Daphne
Śmierciożerca
Dołączył: 14 Cze 2006
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z środka ziemi
|
|
Rozdział miał być jutro, ale błagania Ice'a i Aravana zmusiły mnie do wcześniejszego wklejenia go
Rozdział II
„Krok za krokiem”
Harry Potter przemierzał ulicę Privet Drive kierując się w stronę domu numer cztery. Był tak pogrążony w myślach, że zdawał się nie widzieć nawet dokąd idzie. Słowa mistrza (zaczął go tak nieświadomie nazywać w myślach, co strasznie go irytowało) ciągle chodziły mu po głowie i z każdym kolejnym powtórzeniem całej ich rozmowy od początku do końca wydawały się mniej rzeczywiste. Wracając Harry’emu nawet przeszło przez myśl, że próbują go oszukać wmawiając jakieś bzdury, ale przecież sam zauważył zmiany w swoim wyglądzie! To czego się dowiedział wydawało mu się tak nieprawdopodobne, że prędzej by uwierzył, że Snape tak naprawdę uwielbia uczniów.
Nagle usłyszał, że krzaki za nim poruszyły się lekko. No tak! Zapomniał o tym, że straż wciąż go pilnuje i nawet nie włożył peleryny-niewidki! A to oznaczało kłopoty…
- Harry, co ty tutaj robisz?! – szepnął Lupin zdejmując przezroczysty płaszcz i patrząc na nastolatka z naganą – Gdzieś ty był o tej porze?!
Potter zerknął na zegarek. Była 22:30. Niedobrze.
- Na spacerze – odrzekł najbardziej obojętnym głosem, na jaki było go stać, odwracając się w stronę byłego profesora.
- Na spacerze w środku nocy? – zapytał z sarkazmem Lupin – Nie widziałem jak wychodziłeś – Harry postanowił przemilczeć tę kwestię – Gdzie byłeś?
Potter wzniósł oczy do nieba.
- Przecież mówiłem. Przejść się i pomyśleć. Nieważne gdzie.
Lupin już miał kontynuować wypytywanie, kiedy nagle coś rzuciło mu się w oczy.
- Gdzie ty masz okulary?
No to wpadłem – pomyślał Harry.
- Nie potrzebuję ich – odrzekł z nadzieją, że Remusowi wystarczy taka odpowiedź. Niestety, pomylił się.
- Jak to nie potrzebujesz? Harry, co się z tobą dzieje?
Potter starał się zachować spokój, ale nie miał pojęcia jak się z tego wykaraska.
- Co się ze mną dzieje? Jestem akurat w nienajlepszym nastroju, a nie mogę nawet iść na wieczorny spacer, aby trochę zapomnieć o niemiłych wspomnieniach, żeby cała straż nie stawała na rzęsach szukając mnie po całej Anglii! – zawołał, próbując wywołać w Remusie jakieś poczucie winy, a jednocześnie brzmieć przekonująco, co nie było trudne, bo w pewnym sensie była to prawda.
Remus wpatrywał się ze zdziwieniem, ale w duchu musiał przyznać nastolatkowi rację. Przechodzi teraz prawdopodobnie najgorszy okres w życiu i na pewno bardzo brakuje mu ojca chrzestnego. Remus wiedział o tym, bo sam czuł to samo: wszystko przypominało mu o Syriuszu. A oni zamiast mu pomóc traktują go jak złote jajko.
- Harry… My chcemy ci pomóc… Martwimy się… - zaczął, ale Potter mu przerwał:
- Więc niech do was dotrze, że ja też potrzebuję prywatności i że potrafię sobie sam poradzić! Nie możecie mnie zamknąć w klatce i nie opowiadajcie bzdur, że to dla mojego dobra!
Lupin otworzył usta, ale za chwilę je zamknął, gdyż właśnie miał powiedzieć: „To dla twojego dobra”. Spojrzał na Harry’ego zrezygnowanym wzrokiem.
- Przepraszam, Harry, ale naprawdę chcemy dla ciebie jak najlepiej…
- I uważacie, że wiecie lepiej ode mnie co jest dla mnie dobre?
