Wybrana
Biały Mag
Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 486
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miasta umarłych
|
|
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY:
ALHATELLO
Dwa dni później od nocnych wydarzeń Harry i Weasley’owie zostali wezwani na poważną rozmowę. Profesor Lupin i Albus Dumbledore poinformowali ich, że na Grimauld Place 12 zbiera się Wielka Tajna Konferencja Czarodziejów. Zakon Feniksa ciągle jeszcze nie tracił nadziei, że uda się skłonic Ministerstwo do podpisania układu o współpracy i ustalenia wspólnej drogi działań przeciwko Lordowi Voldemortowi. Oprócz Amelii Bones, która nie kryła już zniecierpliwienia i niechęci, zjawili się także Szef Departamentu Współpracy z zagranicą, Departamentu Prawa, członkowie Wizengamotu oraz około pięćdziesięciu Aurorów. Nie brakło też i innych wielkich osobistości świata czarodziejów, którym na sercu leżała troska o bezpieczną przyszłość, a co, do których Dumbledore miał bezgraniczne zaufanie. Takie spotkanie na Grimauld Place 12 zdarzało się po raz pierwszy, sama konferencja należała do rzadkości i wszędzie wyczuwało się atmosferę podniecenia.
- Więc sami rozumiecie – Mówił Dumbledore – Bardzo mi na tym zależy. I dlatego prosiłbym was, żebyście powstrzymali się z …eee…pewnymi działaniami, które mogłyby kolidować z naszą pracą. Nie chcielibyśmy potem… eee…nakładać na was – jakby to powiedzieć – pewnego rodzaju sankcji.
Pani Weasley zaś była bardziej dosadna.
- Macie się trzymać z daleka! Zero waszego widoku, zero dźwięku! – Oznajmiła ze stalowym błyskiem w oczach – Macie się rozpłynąć w powietrzu! Jeśli cokolwiek zakłóci przebieg konferencji, to gwarantuję, że pożałujecie dnia, w którym żeście się narodzili! Zrozumiano?!
Potaknęli głowami.
- I Fred, nawet nie próbuj mnie przekonać, żebyście mogli wziąć udział!
- A Percy?!!!
- Percy na szczęście jest bardziej inteligentny i umie znaleźć się wśród ludzi.
Bliźniacy się nadąsali.
- A co, jak dziadek z czymś wyskoczy? – Spytał Daniel.
- Nie ma go. Z samego rana Lupin wepchnął w niego pelerynę, pieniądze i wyrzucił za drzwi z przykazaniem spędzenia całego dnia na mieście. Wyszliśmy z założenia, ze, jeśli ma już wybuchnąc jakiś skandal, to lepiej tam niż tu.
- I on się na to zgodził?
- A myślisz, że pozostawiliśmy mu jakis wybór?
Kiedy zaczęli schodzić się goście, siedzieli ukryci za poręczą schodów przypatrując się wszystkiemu z zapartym tchem. Większości czarodziei w ogóle nie znali, przewijały im się przed oczyma całkiem obce twarze. Z rzadka tylko Weasley’owie informowali Harry’ego, kto jest kim. Gościom przewodził Albus Dumbledore ubrany w odświętną fioletową szatę. Wcale nie wyglądał jak starzec. Błękitne oczy płonęły blaskiem, a z całej jego postawy biły niezwykła pewność siebie, zdecydowanie i żelazna determinacja.
- Ale feta – mruknął z podziwem Daniel. U jego boku kulił się wystraszony Stworek, który w ostatniej chwili wycofał się z ceremonii witania gości w drzwiach.
- Taka konferencja zdarza się raz na wiele, wiele lat – Powiedział Ron – To rzadkość i zaszczyt, że możemy w niej uczestniczyć.
- Chciałeś powiedzieć, że możemy ją podglądać – sprostował ironicznie Fred.
W tej chwili pojawił się długi szereg Aurorów. Nie należeli do Ministerstwa. To widać było na pierwszy rzut oka. Wyczuwało się w nich jakąś nieokreśloną silę, potęgę i władzę. Ich szaty były czarne, a na prawym ramieniu pysznił się herb. Przedstawiał skrzyżowane ze sobą w walce dwa miecze. Pod nimi widniał napis w języku, którego Harry nie znał.
- „Rodzimy się i umieramy – zacytowała nagle Hermiona ku konsternacji reszty – Żyjemy po to, by walczyć, żyjemy po to, by zwyciężać i po to, by służyć Dobru. Wody wyschną, skały zwietrzeją, dni upłyną, a pamięć o tym, czego przysięgaliśmy bronić nigdy nie przeminie”.
- Co? – Zdziwił się Harry
- Skąd to wiesz?
- Czytałam – wyszeptała – To napisano w starożytnym języku elfów.
- Ale…- Harry zerknął zdezorientowany na Rona i resztę. Wszyscy, nawet Catherine i Daniel mieli na twarzach wyraz zachwytu, uwielbienia i szacunku. Oni wiedzieli – Kim są ci ludzie?
- Nie wiesz? – Zdziwił się Fred, a w jego głosie zabrzmiało potępienie – Naprawdę nie wiesz?!!!
- Nie, ale może mnie oświecisz? – Zdenerwował się Harry. Nie pierwszy raz popisał się nieznajomością świata czarodziejów.
- To elita Aurorów – powiedziała Catherine – Najlepsi z najlepszych z całego świata. Pochodzą z Akademii Avalon. Avalon to starożytny zamek na jednej z wysp pomiędzy Anglią a Szkocją. Dostać się w szeregi Aurorów z Avalonu to nie byle zaszczyt. Oni nie przyjmują byle kogo.
- Czy to jest coś w rodzaju szkoły? – Spytał.
Ron pokręcił głową.
- Nie sądzę. W końcu tam bardziej doskonalisz swoje umiejętności i talent niż uczysz się całkiem czegoś nowego. Rzadko, komu udaje się przejść szkolenie. Ale jeśli już …
- Och! – Pisnęła nagle Ginny – To on! To ON! Alhatello!!! Dyrektor Avalonu!!!
Harry wychylił się zza poręczy wpatrując się w ciemną groźną postać. Był zafascynowany. Twarz czarodzieja była jakby wykuta w kamieniu, siatka blizn na twarzy przecinała się znacznie gęściej niż u Moody’ego. Rozmawiał z czarodziejem w zielonej szacie z wizerunkiem smoka na piersi.
- Dorian Balindaroch – mruknął cicho Daniel – Prawa ręka Alhatella. Już nie wspomnę ile razy dziadek wieszał na nich psy, bo to oni najczęściej odprowadzali go do Azkabanu.
