Aravan
Potomek Slytherina
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku
|
|
Rozdział Piętnasty:
Znowu razem.
W gabinecie zapadło milczenie i żadne z obecnych jej nie przerwało. Dumbledore wpatrywał się z uśmieszkiem dobrego dziadka, który przyłapał wnuczka na próbie przywiązania żaby do fajerwerku. Och już od jakiegoś czasu wiedział, że to oni. Potrzebował tylko się upewnić, a teraz, gdy to zrobił musi się wszystkiego dowiedzieć. Trójka elfów po chwili otrząsnęła się i usiadła na wyczarowanych przez mężczyznę krzesłach.
– Co nas zdradziło? – Spytał sarkastycznie wybraniec.
– Wasze zniknięcie ze szkoły dało mi sporo do myślenia, a po waszym powrocie jeszcze więcej. Zmieniliście się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Miałem sporo znaków i ledwo je dostrzegałem. Sądziłem, że to tylko zbiegi okoliczności. Jakiś czas później zobaczyłem kolczyk w twoim uchu i medalion, którym się raz bawiłeś, Harry. Wiedziałem, że już widziałem u kogoś ten kolczyk, tylko nie wiedziałem, u kogo. A na ostatniej bitwie w Londynie zobaczyłem wasze medaliony i twój kolczyk. I znam całe twoje drzewko rodowe, przyznam, że sprytne to było posunięcie z pseudonimami – mrugną do dziewczyny. – Czemu ukrywaliście swoją tożsamość? – Wodził wzrokiem od twarzy do twarzy niewyrażających nic prócz chłodne zainteresowanie.
– Powiedz mi, czemuż to mielibyśmy ci powiedzieć skoro ty znacznie więcej ukrywałeś, a wiesz dobrze, że nie powinieneś, hm? Tak, nie? – Esellar zapatrzył się w okno z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Pewnie nawet nie myślałeś za długo nad swoją decyzją, co? Zamiast pomyśleć nad konsekwencjami tej decyzji pomyślałeś o konsekwencjach innych… jak zwykle. – Spojrzał mu w twarz i skrzywił się widząc jego spokój i opanowanie. Znów spojrzał w okno. – Gdybyś lepiej… dłużej – poprawił się szybko – zastanowił się nad informacjami, które miałeś o mnie i moich przyjaciołach, mógłbyś uniknąć śmieci wielu ludzi, lat cierpienia i strachu, oszczędzić nam kłamstw zmuszając do kłamania innych. Być może zamiast tego byłoby teraz szczęście… być może.
– Ja tylko starałem się was chronić…
– Nas? Nigdy nie było Nas! Byłeś tylko Ty i Dobro ogółu! – Warknął. – Rozumiemy twoje obawy, ale powinieneś był inaczej postąpić. Tak byłoby lepiej i dla nas i dla wszystkich a tak wszystko poszło źle.
– Nie, nie rozumiecie. Domyślam się, że wy wiecie znacznie więcej niż ja… – zamilkł na moment wsłuchując się w cichą melodię nuconą przez Faweksa. – Całe życie walczę z mętami pokroju Voldemorta, ze wszystkich sił staram się chronić innych czasem nie bacząc na koszty. Kiedy dowiedziałem się o twoim dziedzictwie Harry a później o was – spojrzał na Black’a i Varriel – postanowiłem upewnić się, że to wy nimi jesteście i w tedy usłyszałem przepowiednie, która jak się okazało na uczcie powitalnej była zaledwie jej fragmentem. Ale to, co poznałem sprawiło, że włos zjeżył mi się na głowie. Musiałem działać a czasu było mało, nie mogłem dopuścić, aby Pan Mordu powrócił… Po prostu wybrałem…
– Mniejsze zło – wpadła mu w słowo elfka a jej oczy iskrzyły groźnie – odebrał nam pan wybór, którą ścieżką mogliśmy podążyć.
– Tak – przyznał słabo. – Skrzywdziłem was bardzo, ale spróbujcie postawić się na moim miejscu z taką szczątkową wiedzą i strachem ściskającym serce. Jak byście w tedy postąpili?
– Myślę – zaczął wolno Suldan a jego twarz złagodniała, - że podobnie. Nie tak samo, ale podobnie. – Dumbledore spojrzał na niego lekko zaskoczony jego słowami i twarz mu pojaśniała nieznacznie.
– Nie licz na kolejną szanse z mojej strony – odezwał się nagle Suldan wstając z krzesła i idąc w stronę drzwi – spaliłeś ostatni most między nami i nie wiele mnie obchodzi, co dalej zamierzasz.
– Nie liczę na nic… mam tylko nadzieję, że kiedyś wybaczysz błędy starego głupca. – Wstał i skłonił się z szacunkiem.
Chłopak nic nie odpowiedział, odwrócił się i wyszedł a za nim podążył Samael. Dziewczyna została na moment i rzekła cicho, lecz wyraźnie i na tyle głośno, żeby tylko mężczyzna ją usłyszał. Portrety ciągle udawały, że śpią łypiąc jednym okiem raz na jakiś czas.
– Jeśli chce pan odbudować zniszczoną przyjaźń musi pan odzyskać wpierw szacunek w jego oczach. Proszę go nie faworyzować i nie trzymać w złotej klatce… wiesz, co mam na myśli. Suldan potrafi o siebie zadbać i nie potrzebuje niczyjej ochrony a zwłaszcza Zakonu. – Popatrzyła na niego twardym wzrokiem.
– Masz moje słowo – obiecał.
W końcu nadszedł wieczór i czas szlabanu, jaki dał Suldanowi i Malfoy’owi Snape. Z miną skazańca zapukał w drzwi znienawidzonego nauczyciela ignorując obecność ślizgona, który pojawił się w tym samym momencie, co on. Drzwi otworzyły się po minucie i przed nimi staną Mistrz Eliksirów.