- Cóż… Wiesz, teraz po śmierci Syriusza nie chcemy, żebyś zrobił jakieś głupstwo…
- A na pewno je zrobić jeśli dalej nie pozwolicie mi żyć własnym życiem – dokończył za niego Potter. Remus otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć – Mówię poważnie, panie profesorze. Rozumiem, że się martwicie, ale mam dość obserwowania dzień i noc. Proszę bardzo, możecie mnie śledzić, ale potem się nie dziwcie, że nie jestem zbyt miły.
Po czym odwrócił się i skierował się w stronę Privet Drive 4.
- Harry – usłyszał za plecami. Zacisnął powieki, modląc się o cierpliwość, odwrócił z powrotem do byłego nauczyciela i spojrzał z oczekiwaniem.
- Proszę, nie nazywaj mnie profesorem. Mów mi po prostu Remus.
Nieco go zdziwiła ta prośba i poczuł się głupio, że tak potraktował Lupina. Był dla niego teraz najbliższą osobą, kiedy stracił Syriusza, może poza Ronem i Hermioną. I mimo wszystko nie była to jego wina: on tylko wykonywał rozkazy Dumbledore’a, jak wszyscy zresztą.
- Dobrze, profesorze. To znaczy Remusie. I dziękuję – uśmiechnął się ciepło, a przynajmniej na tyle ciepło na ile mógł w obecnym stanie, odwrócił się i pobiegł w stronę bramy.
Remus Lupin stał jeszcze przez chwilę w miejscu, nie pamiętając nawet o założeniu peleryny-niewidki, którą trzymał w ręce. Czy to tylko jego wzrok płata mu figle, czy rzeczywiście kiedy Harry się uśmiechnął jego zęby były odrobinę wydłużone i… bardziej spiczaste niż u normalnego człowieka.
Podrapał się w głowie Czuł, że to wszystko jest jakoś ze sobą powiązane i już był blisko dopasowania ostatniego elementu układanki, kiedy odpowiedź na tę zagadkę z powrotem uciekła z głąb jego umysłu. Czuł, że ją zna, brakowało mu jednego klocka i odrobiny logicznego myślenia. Rozwiązanie miał na końcu języka, ale nijak nie umiał go złapać, jakby bawiło się z nim w kotka i myszkę, nieustannie zwodząc go za nos. Potrząsnął głową i postanowił, że później się nad tym zastanowi. Za chwilę powinien pojawić się tutaj Mundungus.
***
- Co ty tu robisz? – Nessos usłyszał za sobą kobiecy głos.
- Siedzę – odparł obojętnie, próbując nie patrzeć na dziewczynę. Przez ostatnie siedem miesięcy na niczym nie skupiał się tak, jak na unikaniu jej.
- Wiesz, że nie powinieneś tutaj siedzieć.
- Robię wiele rzeczy, których nie powinienem.
- Tyle sama zauważyłam – odparła z sarkazmem – Na przykład przychodzenie do Czarnego Kruka. Sam wpychasz się do paszczy lwa.
- Nie jesteś moją matką, żeby prawić mi kazania – wysyczał.
- Och, jasne. Najlepiej się zabij, czemu miałoby mnie to obchodzić, tak?
- Prawdę mówiąc tak. No bo niby czemu? Co miałoby cię obchodzić czy będę żył, czy umrę? – dopiero teraz postanowił na nią spojrzeć. Jego oczy wyrażały taką niechęć, że dziewczyna aż się cofnęła.
- W porządku. Skoro tak nisko mnie cenisz to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
- Najwyraźniej – skwitował.
Nastolatka jeszcze przez chwilę wpatrywała się w jego twarz z niedowierzaniem i rozczarowaniem, po czym wyszła trzaskając drzwiami. Kiedy odgłos jej kroków ucichł, Nessos najzwyczajniej w świecie wybuchnął płaczem. Nie mógł wiedzieć, że jego przyrodnia siostra zaraz za drzwiami zrobiła to samo.