Harry wychylił się jeszcze mocniej. Nagle Alhatello, jakby przeczuwając, że o nim mówią, podniósł głowę i spojrzał w górę. Harry’emu mocniej zabiło serce, w duszy zagrały nieokreślone uczucia przemieszane wraz z podziwem i szacunkiem oraz gorącą chęcią sprawdzenia się. I w tym samym momencie, gdy oczy Harry’ego i Alhatella spotkały się, a mroczne spojrzenie sięgnęło na wskroś serca, Harry złożył obietnicę. Jakby rzucając wyzwanie temu surowemu, przenikającemu wszystko wejrzeniu, Harry przysiągł, że zrobi wszystko, by móc kiedyś znaleźć się wśród Wybrańców Avalonu.
Wątpliwe było czy Alhatello wiedział, kogo ma przed sobą. W holu panował półmrok i Harry i Weasley’owie ledwie byli widoczni wśród cieni zalegających na schodach. Zresztą dość szybko stracił zainteresowanie. Odwrócił się do Balindarocha, powiedział coś cicho i obaj się roześmieli. Na zapraszający gest Dumbledore’a zniknęli za drzwiami kuchni. Za nimi podążyli Aurorzy z Avalonu. Harry odprowadzał ich wzrokiem czując w sercu jakby żal i ogromną tęsknotę.
- Robi wrażenie, nie? – Zareagował Ron, gdy hol opustoszał.
- Chodźcie – pociągnęła ich Hermiona – Idziemy stąd.
Ich pokoje zostały chwilowo zajęte przez gości, dlatego musieli zadowolić się innym lokum. Ledwie Harry zdążył pomyśleć „tylko nie strych”, skierowali się właśnie tam.
- No nie! – Jęknął – Ja już mam do niego awersję!
- To jak ja do piwnicy – wtrącił Daniel.
- Nie narzekajcie – Hermiona zmarszczyła brwi – Mieliśmy przecież zniknąć, prawda? Wątpię, żeby którekolwiek z nich tu przyszło.
- Wiecie, chyba dopadła mnie nostalgia – Wyznał melancholijnie Fred – Jak ten Alhatello na mnie spojrzał…
- Na ciebie? – Zdziwił się Harry. On odniósł zupełnie inne wrażenie.
- Na mnie! – Zaprotestował gwałtownie Ron – Na mnie patrzył!
- Nie! Bo na mnie! – Krzyknął George.
- Zaczyna się – westchnęła Hermiona – Przestańcie się kłócić! Uzgodnijmy po prostu, że facet miał niezwykle przenikliwy wzrok.
- Aż za bardzo – przyznała Catherine – Jak się na niego patrzyło, to odczuwało się potrzebę wymaszerowania zza tych schodów z pieśnią bojową na ustach i rzucenia się samotnie w wir walki.
Harry kompletnie nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wciąż rozmyślał o aurorach z Avalonu,a przed oczami widniała mu mroczna twarz Alhatella. Na duszy było mu dziwnie ciężko i paliła go wprost chęć przyłączenia się do czarodziei z Wybrańcami Avalonu. Pomyślał, że nie powstrzymaliby go od tego kroku nawet Knot i Dolores Umbridge razem wzięci. A Syriusz, jego ojciec chrzestny pewnie byłby z niego dumny.
Wszyscy byli pod wrażeniem. Hermiona, odruchowo chwyciwszy za szmatę do mycia podłóg, dzieliła się z nimi swoją wiedzą na temat Wielkich Zjazdów Czarodziei sprzed lat. Weasley’owie na wyścigi przypominali sobie, co kiedyś opowiadał im na ten temat ojciec, a Daniel streszczał wszystkie walki Henry’ego Dancinga z aurorami ze starożytnego zamku. Tylko Ginny i Catherine zdawały się nie brać udziału we wspólnych rozważaniach. Szeptały coś do siebie w kącie.
Ich zafascynowanie było innego rodzaju.
- Ty też go widziałaś? – Pytała zaaferowana Ginny – Przystojny, prawda?
- A te jego niebieskie oczy! – Westchnęła Catherine.
I obie zachichotały. Ron natychmiast zareagował.
- Przecież Alhatello ma czarne oczy! – Zaprotestował.
- Nie mówię o nim, ty tumanie! – Ofuknęła go siostra.
- A o kim? – Zdziwili się bliźniacy.
- O tym młodym blondynie z długimi włosami i oczami jak lazurowe niebo – wyszeptała zachwycona Cathy.
Obie głęboko westchnęły.
Hermiona nagle jakby zapomniała o trzymanej w ręku szmacie.
- Mówicie o tym z boskim uśmiechem Apolla? – Zapytała żywo.
- A co? Też go widziałaś?!
Teraz już westchnęła rzewnie cała trójka.
- Dziewczyny, no, co wy?! – Spytał zdezorientowany Harry – Jaki Apollo?!!!
- Myślicie, że ma wolny wieczór? – Zignorowała jego pytanie Cat.
- Auror?! – Ginny była sceptyczna – Nie sądzę! Zresztą to ja pierwsza go wypatrzyłam!!!
- Nieprawda!!! Bo ja!!!
- Głupie jesteście!!! To ja byłam pierwsza!!!
Harry i Weasley’owie z rosnącym niedowierzaniem przysłuchiwali się nabierającej tempa kłótni. Czegoś takiego jak dotąd nie dane było im zobaczyć. Dziewczyny zaczęły skakać sobie do oczu.
- Wy się dobrze czujecie? – Spytał oszołomiony George.
- Nie – zachichotała Ginny.
- Ani trochę – zgodziła się z nią Catherine.
Harry i Ron spojrzeli na siebie z przerażeniem, a w ich głowach zaczęła się krystalizować wspólna myśl. Ale to Daniel był tym, który wypowiedział ją na głos.
- Wasze siostry to idiotki – stwierdził z niesmakiem – A ta trzecia też nie lepsza.
Fred nagle zgiął się wpół i dostał niekontrolowanego ataku śmiechu. Rechotał na całe gardło, łzy pociekły mu ciurkiem z oczu i nie mógł się uspokoić.
- Nie wierzę!!! – Wył – Muszę napisać do Jordana i paczki ze szkoły!!! Ha, ha, ha!!! Ale będzie polewka!!! Hi, hi, hi!!!
Teraz do rozpuku śmiali się już wszyscy. Daniel ze Stworkiem dusili się w kącie ze śmiechu, Harry nie mógł opanować czkawki, a Ron wyjąc opadł na zakurzony stolik pod ścianą. Stolik zarwał się pod nim i runął na ziemię potrącając jednocześnie półkę z książkami. Cała jej zawartość sfrunęła w dół. Jakaś gruba księga trafiła Rona prosto między oczy. Ron jęknął.
- Boli??? – Spytała z fałszywą troską w głosie jego siostra.
Wymamrotał coś niecenzuralnego pod nosem.