– Za mną! – Rzucił. – Mam dla was coś. Raczej się wam to nie spodoba.
Zaprowadził ich do jakichś starych przerdzewiałych drzwi i jednym machnięciem różdżki otworzył je. Chłodne wilgotne powietrze cuchnące zgnilizną i smrodem ścieków uderzyła w nich prawie zwalając z nóg.
– Ale wali! – Skrzywił się elf zatykając noc. – Mógł pan mnie uprzedzić to bym wziął jakąś maskę.
– Przywykniesz Potter. To stare toalety od ponad stu lat nikt tu nie wchodził.
– Możecie uznać to za hm…, zaszczyt? – Dodał zabierając im różdżki i wręczając wiadra z przyborami „małego kanalarza”.
– Nie wejdę tam! – Zaprotestował Dracon.
– Wejdziesz… albo sam cię tam wrzucę! Jest osiemnasta, macie trzy godziny i tak przez cały tydzień. Sami przychodzicie tutaj. Po odpracowaniu tygodniowego szlabanu macie mnie poinformować, że skończyliście. Jeśli się nie wyrobicie i łazienka nie będzie czysta to dam wam dodatkowy tydzień. Możecie zaczynać.
Suldan wziął swoje przybory i wszedł do środka. Potoczył wzrokiem po pomieszczeniu odnajdując „najczystszy kąt”, miejsce było czystsze niż reszta pomieszczenia i zabrał się do zeskrobywania zalegającego centymetrowego brudu. Smród stęchlizny i ścieków drażnił go i otumaniał. Już po pięciu minutach całe jego ubranie przesiąkło zapachami i już nie wiedział sam, czy on tak cuchnie, czy łazienka. Czyszcząc umywalkę godzinę później poślizgnął się i gdyby nie szybki refleks wylądowałby na plecach a tak wdepną lewym butem w kałużę zielonej mazi. Uech! A myślałem, że gówniana robota to tylko takie powiedzenie! – Pomyślał z odrazą wycierając buta. Gdyby nie obecność Malfoy’a już dawno by wyczyścił tę zapuszczoną oborę. Pocieszał się jedynie faktem, że kochany ślizgonek nie miał się lepiej… a nawet gorzej. Nie ma co, arystokratą to on był bez dwóch zdań! Za każdym razem krzywił się niemiłosiernie, zrzędził, że to robota dla skrzatów domowych i nawet zwymiotował raz czy dwa. Spojrzał z politowaniem na blondyna, który ze złością tarł płytki na ścianie parę umywalek od niego jakby chciał przetrzeć się na drugą stronę. Po jakimś czasie usłyszał szczęk zamka, co oznaczało koniec szlabanu na dziś. Z westchnieniem ulgi wyszedł na korytarz, aż w głowie się mu zakręciło od czystego powietrza, jaki panował poza brudną łazienką, w której spędził trzy godziny. Nie wiele myśląc poszedł do łazienki prefektów i przez dwie godziny moczył się w wodzie. Nawet dna nie widział od nadmiaru pachnących olejków. Ubrania mógł już tylko wywalić nawet zaklęcia czyszczące nie wypędziły brzydkiego zapachu z nich. Tak, więc po dwóch godzinach odświeżającej kąpieli okręcił się ręcznikiem i wyszedł. Różdżki leżały tuż przy drzwiach na podłodze. Była już dwudziesta trzecia, więc korytarze świeciły pustkami. Bez problemów dotarł do portretu Grubej Damy i po podaniu jej hasła wszedł do wierzy. Zastał przyjaciół grających w karty. W następnej chwili podeszła do niego Alvarieli i cmoknęła go w usta.
– Skąd ten nagły atak czułości? – Spytał.
– Gramy w karty na zadania i przegrałam! Miałam pocałować pierwszą osobę, jaka tu wejdzie – Oznajmiła.
– To masz fart, że Snape’a wyprzedziłem. – Skłamał, o czym doskonale wiedziała.
– Jego bym za żadne skarby nie pocałowała! – Zarzekła się z obrzydzeniem.
– To musiałabyś w sobotę między jedenastą a trzynastą spędzić tu w samej bieliźnie.
– Zboczeńcy! – Podsumował przyjaciół Suldan. – Takie widoki są tylko Dla Wybranych… Dla mnie – mrugnął do dziewczyny i cmoknął ja w czubek nosa.
– Ty też nie lepszy jesteś… tylko oni są bardziej – stwierdziła dziewczyna.
– A tak właściwie, co tak późno? Czyżby szlaban się przedłużył? Wiesz, ty i Malfoy sam na sam…
– Trzy słowa do księdza prowadzącego… „Wal się na ryj!” – Powiedział krzywiąc się nieznacznie.
– To są cztery słowa – rzekł Black, na co Suldan pokazał mu środkowy palec. – Było aż tak źle?
– Wiecie? Snape pobił chyba własny rekord w wredocie! Musiałem wywalić ciuchy po szlabanie, jaki nam zafundował. Nawet czarami nie mogłem zneutralizować smrodu.
– To, co kazał wam robić? Czyścić kible? – Spytał.
– Można tak powiedzieć – wpasował się na fotel biorąc sobie na kolana dziewczynę – czyścimy starą łazienkę na poziomie lochów i to bez używania magii! Dwie godziny moczyłem się w łazience prefektów. Masakra!
Następnego dnia już o świcie czwórka przyjaciół zafundowała sobie mały trening na boisku Quidditcha. Jakby zobaczył ich jakiś uczeń to pomyślałby, że zwariowali albo się naćpali. Bowiem, urządzili sobie wyścig do trzech okrążeń a później serie skłonów, przysiadów i innych wygibasów. Na koniec mieli powalczyć mieczami, ale stwierdzili, że w biały dzień ktoś może ich zobaczyć. Tak, więc poszli się odświeżyć a potem udali się na lekcje. Hagrida i uczniów znaleźli na polance nieopodal jego chatki. Tym razem mowa była o Kąsaczach.