***
Harry Potter leżał na łóżku wpatrując się w sufit. Jego wzrok był zamglony, a sam nastolatek sprawiał wrażenie, jakby nie do końca wiedział, gdzie się znajduje. Stan pokoju można było sklasyfikować jako najwyższy stopień bałaganu: wszędzie walały się podręczniki, ubrania i przeróżne magiczne przedmioty, pomieszane z mugolskimi rzeczami i jedzeniem. Na biurku widniała wielka plama, na którą Potter przez przypadek wylał butelkę z wyciągiem ze szczuroszczeta. Śmierdziało okropnie, ale tak naprawdę Harry’ego to niezbyt obchodziło.
Nagle drzwi jego pokoju otworzyły się i stanęła w nich jego ciotka. Zaczęła od standardowego tematu:
- Potter, jak ty możesz tu żyć w takim chlewie?!
Harry jedynie wzruszył ramionami. Z doświadczenia wiedział, że lepiej nie odpowiadać.
- Jutro przyjeżdża do nas rodzina. Pozbądź się tych… gratów – prychnęła z pogardą patrząc na jego czarodziejskie wyposażenie – Posprzątaj tu trochę, nie chcę, żeby przez ciebie wzięli nas za ostatnich niechlujów. Jak skończysz ze swoim pokojem to zejdź na dół, będę miała dla ciebie kilka zajęć.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i Harry został sam.
Jaka znowu rodzina? – pomyślał – Czyżby ciotka Marge? Nie, wtedy po prostu by mu powiedzieli, że Marge przyjeżdża. Cóż, ktokolwiek to będzie Harry nie ma zamiaru go oglądać, rozmawiać z nim, najlepiej zabarykaduje się w pokoju i będzie tam siedział dopóki nie wyjadą.
Ale niestety słowo ciotki Petunii było święte, więc chcąc nie chcąc zwlekł się z łóżka do zaczął bez ładu i składu wrzucać rzeczy do kufra, który następnie byle jak wepchnął pod łóżko. Potem przez następne półtorej godziny męczył się z plamą na biurku, nie tyle usunięciem samego odbarwienia, ale przede wszystkim zapachu, po czym zszedł na dół.
Następne godziny upłynęły mu na szorowaniu, odkurzaniu, pucowaniu i zdrapywaniu. Palce go bolały, podobnie jak plecy od ciągłego pochylania się. Poszedł do łazienki, wziął prysznic i powlókł się do swojego pokoju. Teraz chciało mu się tylko spać. Ani się obejrzał a był już pogrążony w krainie snów.
***
Harry unosił się w górę, a jednocześnie spadał z nieskończoną przepaść. Kręciło mu się w głowie, żołądek się skręcał. W uszach mu huczało, co doprowadzało go niemal do łez. Oczy zaczęły go szczypać, więc zacisnął je mocno.
Nagle wszystko ustało. Czuł się jakby właśnie przebiegł kilka kilometrów. Siedział na zimnej posadzce. Próbował otworzył oczy, ale na początku nic nie widział, dopiero po chwili obraz się wyostrzył.
Przed nim stał mistrz i jakaś nieznany mu mężczyzna w średnim wieku. Miał spiczastą bródkę, a na miejscu oczu wąskie szparki, które trudno tak naprawdę nazwać oczami. Patrzył na leżącego na ziemi Pottera z zainteresowaniem pomieszanym z nutką pogardy. Nastolatek dźwignął się z ziemi, ale musiał podtrzymać się ściany, bo wciąż kręciło mu się w głowie.
- Podróż astralna zawsze tak wygląda – stwierdził mistrz, nawet nie podnosząc wzroku znad kociołka – Przyzwyczaisz się.
Harry już po chwili odzyskał pełne panowanie nad swoim ciałem i puścił się ściany. Kiedy upewnił się, że może stać o własnych siłach skierował swój wzrok na mistrza i dopiero wtedy dostrzegł Fortisa, który z najbardziej służalczą miną podawał mistrzowi składniki potrzebne do eliksiru.