- Co to jest? – Spytał rechocząc Daniel wskazując na grube tomisko.
- Nie wiem!!! – Warknął rozwścieczony Ron. Nadal trzymał się za głowę, – Ale to ma chyba ze sto kilo!!! Omal mnie nie zabiło!!!
- To kara, kolego! – Zachichotała Catherine – Dosięgła cię mściwa ręka wyszydzanego Apolla!
- Odczep się – mruknął rozgoryczony.
Hermiona wzięła nietypowe narzędzie zemsty do ręki i ąż się ugięła.
- O żesz ty! Ale ciężkie!
- To chyba książka? – Spytał Harry.
- Może…- Hermiona była sceptyczna – Nie wygląda mi na to.
- Otwórz! – Ponaglił ją Fred.
Przewróciła strony.
- To chyba… - zawahała się i dokończyła zdumiona – Album zdjęciowy! Z datą sprzed kilkunastu lat!
- A co jest na zdjęciach? – Chciał wiedzieć Ron.
- Nie widzę, jest za ciemno – mruknęła – chyba jakiś zamek.
- Avalon? – Spytała chciwie Ginny.
- Nie, raczej nie – Hermiona rozwiała jej nadzieje – To Hogwart. Bo widzę Syriusza i Jamesa Pottera i …Hej!!! Co robicie?!!!
Bo oto Harry, Daniel i Catherine dopadli jej w mgnieniu oka i siłą wydarli album z rąk.
- Pokaż! – Harry zdobył upragniony przedmiot.
- Hej! – Zaprotestował Daniel – Ja też chcę zobaczyć!
- Oddajcie! – Awanturowała się, Catherine.
- Zaraz to porwiecie – Próbował interweniować Fred.
- Nie wiem, co wy chcecie oglądać – wzruszył ramionami Ron – Na tym strychu jest ciemnio jak w czterech literach u…
- RON!!!
- Ja tylko chciałem wyrazić swoje zdanie – Wymamrotał pokornie pod wściekłym wzrokiem Hermiony.
- To nie wyrażaj!
- Ale on ma rację – wtrąciła Catherine pakując Danielowi łokieć w brzuch by odzyskać księgę. Daniel jęknął i zgiął się wpół – Tu nic nie widać!
Fred i George zapalili różdżki, ale nawet przy ich świetle nie byli w stanie wiele zobaczyć.
- Och! Dajcie to! – Warknęła rozdrażniona Cat i z albumem w dłoniach w błyskawicznym tempie opuściła strych.
- Co ona robi?! – Zaniepokoiła się reszta i pobiegli za nią.
Hermionę sparaliżowało.
- Tam jest konferencja!!! – Jęknęła - Wasza mama nas zabije!!! Wracajcie!!!
- Jak myślisz? – Spytał Harry’ego Daniel, gdy biegli za Cathy w dół niepomni na błagania Hermiony – Potraktować ją zaklęciem potknięcia się?
- Zwariowałeś?! – Przeraził się Harry – Na schodach?!!!
- Tak myślałem, że ten pomysł może ci się nie spodobać.
- Zależy mi na tym, żeby mieć jeszcze siostrę!
- Szkoda – mruknął Daniel.
Catherine biegła akurat w stronę holu, gdy z korytarza wyłonił się Bill Weasley obładowany czymś niczym wielbłąd. Dziewczyna nie zdążyła już się zatrzymać i wpadła na niego zbijając go z nóg. Album wyleciał jej z rąk i rozpadł się na kawałki. Zdjęcia rozsypały się po całej podłodze, Bill puścił wielkie rulony papieru, które akurat niósł i wszystko zmieszało się ze sobą.
- Oooch! – Jęknęła Hermiona – I to akurat pod drzwiami kuchni!
- No i popatrz, co zrobiłeś?!!! – Rozeźliła się Catherine stojąc pośrodku bałaganu.
- Ja?!!! – Oburzył się Bill – Miej pretensje do siebie!!!
- Trzeba było ostrzec, że nadchodzisz!
- Trzeba było nie ganiać po domu jak wariatka!
Bill mamrocząc pod nosem coś na temat rozkapryszonych i aroganckich dziewczyn schylił się po swoje papiery. W tym momencie jego wzrok padł na zdjęcia.
- Hej! Skąd to macie?!
- Znaleźliśmy – Poinformował go Fred. Za jego plecami Hermiona podskakiwała i syczała o ciszę.
- Ja znam te zdjęcia – powiedział Bill biorąc do ręki fotografię Syriusza.
- Oddaj! – Ryknął na niego Daniel – Chcę zobaczyć swojego tatę i ciągle ktoś mi nie pozwala! Oddawaj!
- Odczep się – zbył go Ron – Idź się przejrzeć w lustrze! To mniej więcej to samo.
- No wiesz?! – Oburzył się młody Black – Jak możesz?!
- Obejrzysz je sobie później!
- Ale ja chcę teraz!!!
- Bill, czy to ty? – Spytał Harry nie interesując się kłótnią. Tuż obok Hermiona posykiwała na obydwu chłopców jednocześnie grzmocąc się pięścią w głowę. Miało to przypominać stukanie się palcem w czoło i sugerować, że są nienormalni, bo robią hałas, za który pani Weasley z pewnością ich zabije – Ile masz tutaj lat? I kto jest tutaj z tobą?
Wnet przyłączyli się do nich bliźniacy i Ginny.
- Chyba tu miałem trzynaście lat – Powiedział z namysłem Bill – Jestem z moimi najlepszymi przyjaciółmi – wskazał na dwójkę jasnowłosych bliźniąt – To ted i Sara Thompsonowie. Ted to najrówniejszy kumpel, jakiego kiedykolwiek miałem, natomiast Sara…ona była trochę dziwna. Za bardzo pasjonowała się matematyką.
- A co w tym złego? – Zdziwiła się Cat.
- No niby nic. Ale ona uwielbiała wszystko wyliczać. Potrafiła w przeddzień meczu Quidditcha lecieć do Trelawney po przepowiednię prognozy pogody, a potem, borąc pod uwagę stan pogody, prędkość i kierunek wiatru, znicza, szerokość i długość boiska, odległość od bramek i czegoś tam jeszcze, nie pamiętam, czego, wyliczyć gdzie w danej minucie meczu znajdzie się znicz.
- Dla Gryfonów to chyba było dobrze, nie?
- Było dobrze, dopóki ówczesny kapitan drużyny nie obraził czymś Sary. Jeszcze tego samego dnia dziewczyna poszła do Ślizgonów i sprzedała im dane o meczu za czterysta galeonów.
- Fajna – mruknął Harry. Teraz słuchali już wszyscy oprócz Daniela i Rona wciąż kłócących się o zdjęcia i Hermiony, która zrozpaczona rwała włosy z głowy
– I co?
