opiekować. Masz uważać na siebie i pamiętaj, do żadnych eliksirów masz nie dodawać swojej krwi. Mówiłam ci zresztą o tym. Rzeczy swoje masz z sobą, masz pisać co dwa dni. Kup sobie sowę, pan profesor ma kluczyk do twojej skrytki w banku. Jeżeli nie dostanę listu przez trzy dni pod rząd będę się martwić a cztery dni lub choć godzinę więcej to przyjadę do Hogwartu- powiedziała, Harry wyszczerzył zęby jak wariat.
- albo odwołuje to ostatnie, wyślę Deana lub jakiegoś skrzata- dodała a minę Harrego zakrył smutek.
- Dobrze, do zobaczenia Harry- powiedziała, pocałowała go w policzek i wybiegła aby nie zobaczyła znowu jej łez. Chłopak stał tam sam i patrzył się w drzwi przez które wyszła Weronika. Spuścił głowę.
- Do szybkiego zobaczenia- wyszeptał po czym wyprostował się znowu i powoli odwrócił do nauczycieli.
- Dobrze Potter, teraz powiesz gdzie są twoje rzeczy- rzekł czarnowłosy nauczyciel.
- A kim pan jest?- spytał Harry.
- Oh.. Ja jestem Remus Lupin i w tym roku będę uczył ciebie obrony przed czarną magią- rzekł jeden z mężczyzn, Harry uśmiechną się lekko do niego a on odwzajemnił mu uśmiech.
- Ja jestem prof. McGonagall, uczę transmutacji i jestem opiekunką Gryffindoru- powiedziała kobieta
- Prof. Severus Snape i uczę eliksirów- rzekł wysoki mężczyzna.
- Nareszcie osoba która się zna na eliksirach- wyszeptał Potter do siebie choć usłyszeli to wszyscy.
- A ja jestem Albus Dumbledore i jestem dyrektorem Hogwartu- rzekł wysoki siwobrody mężczyzna.
- Dobra, Potter, koniec tej szopki. Gdzie twoje bagaże?- spytał drugi raz Snape.
- Są przy mnie, bezpieczne, możemy iść po te książki?- spytał dziwnym głosem chłopak.
- Ee.. No tak- rzekł Lupin i poszli. Najpierw poszli do Gringotta, potem do Madame Malkin po szaty a kolejnie do Esów i Floresów po książki. Następnym przystankiem była apteka. Chłopak wbiegł tam z wielkim entuzjazmem i kupił podstawowe jak i zaawansowane składniki o jakich inni ( oprócz Snape) nie słyszeli. Robiło się ciemno a oni jeszcze nie byli w jednym sklepie.
- Olivander, najlepszy wytwórca różdżek- rzekł Snape zimnym głosem do Pottera. Weszli do sklepu tylko w dwóch. Dumbledore deportował się już po wyjściu z banku z McGonagall a Remus poszedł po jakąś książkę której zapomniał kupić. Został tylko Severus do dokończenia zakupów młodego Pottera.
- Dąb, dwanaście cali z sercem smoka pan Snape- rzekł sprzedawca na powitanie.
- jak zwykle wspaniała pamięć no ale dzisiaj mam tutaj nowicjusza- rzekł z kpiną w głosie Severus. Olivander szukał różdżki a Harry sprawdzał jednak żadna nie pasowała. Nagle sprzedawca spojrzał na niego lekko przestraszony. Snape to zauważył jednak chyba Potter nie. Mężczyzna wziął z pod lady pudełko i otworzył je. Była tam różdżka nie za długa ale i nie krótka. Bardzo ładna koloru bordowego.
- jedenaście cali, ostrokrzew z piórem feniksa, giętka- wyszeptał do siebie, podał dla chłopaka. Gdy tylko ją podniósł z różdżki wypłynęło złote światło a on sam oślepił dwóch biało-srebrnym blaskiem. Po chwili wszystko znikło, Snape patrzył na chłopaka zdziwiony a Olivander przerażony.
- To dziwne, ponieważ ten feniks który oddał to pióro zgubił też drugie. A tą drugą różdżką zrobiona została pana blizna- rzekł sprzedawca, Potter musiał oprzeć się o ladę aby nie upaść. Severus zbladł jak ściana i tak samo oparł się o ścianę. Kupili tą różdżkę szybko po czym wyszli
- Ty Potter zawsze wpakujesz się w niezłe bagno- rzekł na dobitkę Snape, Potter zaszczycił go wściekłym wzrokiem a gdy szli ktoś zaczepił chłopaka gdy Severus oglądał sowy.
- Powróżyć ci kochaneczku?- powiedziała staruszka, chłopak chciał jej pomóc więc wystawił rękę ale zauważył że ma scyzoryk w ręce więc szybko odbiegł od niej przez co wpadł na Snape.
- Uważaj jak chodzisz…- zaczął ale zobaczył że jakaś kobieta w czarnych szatach próbuje szybko uciec z tamtego miejsca a Potter gapi się na nią z przerażeniem.
- Czy coś się… - rzekł z nutką troski (!?!) Severus.
- Nie- przerwał mu chłopak spokojnie po czym znów zajął się oglądaniem sów. Nagle zobaczył niedużą sówkę, była śnieżno biała. Czerwony pyszczek i parę czarnych piórek dodawały jej uroku.
- Tamtą białą proszę- w końcu wybrał, sprzedawca podał mu ją do ręki. Szybko jednak Severus załatwił dużą klatkę po czym chłopak wsadził sowę do niej
- Hedwiga. Będziesz miała na imię Hedwiga- powiedział zachwycony chłopak.
- Gdzie ten Lupin?- pytał w kółko siebie Snape gdy stali już kwadrans pod barem z którego Mieli przenieść się do domu Remusa. Mężczyzna przyszedł parę minut później zdyszany.
- No co? Z nokturnu musiałem iść- rzekł, Snape prychną tylko pogardliwie. Nie dał rady już mówić do Pottera bo ten miał tak cięty język i wiedzę o jego przedmiocie i czarnej magii jak chyba nikt w jego wieku. Proszkiem ,,Fiuu” przenieśli się w trójkę do domu przyszłego nauczyciela od OPCM.
- Tutaj Harry zostaniesz przez ten miesiąc- rzekł właściciel mieszkania. Harry uśmiechną się delikatnie.
|
|