Świetnie – przeszło Harry’emu przez myśl – Pierwsza lekcja, a my zaczynamy od eliksirów. Cóż, pierwsza lekcja, pierwsza klapa…
- Potter, usiądź – rozkazał mistrz głosem nie znoszącym sprzeciwu – Janusie, dziękuję za informacje, ale możesz już iść – słowa te skierował do mężczyzny stojącego obok niego. Ten ociągał się trochę z odejściem, bo widać, że był bardzo zainteresowany pierwsza lekcją Pottera, mistrz jednak rzucił mu zniecierpliwione spojrzenie, więc pozostało mu pożegnać się, jeszcze raz spojrzeć z pogardą na tego bohatera od siedmiu boleści i zniknąć z trzaskiem.
Mistrz chrząknął, po czym Fortis, patrząc na niego z żalem, również opuścił pokój. Zostali we dwójkę. Mistrz przez chwilę milczał, po czym odezwał się, starannie dobierając słowa.
- Panie Potter… Zapewne wie pan, że jest tu po to, aby nauczyć się wielu rzeczy, które później przydadzą się panu w przyszłości podczas walki z Voldemortem, jak i innymi ciemnymi mocami jakie tylko istnieją. Nasz trening nie obejmuje w żaden sposób nauki czarnej magii, którą gardzimy ponad wszystko, choć są jasne zaklęcia działające praktycznie jak czarna magia. Wątpię, żeby ktokolwiek kiedyś zrozumiał, dlaczego nie są zakazane – przerwał na chwilę, wpatrując się skupionym wzrokiem w twarz Pottera, który słuchał uważnie każdego słowa - Naszym zadaniem będzie również odnalezienie twojej, że tak powiem, specjalności. Każdy członek bractwa ma dziedzinę magii, która wychodzi mu najlepiej. Ją właśnie będziesz pielęgnował i ćwiczył do perfekcji.
Na twarzy Pottera dostrzegł niepewność. Pewnie chłopak uważa, że w niczym nie jest wybitny. To był właśnie problem z tym dzieciakiem: kompletnie nie wierzył w siebie. Miał spore możliwości, ale co mu dadzą, jeśli sam nie uwierzy w to, że tkwi w nim potęga? Jest zbyt skromny i nie lubi być najlepszy.
- W porządku, Potter – powiedział po dłuższej przerwie. Chłopak wydawał się być zamyślony i wcale mu się nie dziwił, więc pozwolił mu sobie wszystko poukładać, ale teraz czas zacząć lekcje – Zaczniemy od sprawdzenia twoich umiejętności, potem zajmiemy się eliksirami, oklumencją i legilimencją, hipnozą, transmutacją, zaklęciami ofensywnymi i defensywnymi, łaciną, runami, teleportacją, telepatią, animagią, magią starożytną, elficką, niewerbalną, bezróżdżkową…
Harry wytrzeszczył oczy i przełknął ślinę. Nawet Hermiona by się tego wszystkie nie nauczyła w okresie dwóch miesięcy, a co dopiero on?! Czy oni chcą, żeby nie spał, nie jadł i nie pił tylko machał różdżką?
- A kto powiedział, że będziesz miał tylko dwa miesiące? – zapytał mistrz, jakby czytał w jego myślach.
- To znaczy, że będę miał lekcje także w czasie roku szkolnego? – zdziwił się Potter.
- Nie, to nie wchodzi w grę – odparł mistrz – Chcemy jeszcze przed powrotem do szkoły cię przyjąć, jeśli będzie ci dobrze szło… Przynajmniej to by wiele nam ułatwiło.
- Więc jak chcecie…? – zaczął Potter, ale mistrz nie pozwolił mu dokończyć.
- Użyj głowy Potter. Podejrzewam, że słyszałeś nie raz o zmieniaczach czasu. Dostaniesz jeden i tym sposobem będziesz mógł chodzić na nasze lekcje bez potrzeby znikania na jakiś czas. To będzie bezpieczniejsze. Nie chcemy, żeby ktokolwiek, przynajmniej na razie zorientował się, że tu jesteś – Potter kiwnął głową – możemy zabrać się za lekcje? Zaczniemy od oklumencji…
|
|