- Gryffindor stracił Puchar Quiditcha na trzy lata. Sara nie dała się przebłagać.
- Dziewczyny zawsze były nieprzewidywalne – Podsumował Ron chwilowo uzyskując przewagę w przepychankach.
- A to? – Harry wskazał na kolejną fotografię.
- To wcześniejsze – powiedział Bill spoglądając na datę – Zwracam wam uwagę, że tu jest sfotografowane, co najmniej kilkanaście lat a wy przemieszaliście to wszystko do cna. Tego jest ponad tysiąc! To? To twój dziadek.
Na Cathy i Harry’ego te słowa podziałały niczym płachta na byka. Rzucili się na fotografię natychmiast wydzierając ją Billowi z rąk.
- Pokaż!
- John Potter – Bill przyglądał im się z uśmiechem – Najlepszy Auror na świecie.
- Czy on nie jest przypadkiem w tym ich ubranku z Avalonu? – Spytał zaciekawiony Fred
– Należał do Wybrańców?
- Należał – przytaknął jego starszy brat – Był ich dyrektorem.
Harry wytrzeszczył oczy.
- Żartujesz?!!!
- Ron, ty padalcu!!! – Usłyszeli za sobą niezadowolonego Daniela – Jeśli natychmiast nie pokażesz mi tych zdjęć, to ja…!!!
- Do jasnej Anielki!!! – Hermiona straciła już cierpliwość – Ile razy mam wam przypominać, że tuż za tymi drzwiami odbywa się ta cała konferencja?!!! Zamknijcie wreszcie gęby albo tego pożałujecie!!!
- Teraz to ty krzyczysz – zauważyła spokojnie Ginny.
Bill drgnął.
- Na brodę Merlina! – Jęknął i rzucił się na podłogę zbierając rozrzucone papiery – Pomóżcie mi!!!
- A co to są za śmieci? – Zainteresowali się bliźniacy schylając się wraz z nim.
- To nie śmieci! – Oburzył się Bill – To bardzo ważne plany Zakonu! Tajne łamane przez poufne i w ogóle!
- Naprawdę? – George’owi zabłysły oczy.
- Mama mnie zabije! – Jęczał starszy brat – Już i tak te obrady idą im jak po grudzie. Amelia stroi fochy i odmawia podpisania układu o współpracy. Reszta już się zgodziła, została tylko ona.
- A dlaczego ona nie chce?
- Dlatego, że kiedy już ją prawie przekonaliśmy zjawił się Dancing ze swojej wyprawy na miasto.
- Już???! – Spytał z zawodem w głosie Daniel. Wizja piwnicy znów się przybliżyła.
- Niestety. Okazało się też, że obrobił gdzieś ciąg mugolskich sklepów i cały swój zdobyty łup rzucił pod nogi właśnie pani Minister. Mama omal nie zemdlała.
- Taki wstyd – westchnęła Hermiona.
- I przy tych wszystkich gościach Amelia dostała szału i zaczęła krzyczeć coś, że ten cały Zakon Feniksa to same szumowiny i ona nie zamierza z nimi współpracować. Na dodatek Dancing wyciągnął z pudła Sturgisa Podmore’a i to ją rozstroiło do reszty. Jak wychodziłem to profesor McGonnagal miała minę jakby zamierzała się rozpłakać, Dumbledore zrobił się jakiś nieprzyjemny, a Alhatello próbował ratować sytuację.
- Naprawdę? A co zrobił? - Walnął przemowę do Amelii, że stwarza głupie przeszkody, bo po pierwsze Dancinga i Podmore’a z łatwością można przecież odtransportować z powrotem do Azkabanu, na razie jednak jeszcze tego nie zrobi, bo mogą okazać się przydatni, a po drugie on zna Zakon Feniksa. Sam podobno kiedyś do niego należał i ufa Dumbledore’owi. Nie ma też mowy o żadnym oszustwie i niech Amelia wreszcie się na coś zdecyduje, bo nie zamierza czekać latami aż Jaśnie Pani Minister łaskawie raczy zmienic zdanie. To jego własne słowa! Co dalej? Nie wiem, bo wyszedłem.
Harry ledwie go słuchał zajęty wpatrywaniem się w surową, dumną twarz swego dziadka. Nie mógł oderwać wzroku.
- Pokaż! – Poprosiła niecierpliwie Catherine.
- Później – Zbył ją.
- No wiesz?! – Oburzyła się – Taki z ciebie brat?!
- Poszukaj sobie drugiego zdjęcia!
Cat rozejrzała się wokoło.
- Tu jest taki bałagan, że szukałabym go do sądnego dnia! – Nachmurzyła się.
- To posprzątaj!
- Pokaż! Albo użyję innej siły argumentów!
Harry spojrzał z obawą na jej zacięta twarz i bez słowa wiecej protestu podał jej żądany przedmiot.
Tymczasem Ron, złośliwie chichocząc uciekał przez korytarz z naręczem zdjęć Syriusza Blacka. Za nim biegł rozwścieczony Daniel.
- Wracaj tu!!! – Wrzeszczał. - Chodź i mnie złap!
- ODDAWAJ!!! – Ryki Daniela niosły się echem po całym domu.
Wtem drzwi otworzyły się z hukiem i z kuchni wypadł Moody.
- CIIIISZAAAA!!! – Wrzasnął – Nie słyszę własnych myśli!!! Bill, gdzie wy się podziewacie z tymi papierami?!!! Wołaj Szagajewa!!!
I Zatrzasnął drzwi z powrotem.
- Pomóżcie! – Jęknął Bill chwytając za kłąb papieru.
- Może to najpierw posegreguj – Zaproponowała niepewnie Hermiona – W koncu to dokumenty.
- Po co? – Nie przejął się George – Sami to sobie posegregują.
- Zwariowałeś? – Skrzywił się Bill – Mam rzucić to wszystko Amelii i Dumbledore’owi pod nos i kazać im sobie posegregować?!
- Ja bym tak zrobił – mruknął Ron.
- „Tajny plan operacyjny Zakonu Feniksa pod kryptonimem <karmelowa słodka żabcia>” – przeczytał George – Niech zgadnę! Dumbledore wymyślał nazwę?
- Nie tylko on znany jest z zamiłowania do słodyczy. Balindaroch też – usłyszeli dźwięczny głos i z ciemnego korytarza wyłonił się jeden z Aurorów z Avalonu. On też niósł dokumenty. Miał długie blond włosy i błękitne oczy. Na jego widok trzy dziewczyny zastygły nieruchomo.
- Nie czytaj! – Warknął do brata Bill, kiedy zobaczył Aurora. Wyrwał kartkę z rąk, George’a i zaczął uklepywać pomięty kłąb papieru.
- Jakiś problem, Bill? – Spytał z rozbawieniem przybysz.