– Kąsacze to stworzenia podobne do iguany skrzyżowanej z jeżem. – Zaczął gajowy Hogwartu wskazując ręką na owe zwierze przycupnięte obok niego. Szare krótkie futerko wystawało z miękkich malutkich łusek w kolorze brązu. Z grzbietu i częściowo łap, karku i ogona wyrastały cienkie kolce, na większości grzbietu miały prawie trzydzieści centymetrów, na bokach i brzuchu miały zaledwie pięć i były w kolorze od ciemnego brązu do prawie żółtego. – Mierzą nawet do metra długości i są raczej płochliwe. Kto mi powie, gdzie najczęściej można je spotkać? – Ręka Hermiony natychmiast wystrzeliła w powietrze.
– Kąsacze żyją w niewielkich grupkach na suchym, skalistym terenie. Są mięso żerne a polują kolcami wystrzeliwanymi z paszczy. Są ich dwie odmiany. Druga jest o połowę mniejsza i w kolorze lekkiego fioletu i zieleni, zamieszkują głównie tereny bagienne.
– Doskonale Hermiono, pięć punktów dla twojego domu. – Zamilkł na moment. – Prawdę mówiąc są ich trzy gatunki. Ten trzeci będzie wypracowaniem dla was na następną lekcję – rozległ się ogólny jęk uczniów. – My zajmiemy się tym tutaj. Dodam jeszcze, że każdy kolec zawiera sporą dawkę jadu, który powali mniejszą zwierzynę i skutecznie odstraszy większą. Większa dawka niż kieliszek sprawi, że człowiek straci czucie w całym ciele na kilka godzin. Sierść, łuski, kolce czy inne części Kąsaczy są dość drogie i często używane przy warzeniu eliksirów… szczególnie trucizn. – W czasie, w którym Hagrid opisywał dziwaczne stworzenie uczniowie szkicowali je na pergaminach dokładnie opisując. – W tym roku poznacie wiele naprawdę piknych zwierzaków – zapewnił wszystkich na koniec i uczniowie rozeszli się.
Następną lekcją była Obrona Przed Czarną Magią, na której poznali trzy nowe zaklęcia. Nie były one aż tak skomplikowane, jak na początku myślano, ale można nimi skutecznie unieszkodliwić przeciwnika nie obyło się też bez pracy domowej na do widzenia. Dorana zażyczyła sobie, aby napisali jej o zaklęciach Smugowych i Punktowych. Ogólnie to cały dzień był taki, znaczy się nauczyciele wszyscy chętnie zadawali im masę prac domowych i wymęczali na lekcjach. Najbardziej dziwiło przyjaciół, że Snape nie czepiał się Suldana na każdym kroku, co nie przeszkadzało mu w dręczeniu innych gryffonów. Fakt, faktem, Snape całą trójkę a w szczególności Suldana darzył czymś na wzór szacunku, oczywiście nigdy nie przyzna się do tego.
Hermiona Granger starała się zrozumieć swojego przyjaciela, z marnym skutkiem. Obserwowała go, jego zachowania i nastroje, czasem nawet i śledziła. Nie mogła pojąć, jak ktoś mógł się zmienić w tak krótkim czasie. Raz nawet poszła za nim na stadion obejrzeć ich trening. Nie zauważyła niczego niezwykłego, kiedy miała zamiar odejść w Potter’a poleciało bardzo szybkie nieznane jej zaklęcie ze strony Black’a, a jednocześnie jego dziewczyna zaatakowała go drewnianym mieczem. Zdziwiła się mocno, gdy sparował cios łapiąc w mgnieniu oka nadgarstki dziewczyny okręcając się z nią w miejscu i zbijając czar klingą następnie podciął ją i odepchną na bok i sam podniósł z ziemi kij. Nie mogła nadążyć za ich ruchami pełnymi gracji i precyzji. Przypominało to trochę pojedynki samurajskich wojowników. Pamiętała jak raz była w Japonii z rodzicami na wycieczce i miała tę przyjemność oglądania pokazów sztuk walk. Było tam też pokazane jak dawni samurajowie walczyli. Coś niesamowitego. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie, jak jeden z mistrzów, Tao-Din wręczył jej swoją katanę jako nagrodę za trafienie shurikanem w środek tarczy z odległości pięciu metrów. Chyba nigdy wcześniej ani później nie była tak szczęśliwa i dumna z siebie. Otrząsnęła się z tych wspomnień szybko i spojrzała ostatni raz na grupkę pojedynkujących się uczniów, po czym poszła do zamku, po drodze minęła się z bratem Cathriny uciekającym przed dwiema pierwszoklasistkami Ravenclawu. Była przygnębiona i smutna, choć nie okazywała tego, a powodem był Ron i Harry. Brakowało jej ich wspólnych przygód. Miała teraz nadzieję, że kiedyś wszystko będzie jak dawniej. Idąc nie zauważyła wystającego z ziemi korzenia i zahaczyła nogą wywracając się. Podniosła się szybko rozcierając obolałą stopę i już miała iść, gdy pojawił się przednią Draco Malfoy o dziwo tylko z Goyle’m i Pansy Parkinson.
– Co jest, Granger? Starzy cię chodzić nie nauczyli?
– Odwal się Malfoy, nie mam nastroju!
– Uuu… Czyżby Potter nadal cię olewał? – Odezwała się ślizgonka. – Z tego, co wiem, to jest już zajęty.
– Jesteś głupsza niż myślałam – odcięła się jej. – Albo głupsza niż brzydsza – dodała szyderczo.