- Ależ skąd, Igor! – W Gosie młodego Weasley’a pojawił się sarkazm – Wszystko pod kontrolą.
- Powiesz to tym tam – zaśmiał się Szagajew wskazując ręką na drzwi kuchni.
- Tego się właśnie obawiam – mruknął.
Ginny Weasley wpatrywała się w młodego aurora z zachwytem w oczach niepomna na to, że tuż obok jej brat walczy ze stosem pogniecionych dokumentów.
- Cześć – Rzuciła na bezdechu.
Młody Auror odwrócił się od Billa.
- Cześć – uśmiechnął się do niej ciepło – Widzę, że ty też chyba miałaś drobny problem?
Po pełnej przerażenia minie Ginny Harry zrozumiał, że dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z własnego wyglądu. A pobyt na strychu wcale jej się nie przysłużył. Była cała zakurzona, a włosy pozlepiały jej się od pajęczyn.
- To…wiesz… - zająknęła się Ginny – Sprzątaliśmy strych, tam były pająki, zaplątałam się w sieci i…
- Wiem jak to jest – zaśmiał się – Ale wiesz…, gdybym to ja był takim pająkiem i ktoś taki wpadłby w moją sieć, to raczej już bym się postarał go nie wypuścic.
„Ale on ma gadane” pomyślał niechętnie Harry. Po minie Rona zobaczył, że jemu Szagajew też nie przypadł do gustu.
Bill chrząknął.
- Dobra, Igor, zostaw ją. Przecież to tylko moja siostra. Chodź, musimy im to zanieść – wskazał na będące w żałosnym stanie dokumenty.
- Jesteś pewien, że masz wszystkie strony, stary? – Zakpił młody Auror.
- To się okaże – Billowi było już wszystko jedno – Nawet, jeśli nie, to trudno. Świat się nie zawali.
Dawno zamknęły się za nim drzwi, a Ginny wciąż stała wpatrując się w nie z tęsknym wyrazem na twarzy.
- Daj spokój! Nie rób sobie nadziei! On to pewnie mówi każdej, którą spotka!
Fred Weasley okazał się mieć ogromny talent i dyplomatyczny takt w sprowadzaniu ludzi z chmur na ziemię.
Hermiona ocknęła się pierwsza.
- Już widzę jak Bill im ten cały chłam prezentuje – powiedziała – I co teraz będzie?
- Nasłuchuj krzyków – poradziła Cat.
- Nic – Wzruszył jednoczesnie ramionami George – Tylko mama pewnie wyda na niego wyrok śmierci w zawieszeniu.
- Na nas też – zgodził się z nim Fred – Po tym jak zobaczy cały ten bajzel, którego tu narobliśmy. Trzeba to posprzątać nim ktokolwiek się na to natknie. Ron, rusz się!
- Jak?! – Stęknął boleśnie Ron, który leżał na podłodze przyduszony ciężarem Daniela. Młody Black korzystając z okazji powalił go na ziemię i wydarł zdjęcia z rak. Ron nie miał możliwości poruszenia nawet palcem.
- Patrz, Harry! – Zawołał Daniel wymachując fotografią – Moja rodzina!
Harry zobaczył wszystkich Blacków w komplecie. Na pierwszym planie stały trzy siostry. Zadrżał pod zimnym, drwiącym spojrzeniem Bellatrix. Narcyza spoglądał na widza z wyniosłą pogardą. A Andromeda żartowała i dokuczała swemu małemu kuzynowi, Regulusowi. Z jej psot zaśmiewał się do rozpuku Syriusz. Rodzice i wujowie patrzyli na nich z niezadowoleniem.
- Tata – Szepnął Daniel. Był pod wrażeniem. Ojciec i syn byli podobni do siebie niczym dwie krople wody.
- Czy możesz ze mnie zejść?! – Ron był zły.
Daniel go zignorował.
- Moja rodzina – szepnął.
- Ale chyba nie chciałbyś ich bliżej poznać?! – Przeraził się Harry.
Młody Black zrobił dziwną minę.
- Nie obraź się, ale oni nie są tego warci. To banda psychopatów, od których należy się trzymać z daleka.
- Najwyraźniej on te cechy po nich odziedziczył – stęknął Ron siniejący na twarzy.
- Czy wy zakładacie kółko sentymentalnych wspomnień?! – Zdenerwował się Fred klęczący pośród rozsypanych zdjęć – Prosiłem, żebyście mi pomogli!!!
- Niech Stworek ci pomoże – Mruknął Daniel.
Stworek wydał z siebie tylko drwiący rechot i nawet nie ruszył się ze stopnia schodów, na którym siedział.
- Ta gadzina jest zdemoralizowana do cna – westchnął George.
Od strony Rona dobiegło ich charczenie i duszenie się. Hermiona podeszła szybko i odepchnęła Daniela. Ron zachłysnął się i złapał oddech.
- Hej, słuchajcie! – Zawołała do nich Catherine gmerająca w stosach zdjęć – Co to jest?
Machnęła w powietrzu białą kopertą.
- Bill to zostawił? – Spytał Fred biorąc ją do ręki.
- Nie wiem. Znalazłam tego więcej.
- To nie należy do Billa – zaoponowała Ginny – On miał co innego. To chyba wypadło z tego albumu.
Fred i George wahali się jeszcze przez chwilę, a potem rozerwali kopertę, wyjęli kilka kartek i zaczęli czytać. Już przy pierwszych słowach obaj wytrzeszczyli oczy.
- Co się stało? – Zaniepokoiła się Hermiona.
- Posłuchajcie tego – powiedział nieswoim głosem George i zaczął czytac na głos: „Ja, Syriusz Black, ostatni potomek starożytnego rodu, były więzień Azkabanu, ścigany przez prawo i zwolenników Czarnego Pana, świadom nieuchronnych wydarzeń, przedstawiam wam swą ostatnią wolę…”
- Czy to…- Zająknął się Harry.
- Czy to testament Syriusza? – Spytała słabo Hermiona.
Ron, wciąż zajęty przywracaniem sobie funkcji życiowych, nie skomentował tego, co przed chwilą usłyszeli.
- Ale skąd to się wzięło w albumie? – Dziwiła się Ginny.
- Sądzę, ze to pytanie powinno brzmieć inaczej – wtrąciła Catherine – A mianowicie, co z tym zrobimy? Bo oprócz tego testamentu są tu też niezwykle ważne, tajne dokumenty. Chyba o Lordzie Voldemorcie.
Bliźniacy spojrzeli po sobie, zawahali się, a potem przez dom przetoczył się gromki okrzyk.
- Mamo!!!
W Hermionę jakby piorun strzelił.
- Cichooo!!! – Wysyczała przerażonym szeptem – Wy kretyni!!! Tam jest konferencja!
Bracia zignorowali ją i znów zawołali matkę.
- Może nie słyszała? – Zasugerował niepewnie Ron, gdy nie doczekali się odzewu.
- Nawet głuchego by poderwało! – Jęczała Hermiona – Błagam was! Bądźcie cicho!
- Spróbujemy jeszcze raz? – Zapytał ochoczo Daniel.
- Nie, nie, nie, NIE!!! – Tupała nogami Hermiona.
- MAAAAMOOO!!!! – Tym razem rozdarli się już wszyscy.
Gwar w kuchni jakby przycichł. Mimo to nadal nikt nie nadchodził.
- Trudno. Raz kozie śmierć. Idziemy tam! – Zadecydował Fred.
- Co?!!! – Przeraziły się dziewczęta. Ale bliźniacy już ruszyli w kierunku kuchni. Reszta zawahała się, ale w koncu zdecydowali się podążyć za nimi. Harry’emu, przedzierającemu się przez stos porozrzucanych zdjęć mignęła myśł o sprzątnięciu, ale natychmiast ją porzucił.. Daniel spojrzał do tyłu na Stworka, który z ponurym wyrazem twarzy stał nad pobojowiskiem.
- Nie martw się – pocieszył go – Posprzątamy to.
- No, ja myślę – mruknął skrzat.
Kiedy bliźniacy otworzyli drzwi czarodzieje drgnęli i wlepili w nich zdumiony wzrok.
- Eee…- zająknął się Fred na widok morza twarzy. Przestąpił z nogi na nogę - …cześć
- Na brodę Merlina! – Wysyczała pani Weasley – Co wy tu robicie?!
Czuli się strasznie niepewnie. Stłoczyli się za Fredem, który kompletnie tracił rezon boleśnie świadom, iż wszyscy się niego wpatrują. Harry i Ron stali tuż za nim.Daniel ukrył twarz w cieniu.
- Musimy wam o czymś powiedzieć.
- Nie teraz! – Uciął sucho Dumbledore – Mamy problem.
Owym problemem okazał się nieprzejednana postawa Minister Magii. Amelia Bones stanowco odmawiała podpisania współpracy, a negocjatorom brakło sił na przekonywanie jej i puszczały im nerwy.
- Tak to jest jak się babę posadziło na stołku! – Mruknął jeden z czarodziei.
- Kiedy ja naprawdę nie jestem gotowa do podjęcia takiej decyzji! – Broniła się Amelia – Nakłaniacie mnie do zaufania jakiemuś Zakonow Feniksa, którego kompletnie nie znam i..
- Mnie tez nie znasz? – Spytał cicho Dumbledore.
- Och, wiesz, że nie o to chodzi! – Prychnęła niecierpliwie – Po prostu ogarniają mnie pewne wątpliwości, kiedy widzę, że członkami twojej organizacji są takie indywidua jak on!
Wskazała ręką na Henry’ego Dancinga, który – obserwowany bacznie przez otaczających go podejrzliwych Aurorów – posłał jej drapieżny uśmiech.
- Tak się składa, Amelio, ze ja mu ufam – powiedział sucho Dumbledore.
- Jemu?!!! – Zdziwiło się, co najmniej ze trzydzieści osób z samym zainteresowanym włącznie.
- Chyba będę jednak musiała odmówić – potrząsnęła głową Amelia i wstała.
- Świetnie – wciął się Fred – To skoro pani już wychodzi, to my chcemy wam…
- Fred! – Ryknęła zaszokowana pani Weasley – Zamilcz!
- Ale…
- Cisza! – Zgasił go tym razem Moody.
- Amelio, przemyśl to jeszcze raz – poprosił Dumbledore – Będziesz żałowała.
- Nie będę – powiedziała z uporem.
Zielone światło zaklęcia świsnęło Szagajewowi na głową i łupnęło w stół tuż przed Amelią Bones wypalając w blacie ogromną dziurę.
- Podpisz!!! – Ryknął z furią Dancing wymachując dymiącą różdzką – Podpisz to albo jutro będzie się o tobie czytać już tylko w nekrologach!!!
- Henry, no, co ty…?!!! – Przeraził się Dumbledore.
Amelia Bones zrobiła się biała na twarzy i pospiesznie chwyciła za pióro.
- Wiesz, Dancing? Masz ciekawy sposób negocjacji – zaśmiała się młoda aurorka z Avalonu – Podoba mi się.
- Czasem trzeba, Mia – mruknął starzec - Czasem trzeba.
- Mamo, czy możemy wreszcie…
- Nie!
- Ale…
- Na brodę Merlina! Fred, nie mam teraz dla was czasu!
- To nie miejsce dla was! – Poparł ją pan Weasley.
- No tak, ale…
- Wyjśc!
- Musisz zrozumieć, że…
- Później!!!
- ALE TATO!!!
- NIE TERAZ!!! – Ryknął Moody – WYNOCHA!!!
- Nie ma potrzeby tak się unosić, Alastorze – usłyszeli i Alhatello wstał – Zdaje się, że oni mają nam coś do powiedzenia. Może damy im głos?
- Oni zawsze mają coś do powiedzenia – mruknęła profesor McGonnagal – I to zawsze wtedy, gdy nie trzeba.
- Kiedy widze jak walczą o to, żeby zostać wysłuchanymi, to myślę, że powinniśmy im na to pozwolić.
Ponad osiemdziesiąt par oczu utkwiło wzrok w gromadce pod drzwiami.
- Eee…- bąknął niepewnie Fred.
- Dalej, chłopcze! – Pogonił go Alhatello – Właśnie dano ci szansę. Wykorzystaj ją!
- Chcielibyśmy wam coś przeczytać – Powiedział młody Weasley – „Ja, Syriusz Black, ostatni potomek starożytnego rodu, były więzień Azkabanu, ścigany przez prawo i zwolenników Czarnego Pana, świadom nieuchronnych wydarzeń, przedstawiam wam swą ostatnią wolę…”
- Co?! – Przerwał mu ostrym tonem Lupin – Co ty czytasz?!
- No własnie cały czas próbuję wam to powiedzieć – obraził się Fred – To testament Syriusza!
Zapanowała cisza, a potem…
- No nie no, Alhatello! – Obruszył się Balindaroch – Przecież nie będziemy wysłuchiwać spisu inwentarza! Nie po to tutaj przyszliśmy!
Dyrektor Avalonu nie zwrócił na niego uwagi.
- Kontynuuj, Weasley – polecił krótko.
- „ Kuzynki swe, Bellatrix Lestrange i Narcyzę Malfoy z domu Black… - To je też uwzględnił? – Zdziwiła się Tonks - …korzystając z należnego m przywilejów wydziedziczam. Tym samym tracą one prawo roszczeń do rodzinnego majątku, nazwiska i koneksji”
- Grzeczny chłopiec – zarechotał Dancing.