– Ty mała wredna szlamo! – Warknęła wyciągając różdżkę, ale zrobiła to zbyt wolno i po chwili magiczny patyk poleciał do gryffonki. Niestety i ona została rozbrojona tylko przez Dracona uśmiechającego się tryumfalnie. Już miał coś powiedzieć, gdy niewiadomo skąd pojawił się rudowłosy chłopak z różdżką w ręku. Stracił ją dość szybko, rozbroił tylko Malfoy’a i Goyle’a, Parkinson, która odzyskała różdżkę załatwiła go z za pleców dwójki ślizgonów.
– No to teraz mnie… – blond włosy chłopak nie dokończył, bo przerwało mu głośne warczenie gdzieś blisko niego.
Rozejrzał się zlękniony, lecz niczego nie dostrzegł. Wzruszył ramionami i uniósł ‘patyk’ a z jego ust spłyną potok obelg pod adresem dwójki przyjaciół, i znów usłyszał warczenie tym razem dobiegające zza gryffonów. Hermiona spojrzała za siebie i zachłysnęła się powietrzem, gdy pojawił się Cerber Suldana. Nie raz już widziała takie ‘wejścia’ Hydry i za każdym razem robiło to na niej wrażenie wiedziała, że lubi ją i nie skrzywdzi jej. Ron nie był nawet w połowie tak przekonany do pupilka wybrańca, więc zastygł w bezruchu. Ślizgoni patrzyli przestraszeni na groźną bestię z trzema łbami. Hydra podniósł jedną z głów i spojrzał na różdżkę Malfoya, którą wycelował w gryffonkę i szczekną krótkim warknięciem ostrzegawczo a dwa łby powtórzyły niczym echo szczerząc przy tym zębiska. Jednym susem skoczył skracając o połowę dystans dzielący go od mieszkańców domu Ślytherina, na co ślizgoni krzyknęli i uciekli w popłochu nawet się nie oglądając.
– Dzięki piesku – Hermiona pogłaskała Cerbera po grzbiecie widząc jak Weasley sztywnieje – Och daj spokój, Ron! To się robi już nudne! – Rudzielec nie odpowiedział nic, choć wiedział, co miała na myśli.
– Z A S R A Ń C E – przeliterował Cerber na zmianę otwierając pyski a potem chórkiem rzekł – ZASRAŃCE!*
– Hm, widzę, że Cathrina cię nauczyła czegoś – powiedziała zdziwiona tym faktem.
– U C Z Y, HYDRA SIĘ U C Z Y! – Odezwał się w identyczny sposób, co wcześniej i wywalił trzy jęzory spoglądając w trzech różnych kierunkach na raz.
Ron nie miał pojęcia jak zwierze szczególnie pies może się uczyć mówić! W prawdzie nic nie wiedział o Piekielnych Ogarach i o ich umiejętnościach, co nie zmieniało faktu, że jest to trochę dziwne. Wzruszył ramionami i poszedł do zamku nie czekając na dziewczynę omijając łukiem cerbera.
– Czemu nie pójdziesz i nie pogadasz z nim? – Odezwała się, gdy go dogoniła. Ten tylko coś burknął pod nosem.
– Ron?
– Co? – Spojrzała na niego znacząco. – Nie będę z nim gadał! Sam tego chciał. Niech on…
– Ron! – Spiorunowała go wzrokiem i wepchnęła do jakiejś klasy zamykając za sobą drzwi. – Kiedy to do ciebie dotrze, że stara się nas tym chronić! – Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała.
– Przed czym? Przed Sama – Wiesz – Kim? I tak mamy z nim na pieńku jakbyś nie zauważyła!
– Nie wiem, o co w tym chodzi, ale wyraźnie ma dobry powód! – Zaperzyła się. – Myślisz, że ja wam o wszystkim mówię? Ty też nie mówisz nam o wszystkim, prawda?! Więc nie wymagaj tego od Harry’ego. Fakt, też chcę wiedzieć, co się z nim działo. – Uniosła rękę uciszając go nim się odezwał – Powtórzyłam ci tamtą rozmowę, więc sam widzisz, że istnieje jakiś powód. Wieże, że Harry wyzna nam prawdę i jestem gotowa czekać cały rok i dłużej, ale wpierw musicie się pogodzić.
Rudzielec przyznawał jej racje w głębi ducha i po części czuł się winny zerwaniu przyjaźni. Ale duma nadal górowała nad rozsądkiem.
– Porozmawiaj z nim. Jeśli nie dla siebie… zrób to dla mnie! – W oczach miała łzy po części specjalnie, a po części nie.
Spojrzał na nią zdziwiony i skiną po chwili głową. Uśmiechnęła się ocierając łzy rękawem.
– Zgoda, pogadam z nim. Jutro.
– Teraz! – Westchną z rezygnacją i ponownie skinął głową.
Czwórkę elfów znaleźli pod drzewem nad jeziorem, na widok gryffonów Black i Elaithian wskoczyli do wody uznając, że to ich sprawa. Dziewczyna wybrańca chciała zrobić to samo, ale powstrzymał ją Suldan mówiąc, że to w pewnym stopniu dotyczy ich wszystkich.
– Cześć – zaczął Ron – my… ja w sprawie – nie bardzo wiedział jak to powiedzieć – uch, nie sądziłem, że będzie to takie trudne.
– Ron – wtrącił mu chłopak. – Obiecuję wam, że wyjaśnię wszystko od początku do końca, ale jeszcze nie teraz. Musicie mi po prostu zaufać.
– Ufamy – rzekła natychmiast Hermiona a Ron jej przytakną za chwilę.
– Sory za tamto, nie chciałem żeby tak wyszło – mruknął Weasley – przyjaciele – wyciągnął niepewnie dłoń.
– Przyjaciele – uścisnęli się po bratersku.