- Ciekawe, co na to powie ciocia Narcyza? – Zaciekawiła się, Tonks – Koniecznie muszę jej to powiedzieć.
- Sądzę, że trochę ją to wzburzy – wtrąciła Emmelina Vance – Lepiej napisz do niej list.
- „…Siedzibę rodową Blacków znajdującą się przy Grimauld Place 12 w Londynie przekazuję swojemu najlepszemu przyjacielowi, Remusowi Lupinowi. Dom pod jego staraniem i opieką ma nadal pozostać Kwaterą Główną Zakonu Feniksa”.
- Chyba czeka cie trochę remontów, stary – zaśmiał się Mundungus.
- „ Harry’emu Potterowi, chrzestnemu synowi…
Wśród czarodziejów zawrzało. Wszystkie głowy zwróciły się w kierunku Harry’ego. Wielu wstawało, żeby przyjrzeć mu się dokładniej.
- Harry Potter? – Zagrzmiał Balindaroch, a jego oczy odnalazły bliznę – Wnuk Johna?
Harry, zaczerwieniony pod ostrzałem tylu spojrzeń, skinął tylko głową. Na twarzy Alhatella dostrzegł błysk zainteresowania. Auror nie odwrócił już od niego wzroku.
- …zapisuję dom w Londynie odziedziczony po wuju Alphardzie…
- O kurczę! Ale mu się trafiło – westchnęła zazdrośnie Tonks.
- Do jego dyspozycji jest również mój stary latający motor będący dotychczas pod opieką i staraniem Rubeusa Hagrida…
- A żebym ja pamiętał gdzie on jest? – Podrapał się w głowę Hagrid.
- Motor?! Super!! – Ucieszył się Ron – Ściągnijcie go tu jak najprędzej!
- Po co? – Spytała nieufnie matka – I niby gdzie będziesz na nim jeździł?
- No…- Harry i Ron rozejrzeli się wokoło.
- Nie! – Przeraził się Lupin – Już i tak odziedziczyłem ruinę!
Czarodzieje parsknęłi śmiechem.
- Opiekę prawną nad Harry’m – czytał Fred – Do czasu uzyskania przez niego pełnej samodzielności przekazuję Remusowi Lupinowi. Aby zawsze stał u jego boku i służył mu w potrzebie radą.
- Pobawisz się w nianię Lupin? – Zakpił Dorian Balindaroch.
- Majątek mój szacowany na sześćdziesiąt milionów galeonów…
- ILE?!!! – Wyrwało się co poniektórym.
- Sześćdziesiąt – powtórzył Fred – Ukryty w skarbcu Banku Gringotta w skrytce numer…- tu Fred zawahał się i rzucił okiem na nieprzenikniona twarz Dancinga.
- XYZ – dokończył.
- No wiesz?!!! – Oburzył się stary złodziej.
- Chłopak dobrze robi – zauważył z rozbawieniem Igor Szagajew – Już my cie znamy, stary szelmo!
- Tak mi nie ufać, no wiecie, co?! – Mruczał niezadowolony pod nosem.
- Cicho! – Warknął Mundungus – Czytaj dalej, Fred.
- …dzielę pomiędzy trzy rodziny. Jedna z części przypaść ma w udziale Andromedzie Tonks z domu Black i jej córce, Nymphadorze…
Matka i córka zbladły.
- To,…co to znaczy? – Wyjąkała Andromeda.
- Że jesteście bogate – poinformował ją Hagrid.
- …Drugą częśc zapisuję rodzinie Dancingów, jeśli wrócą w przeciągu pięciu lat od mojej śmierci…
- HA!!! – Ryknął Dancing – Uwielbiam go!!!
- Teraz, bo dał ci forsę?! – Spytała cierpko córka.
- Jeśli zaś nie – kontynuował Fred – ich część spadkowa przejdzie na konto szpitala Św. Munga…
- He, He! Ja to mam wyczucie czasu! He, He! – Ucieszył się czarodziej.
- Cicho! – Syknęli na niego inni.
- …Pozostałą część przeznaczam rodzinie Weasley’ów…
Łoskot upadającego na podłogę ciała dobitnie świadczył o tym jak przyjęła tę wiadomość pani Weasley. Jej mąż mocno pobladł.
- Jesteśmy bogaci!!! – Ryczało rodzeństwo – Jesteśmy bogaci!!!
Ron, niepomny na konferencję, rzucił się na Harry’ego i jął go serdecznie ściskac. Ginny i bliźniacy odtańczyli jakiś dziki taniec radości.
- Chyba od jutra nie idę do pracy – powiedział słabo pan Weasley.
- Oszalałeś – stwierdziła z niesmakiem Amelia Bones.
- Czekajcie! – Wtrącił George – To nie wszystko! Ron, tobie dostają się rodowe szachy Blacków, a Hermionie ksiązki.
- Fajnie! – Ucieszyli się.
- „Albusowi Dumbledore’owi, Remusowi Lupinowi, Andromedzie i reszcie członków Zakonu Feniksa dziękuję za przyjaźń, cenne rady, wskazówki i wsparcie. Jednocześnie życzę powodzenia w nadchodzących zmaganiach z Czarnym Lordem. Wierzę w was. Niech wygra Dobro”. Dalej jest, żeby uwolnić hipogryfa i uwiązać w domu Stworka. O! Jest Snape!
- Czytaj! – Ponaglili go.
- „Sewerusowi Snape’owi, mistrzowi eliksirów ze szkoły Hogwart przekazuję słowa ostrzeżenia. Mają ustać jego prześladowania względem Harry’ego Pottera. Inaczej narazi się na mój gniew. Ja nie rzucam słów na wiatr. Pamiętaj o tym, Snape!”
- Fajny ten testament! – Zareagował Dedalus Diggle.
- Mnie się najbardziej podobała ta część ze Snape’m – wtrącił Muindungus – Trochę to brzmiało jak klątwa.
- Szkoda chłopa – powiedział ktoś z rozbawieniem – Żyć odtąd w takim stresie…
- Tu jest post scriptum! – Zawołał Fred – Wraz z testamentem zamieszczone są przechwycone przez Syriusza tajne plany i zamierzenia Sami – Wiecie – Kogo przeciwko Ministerstwu. Nie wiem, kiedy on je zdążył przechwycić, skoro cały czas tu siedział.
- Własnie widać jak siedział – zauważył pan Weasley.
Na znak Dumbledore’a Fred podał dokumenty. Ten spojrzał na rozerwaną kopertę i westchnął.
- Czytaliście? – Spytał surowo.
- Tylko trzy linijki – zapewniła go Catherine
- Hmmm… - nie dowierzał im Hagrid.