No i nareszcie było jak dawniej, no prawie. Hermiona i Ron coraz częściej widziani byli w towarzystwie czworga elfów. Musieli czasem uważać na to, co przy nich mówią. Ale przez większość czasu rozmawiali swobodnie i często się wygłupiali, i zyskali dodatkowe ręce do pokera… niestety na rozbieranego dziewczyny nie chciały się zgodzić. Suldan chodził jak struty a przyczyną tego stanu byli jego przyjaciele. Czuł się źle trzymając ich w niewiedzy i nie wiedział, co ma z tym zrobić. Nie chciał im mówić i narazić na jeszcze większe niebezpieczeństwo, ale też nie chciał ich dłużej okłamywać. Zwłaszcza, że przebywają z nim coraz częściej. Zaklął w myślach na sytuację, w jakiej się znalazł. Zastanowił się sprawdzając wszystkie „za i przeciw” i postanowił, że powie im… może nawet o wszystkim. Ale poczeka z tym do ślubu Billa i Fleur, o którym się dowiedział od Ron’a, czyli dokładnie dwa tygodnie. Już mu się lżej zrobiło na samą myśl o tym. Będzie musiał pogadać z Dumbledorem wcześniej, że jego przyjaciele wrócą do szkoły z dwu dniowym opóźnieniem. Tak, nauka obrony umysłu o Aurivela pod Pętlą Czasu będzie najlepszym rozwiązaniem. Może w między czasie czegoś jeszcze ich nauczy?
Spojrzał na skąpaną w ciepłych promieniach słonecznych twarz swojej ukochanej i uśmiechnął się do niej a ona odwzajemniła uśmiech i cmoknęła go w usta szepcząc mu na ucho, że dobrze robi. Chłopak w takich momentach zastanawiał się, czy ona nie czyta mu w myślach, co było raczej niemożliwe, bo wyczułby ją. Kolejne popołudnie wolne od lekcji spędzali w swoim stadku nad jeziorem, przypominali teraz bardziej leniwce niż lwy. Po pięciu dniach wygłupów przychodziła sobota w ostateczności niedziela i byczyli się smażąc się na słońcu od czasu do czasu chłodząc rozgrzane ciałka w jeziorze. Suldan wyjął z kieszeni kawałek drewna i przywołał swoje dłutko, po czym zaczął strugać, nie minęła nawet godzina, gdy skończył. Figurka przedstawiała Testrala. Obrócił ją w palcach i natychmiast wypuścił na ziemię, gdy nagła fala bólu zalała jego ciało odrywając od otaczającego go świata. Jego cierpienie obudziło z letargu przyjaciół, ale mogli jedynie tylko patrzyć, jak ból staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Jego ciałem wstrząsały spazmy bólu. Czuł, jak umysł opuszczał go, odepchnięty na bok przez mrok, który zagościł znów w jego wnętrzu. Na czole za perlił mu się pot a mięśnie napięte miał do granic możliwości. Jego przyjaciele patrzyli na to w przerażeniu w żaden sposób nie mogli go dotknąć, jakby był podłączony pod prąd. Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Ron z Hermioną nie mogli się ruszyć z miejsca ze strachu i szoku. Szaleństwo powoli ustępowało, a esencja zła w ciele Suldana zbierała się do odwrotu, przestał się trząść i rozluźnił napięte mięśnie. Nagle obudził się a w uszach słyszał jedynie dudniące bicie serca i szum krwi płynącej w jego żyłach. Przez ciało przeszedł mu ostatni spazm bólu. To był jak na razie najsilniejszy, albo najboleśniejszy atak. Niepewność jego stanu na pewno zaniepokoił jego przyjaciół i przeraził Rona i Hermionę. I tak jego ‘misja’ jest wystarczająco niebezpieczna i bez zmartwień o to, co możesz zrobić, jeśli ulegnie temu, co w nim siedzi. Oddychał ciężko, ale miarowo. Powoli dochodził do siebie. Przyjaciele przykucnęli przy nim a Alvariel miała łzy w oczach kurczowo zaciskając smukłe dłonie na kołnierzu niebieskiej koszuli.
– Już mi przeszło. – Mruknął nie do końca będąc pewnym.
– Co to było? – Spytał blady Weasley.
– To jedna z tych rzeczy, o których na razie wam nie powiem. Te ataki mnie dobijają – warknął po chwili zły. Za każdym razem mocno go osłabiały.
– To dla tego Cathrina przyszła do ciebie w tamtą deszczową noc kilka dni temu? – Suldan spojrzał na niego. – Usłyszała twój krzyk, miałeś atak, tak? – Odezwał się Ron patrząc to na jedno, to na drugie.
– Można to tak nazwać. Skąd to wiesz? – Odparł zdziwiony.
– Widziałem was i słyszałem jak wcześniej krzyczałeś. Nie wiedziałem, że coś ci było w tedy.
– Ale kibel! – Mruknął sarkastycznie. – Mam nadzieję, że jeśli przyjdzie mi walczyć z mroczną gnidą (Voldemort) to nie będę miał ataku. To by było do kitu, nie?!
– Nom, całkowicie. A na uczciwość z jego strony raczej nie mógłbyś liczyć w tedy.
– Raczej nie – przyznał rację Samaelowi i podniósł się z ziemi z pomocą przyjaciela.
Ron i Hermiona nie wiedzieli, co mają myśleć, chcieli mu jakoś pomóc, wesprzeć, ale nie wiedzieli jak. Tak wiele pytań cisnęło im się na usta i z trudem się powstrzymywali od ich zadania przyjacielowi. Mimo, że zmienił się nie do poznania szczególnie z charakteru i pomimo czasem dziwacznych zachowań i tajemniczości, jaką się otaczał cieszyli się, że znalazł sobie kogoś, kto wypełnił pustkę w jego sercu po stracie Syriusza. Hermiona patrzyła na niego prawie codziennie i nie mogła się nadziwić jego zmianie. Martwiło ją też, że uczy się Czarnej Magii i dałaby sobie rękę uciąć, że uczył się jej już wcześniej i potrafi znacznie więcej niż to okazuje szczególnie na zajęciach z państwem Varriel Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł, GD. Gdy zapytała o to Potter’a ten stwierdził, że kontynuowanie tego nie ma już sensu, bo mają świetnych nauczycieli i nie potrzebują już spotkań w Pokoju Życzeń.
– No, tak, chyba masz rację – zgodziła się z nim wracając do zamku. – Ale ty, jako jedyny walczyłeś z Nim i wciąż żyjesz, jesteś najlepszy z Obrony i teraz jeszcze z Czarnej Magii. Nie mówię żebyś nas uczył tego drugiego – dodała pośpiesznie widząc jego minę.
Nie wiedział, czego oczekuje od niego, więc w milczeniu jej słuchał.
– Ale tak, jak było to w zeszłym roku, masz spore doświadczenie a inni chętnie z niego skorzystają.
– Stary – wtrącił się Weasley – tamte spotkania były ekstra, większość osób znacznie podciągnęła się z OPCM-u – spojrzał na gryffonkę idącą obok. – Ale nie chodzi już o to, w tedy uczyłeś nas zaklęć i tak dalej, nie? Teraz uczymy się coraz to mocniejszych zaklęć, ale nic poza tym.
– Właśnie – ciągnęła dalej Hermiona – no, może poza pojedynkami, ale to nam nic tak na prawdę nie da. Potrzebujemy kogoś, kto pomoże nam nauczyć się wykorzystywać to, co już umiemy i wydaje mi się, że ty nadasz się najlepiej. Bo wątpię, czy inny nauczyciel się by zgodził.
Suldan uśmiechną się w duchu na te słowa, w końcu nieświadomie podsunęła mu znakomity pomysł na lekcję. O tak, już miał w głowie plan działania. Nauczy ich, taką miał przynajmniej nadzieję jak dobrze zastosować swoją wiedze o zaklęciach podczas walki. Bo nie miał co do tego żadnych wątpliwości, prędzej czy później wielu z nich będzie zmuszone walczyć ze sługami zła. A także pozbędzie się z nich strachu przed śmierciożercami… no taki był mniej więcej plan.
– Zgoda – powiedział z lekkim uśmiechem. – Za godzinę w Pokoju Życzeń – oznajmił i odszedł pogwizdując cicho.
Ogólnie wszystko miał na miejscu, bo PŻ załatwi mu wszelaki niezbędny sprzęt. Potrzebował jedynie pomocy trójki elfów i zgody Dumbledore’a. Jak postanowił tak też zrobił. Wpierw odwiedził gabinet dyrektora Hogwartu. Wyjaśnił swój plan mężczyźnie siedzącemu za biurkiem dokładnie opisując, co zamierza. Reakcja Albusa była pozytywna, nawet bardzo. Pomysł elfa był po prostu genialny i miał nadzieję, że nie będzie jakichś wypadków i nikomu nic się nie stanie. Z miejsca napisał zezwolenie dla uczniów chodzących na zajęcia z ‘kółka zainteresowań’ i podpisał się na samym dole reszta była pusta na nazwiska osób zainteresowanych, powiedział też, że pergamin powieli się tyle razy ile będzie osób na liście. Następnie Suldan poinformował przyjaciół o swoim planie. Niechętnie przystali na role, jakie będą musieli odgrywać, ale zgodzili się mu pomóc. W pokoju byli już dwadzieścia minut przed czasem, tyle wystarczyło, aby wszystko przygotować.
Hermiona z Ron’em powiadomili wszystkich starych członków nie licząc tych, którzy skończyli szkołę i zwerbowali w ich szeregi paru nowych członków. Był w śród nich rozanielony brat Catchriny. Równo z czasem wszyscy stali przed Pokojem Życzeń czekając na Harry’ego Potter’a, którego jeszcze nie było widać, czekali jeszcze pięć minut poczym weszli do środka myśląc, że może jest już w środku. Widok, jaki ujrzeli kompletnie odebrał im mowę. Osoby z końca pchały tych z przodu chcąc dowiedzieć się, co spowodowało ten mały korek i również stawali oniemiali z zachwytu. Stali, bowiem w lecie na miękkiej ściółce z mchu liści i sosnowych szpilek. Zewsząd otoczeni byli drzewami i gdzieniegdzie z pomiędzy drzew wystawały podniszczone kamienne murki, w koronach szumiał zawodząco wiatr, powietrze było ciężkie, chłodne i wilgotne. Niebo było ciemno szare, grafitowe. Księżyc w pełni świecił jasno z pomiędzy chmur rzucając ponure światło na ziemię sprawiając, że cienie drzew zdawały się być żywe przez drzewa, które poruszał wiatr. Uczniowie weszli niepewnie głębiej rozglądając się też ciekawie, gdy ostatnia osoba zamknęła za sobą drzwi te po prostu znikły bez śladu jakby nigdy tam ich nie było, nikt tego nawet nie zauważył. Nikt prócz kilku osób nie pomyślał nawet o wyciągnięciu różdżki, wyciągnęli je tylko ci, którzy byli w Ministerstwie Magii z Harrym w czerwcu.
– Czy tylko mi się wydaje, że coś jest tu nie tak? – Odezwał się niepewnie Ron.
To było pytanie retoryczne, więc nikt nie odpowiedział. Nagle z pomiędzy drzew w ich stronę pomkną niebieski promień i uderzył w drzewo tuż koło Parvati Patil z Gryffindoru, dziewczyna krzyknęła chwilę przed uderzeniem czaru i rzuciła się plackiem na ziemię.
– Co to było?!
– Kto tam jest?
– Harry, to ty?! – Krzyczeli jedno przez drugie w panice chowając się za drzewa.
Kolejne promienie zaklęć posypały się w ich stronę siejąc jeszcze większą panikę, ale żadne nikogo nie trafiło. Część osób wyskoczyła z ukrycia i pobiegła do drzwi, lecz szybko zorientowali się, że ich nie ma.
– Drzwi! Znikły!
– Co? Jak to?! Przecież były tu przed chwilą!
– Ale już ich nie ma!
Usłyszeli niedaleko trzask łamanej gałęzi i poczuli nagły chłód. Za nimi stało dwóch ludzi w czarnych szatach i białych maskach skrywających twarze, to byli śmierciożercy a obok nich unosił się Dementor. Cofnęli się przerażeni na ich widok.
– Śmierciożercy, wiejcie! – Krzyknęli zaczynając biec. Dwie osoby nie zrobiły nawet trzech kroków, gdyż powaleni zostali drętwotą. Dwoje następnych zostało rozbrojonych.
– Potter! On tu jest, Czarny Pan sowicie nas wynagrodzi za niego i jego przyjaciół! – Rozległ się twardy, szorstki głos jednej z zamaskowanych postaci.
Rozdzielili się rzucając zaklęcia nie śpiesząc się przy tym zbytnio i zachodzili ich z trzech stron zbijając ich w ciasną grupkę. Gdy to im się udało unieśli różdżki. Przerażeniu uczniowie w żaden sposób nie potrafili przeszkodzić schwytaniu. Neville, który stał na początku z Ron’em i Hermioną oraz Luną podniósł drżącą ręką różdżkę i wydukał:
– D-d-d-rętwota! – Czerwony promień zaklęcia oszałamiającego pomkną w kierunku śmierciożercy, który z dziecinną łatwością odbił czar.
Ruch gryffona obudził kolegów obok, którzy też posłali zaklęcia w śmierciożreców a później innych. Mimo, że uczniów było więcej padali jak muchy jedno po drugim. Jedynie stali jeszcze na nogach ci, co byli w ministerstwie w zeszłym roku, ale i oni padli w niedługim czasie, choć omal nie pokonali dwójki śmierciożreców. Całkowicie zapomnieli o obecności dementora, co było głównym powodem ich porażki. Związali wszystkich a potem ocucili. Wyliczając, którego pierwszego wezmą na tortury, druga z postaci, która okazała się być kobietą przypominała Longbottomowi Bellatriks Lestragne aż zadygotał ze strachu przed nią, gdy skierowała na niego zamaskowaną twarz. Nagle okolicą rozświetlił srebrzysty blask a w następnej sekundzie tuż obok nich pogalopował srebrny jeleń. Był to patronus i tylko jedna znana im osoba miała takiego. Patronus Potter’a błyskawicznie przepędził dementora i zaczął krążyć wokół więźniów na wypadek gdyby pojawił się kolejny.
– Jak zwykle złoty chłopczyk rusza na ratunek – zaironizował mężczyzna. – Czarny Pan tęskni za tobą. Czyżby nie podobały ci się jego pieszczoty ostatnim razem?
– Daleko mu do dobrej gościnności! – Posłał w jego kierunku czarno magiczną płonącą strzałkę.
Mężczyzna wyczarował sobie tarczę a kobieta posłała w jego stronę Zaklęcie Noży. Chłopak zamiast się uchylić posłał dwa szybkie zaklęcia: pierwszym był oszałamiasz a drugim Petryfikus Totalus. Mężczyzna unikną tylko pierwszego. Czar kobiety przeleciał już ponad połowę odległości, gdy Suldan zmienił jego kierunek lotu drętwotą kierując go nieco bardziej w górę, i kiedy był już dwa metry od jego piersi odbił się od niewidzialnej tarczy Protego. Tarcza była za słaba, lecz ustawiona pod pewnym kątem spełniła swoje zadanie zmieniając znacznie tor lotu tak, że przeleciało daleko od jego głowy. To Loganos ją wyczarował i natychmiast dołączył do przyjaciela szybko powalając we dwoję śmierciożerczynię.
Uczniowie z zapartym tchem oglądali walkę i odetchnęli z ulgą, gdy ich uwolnili.
– Szybko musimy powiadomić Dumbledore’a! – Krzyknęła Cho nie bardzo wiedząc gdzie szukać wyjścia. – A tak właściwie to gdzie my jesteśmy?!
– Spokojnie panie i panowie, wszystko jest pod kontrolą. Właśnie przekonaliście się jak to jest wpaść w zasadzkę.
– Moment! – Przerwała mu ostro Hermiona z groźnym błyskiem w oku – chcesz powiedzieć, że to wszystko było…
– Ukartowane, zgadza się. Ta dwójka to nasi dobrzy znajomi. – Dwoje ‘śmiercożerców’ wstało i zdjęło maski odsłaniając wszystkim swoje twarze.
– Wisisz mi za to karton Whisky – burknął do Suldana Samael ściągając czarną pelerynę.
Wszyscy zdążyli ochłonąć i przedyskutować całe zajście. Większości podobał się ten mały pokaz, ale część była zła na czwórkę elfów wręcz oburzona jego pomysłem. Jedno z nich nie wytrzymało i powiedziało z oburzeniem.
– Po jakie licho, na wściekłe gryfy, to zrobiłeś?! Po co oni przebrali się za śmierciożerców, jeśli nie nastraszyć nas na śmierć?! Mieliśmy się uczyć a nie odstawiać jakieś szopki!
– To był test, chciałem zobaczyć czy potraficie walczyć w zespole, czy w ogóle odważycie się sięgnąć po różdżki. Myliłem się, z pewnymi wyjątkami, ci, co byli ze mną w ministerstwie w zeszłym roku poradzili sobie nieźle, choć zareagowali za wolno i gdyby to byli prawdziwi śmierciożercy już byście pewnie nie żyli. – Zerknął na dwójkę przyjaciół a potem na resztę: Lunę, Ginny, Neville’a. Wyglądali na bardziej poważnych niż w zeszłym roku, no może poza Longbottomem. – Popełniliście błąd zapominając o dementorze-boginie. Ilość waszych patronusów byłaby wystarczająca do przepędzenia go, a tak was mocno osłabił, a wiem, że część z was potrafi to zaklęcie. Większość z was poddała się bez walki a inni chcieli uciec – spojrzał karcąco na trójkę gryffonów z trzeciej klasy. Jednym słowem, Trupy! Piętnastu pokonanych przez dwójkę! – Prychnął
– Ciekawe jak Ty byś sobie poradził?
– Na pewno lepiej niż wy wszyscy razem wzięci – nie krył swojej wyższości pod względem walki, w sumie to miał całkowitą rację. – Ne raz musiałem stawić czoła Voldemortowi i jego bandzie. W zeszłym roku moi przyjaciele przekonali się jak to jest walczyć o życie, gdy wróg ma nad tobą przewagę liczebną, omal nie zginęliśmy w ministerstwie…, Czemu tak się nie stało? Tak, Neville?
– B-bo działaliśmy r-razem?
– Właśnie! Chyba nikomu nie muszą tłumaczyć, co ten termin oznacza? – Nikt się nie odezwał. Zebrani nie mogli się nadziwić jego postawie. Byłby wyśmienitym nauczycielem. Pomyślała zachwycona Hermiona.
– Zajęcia będą takie jak w zeszłym roku z pewnymi jeszcze ‘dodatkami’, co to będzie to już pozostanie moją tajemnicą. Zespół – tym właśnie macie być, zespołem. Macie ufać sobie nawzajem. Od tej pory, jesteście jednym ciałem i jednym umysłem. Jeśli ktoś będzie to olewał to każę mu lizać latryny tak długo, że nie odróżni gówna od frytek!
– Dyktator! – Mruknął Loganos.
– Nie psuj atmosfery! – Zganił go przyjaciel i kontynuował chodząc po swych śladach.
– Żołnierze! Od dziś macie mi Tutaj mówić Sir Potter… ewentualnie Wodzu. Ostatecznie, Panie. – Mówił jak prawdziwy żołnierz krzycząc w odpowiednich momentach robiąc przy tym krótkie pauzy. Efekt był świetny, gdyby nie radosne iskry w oczach.
– Może, Gnida? – Zaproponował Black krztusząc się ze śmiechu.
– Sto pompek, JUŻ! – Ryknął, na co chłopak parsknął śmiechem i padł plackiem rechocząc jak żaba. – Za podważanie mojego autorytetu! – Wypiął dumnie pierś. – To wystarczyło, aby ostatecznie rozluźnić atmosferę dla ogólnego rozluźnienia.
Zachariasz Smith przestał się boczyć na kolegów i przyłączył się do radości. Na zakończenie ‘wodzu’ ustalił, że sam będzie decydować, kiedy i o której będą następne spotkania GD. Suldan zastrzegł, że będą trwać co najmniej trzy godziny i maksymalnie dwa razy w tygodniu. Potoczył wzrokiem po wszystkich twarzach, na których wymalowane było połowiczne zadowolenie, które znikło, gdy zaproponował całe sobotnie popołudnie.
– Przychodzą wszyscy punktualnie, albo nikt, jasne? – Powiedział na koniec i wyją pustą jeszcze listę, na którą wszyscy się wpisali bez wahania wyjaśniając wszystkim, po co ona jest, poczym kazał się rozejść wszystkim.
Z sekundy na sekundę Pokój Życzeń pustoszał pozostawiając czwórkę elfów i dwójkę ich przyjaciół.
– Muszę ci pogratulować genialnej pierwszej lekcji – zaczęła z entuzjazmem Hermiona – myślę, że to da im trochę do myślenia.
– Też tak myślę. Ach, nie przyjmuję więcej już osób, ta grupa jest wystarczająca – przyjaciele nie protestowali zgadzając się na wszystkie jego warunki. – Chociaż, nie, jeszcze pięć osób może dojść, nie więcej. – Zmienił jednak zdanie po chwili namysłu. Zamienili jeszcze kilka zdań i dwójka gryffonów wyszła chcąc iść spać, jako że była już prawię jedenasta a spotkali się o siedemnastej.
– Ty coś kombinujesz – zagadnęła do niego Alvariel, – prawda?
– Nie, po prostu chcę ich podszkolić, to wszystko. – Spojrzała na niego niecierpliwie.
– Mam przeczucie, że Hogwart będzie potrzebował zgranej, ufającej sobie nawzajem grupie, potrafiącej obronić siebie i innych, gdybyśmy my nie zdążyli.
– Nie zdążyli? Na co? – Zapytał Loganos.
– Wszyscy dobrze wiemy, że Voldemort prędzej czy później będzie chciał zdobyć zamek – przyjaciele pokiwali ponuro głowami. – Zakon i aurorzy przynajmniej nie będą się za bardzo martwić o uczniów, bo będą pod dobrą opieką.
– Nie chcesz ich chyba wtajemniczyć, co? – Spytała ostrożnie dziewczyna.
– Ja… nie wiem. Może… kiedyś – bił się z własnymi myślami. – Nie umiem powiedzieć a sam nie podejmę takiej decyzji. Hermiona i Ron mają prawo się dowiedzieć i zdradzę im nasz sekret po ślubie brata Ron’a i pogadam z Aurivelem, co z resztą Gwardii. Jeśli się zgodzi… i wy też to sami ich wyszkolimy. Jeśli nie to Hermioną i Ron’em zajmie się twój ojciec – skinął głową na Loganosa.
– Co do tej dwójki to zgadzamy się. Ale, co do reszty to musimy przemyśleć sprawę – odparł Samael drapiąc się po brodzie. – Wiecie? Skoro już tu jesteśmy sami to może byśmy sobie poćwiczyli? – Przyjaciele z miłą chęcią przystali na tę propozycję.
________________________________________________________________________
* Wypowiedzi cerbera będę pisał WIELKIMI LITERAMI. Hehehe gadający trójgłowy pies, genialne, nie? xD
|
|