- Ale przynajmniej nie wyglądają tak jakby wyjęto je psu z gardła – zareagowała Mia – Bo tamte chyba dużo przeszły.
I rzuciła okiem w kierunku zakłopotanego Billa.
Papiery Syriusza zrobiły wielkie poruszenie wśród czarodziei. W miarę czytania miny Balindarocha i Dumbledore’a poważniały. Reszta zaglądał im przez ramię i konsultowała ze sobą niespokojnym szeptem. Widać było od razu, że nie dostali pomyślnych wieści. Alhatello stał przy oknie przyglądając się deszczowej aurze. Był zamyślony i zdawał się nie słyszeć gorączkowych pomruków członków Zakonu. Harry i Weasley’owie wychodzili ze skóry z ciekawości. Nie pytali jednak o nic z obawy, że mogliby zostać wyrzuceni za drzwi.
Alhatello w końcu porzucił widok za oknem i spojrzał prosto na nich.
- Gdzie to znaleźliście? – Spytał.
- W albumie ze starymi zdjęciami – pospieszył z odpowiedzią Fred.
- Jesteście pewni, że nie było tam więcej dokumentów?
- Znaleźliśmy tylko to.
- A moglibyście przynieść mi ten album?
- No, nie bardzo – mruknął Ron.
- Nie ma sensu. Widziałem ten album – wtrącił się nagle Igor Szagajew - Nie wiem, co oni z nim robili, chyba nim w siebie rzucali, bo się całkiem rozleciał. Wątpię, żeby tam można było coś jeszcze znaleźć. Ale jak chcesz, to mogę posłać ludzi. Niech pogrzebią w tym śmietniku. Leży tuz za drzwiami.
Pani Weasley rzuciła im wściekłe spojrzenie.
- To by za długo trwało – skrzywił się Dumbledore – Zresztą wystarczy nam to, co mamy.
Czarodzieje dyskutowali między sobą przyciszonymi głosami. Alhatello z powrotem stał się ponury i zamyślony. Wreszcie ocknął i się i spojrzał prosto w oczy Harry’ego. Harry zadrżał pod tym bacznym, srogim wejrzeniem.
- Potęga Lorda Voldemorta jest ogromna – przemówił czarodziej – Tym większa, że nigdy nie udało nam się jej złamać. Najwyżej trochę ją zachwialiśmy. A teraz groza powróciła. Voldemort powstał silniejszy niż był. Jego armie rosną olbrzymy wyszły ze swoich jaskiń i dokonują grabieży i mordów, dementorzy opuścili Azkaban. Wiecie, jaką grozę reprezentują te stwory.
- Słuchaj, nie sądzisz, że nie powinniśmy ich w to wciągać? – Spytał ostro Dumbledore.
- Nie mówie niczego, o czym by już nie wiedzieli! – Alhatello chodził teraz po kuchni jak rozdrażniony tygrys – Śmierciożercy długo w Azkabanie już nie posiedzą, to wie każdy z nas. Coraz trudniej jest ukrywać przed mugolami prawdę, coraz trudniej nam utrzymać nasze pozycje w tej wojnie. Voldemort zyskuje przewagę, a my nie możemy nic na to poradzić. Potter!
Harry drgnął zaskoczony. Dumbledore zmarszczył brwi.
- Powiedz mi, Potter… - Alhatello utkwił w nim swoje drapieżne, hipnotyzujące spojrzenie – powiedz, co byś zrobił na moim miejscu? Wiesz, że Czarny Pan jest zagrożeniem, wiesz, że w każdej chwili może uderzyć! Co byś zrobił?!
- Powstrzymałbym go – odpowiedział niepewnie Harry.
Czarodziej parsknął pogardliwie. -
Jak?! – Pytanie cięło jak z bata.
Harry nie od razu odpowiedział. Spojrzał niepewnie na Dunmbledore’a. Dyrektor jednak milczał obserwując go uważnie. Chłopak był świadom tego, że wszyscy w tym pomieszczeniu wpatrują się w niego w milczeniu chcąc usłyszeć jego odpowiedź. Potem znów spojrzał w chłodne, wyczekujące oczy Alhatella. Uderzyła go pewność, że pytanie czarodzieja wcale nie było kierowane tylko ciekawością.
Alhatello go sprawdzał.
- Jak? – Powtórzył.
- Całym sobą – odpowiedział.
- Nawet gdyby to oznaczało, że musiałbyś go zabić? – Spytał ironicznie Auror.
Harry drgnął. To pytanie obudziło w nim niedawne demony, które wskrzesiła do życia wiedza o straszliwej przepowiedni. Sam nie wiedział, co ma im odrzec. Spojrzał rozpaczliwie, na Dumbledore’a odruchowo szukając u niego pomocy.
- Ano właśnie – mruknął Dyrektor Avalonu.
- Słuchaj, Alhatello! – Dumbledore wstał, groźny i zły- Przestań wciągać chłopaka w swoje brudne gierki! Poza tym doskonale wiesz, że istnieją niekiedy rzeczy gorsze niż śmierć. A Harry wcale nie musi go zabijać.
- Skoro tak twierdzisz Albusie – mruknął tamten i znów zwrócił się do Harry’ego – Więc, jak ty to powiedziałeś, Potter, „całym sobą” staram się powstrzymać Voldemorta od ponad dwudziestu już lat. Piętnaście lat temu przez jedną krótką chwilę, tak krótką jak ta, która wystarczyła na zrobienie ci tej blizny, łudziłem się, że to już koniec. Ale myliłem się! Od tej pory tropię go gdziekolwiek jestem, szukam go wśród cieni ścielących się na mej drodze, rzuciłem mu wyzwanie,…
W oczach Alhatella zapłonął fanatyczny blask.
- …ale go nie podjął! I nie wiem, dlaczego?! Szukam go a on wciąż mi się wymyka! Wołam go i nie odpowiada! A ty?! Dzieciak zaledwie a już nosisz blizny odniesione w boju! Stawałeś z nim tyle razy! I to zwycięsko! Jesteście wzajemnie swoim cieniem i przeznaczeniem! Powiedz, co w tobie takiego jest, że ON zjawia się za każdym razem?! Co ty takiego masz, czego nie mamy my, Wybrańcy Avalonu?!!
Harry słuchał tej tyrady w oszołomieniu. Alhatello płonął gorączką wyczekiwania. Chłopak nigdy by się nie spodziewał, że ktoś mógłby zazdrościć mu tych spotkań z Czarnym Panem.
- Powiedz! – Drążył wciąż czarodziej – Co masz takiego, czego nie mam ja?!
Wzruszył ramionami.
- Pecha – odpowiedział.
Kuchnia zatrzęsła się od śmiechu.
- Niewątpliwie, Potter, chyba masz rację! – Zawołał rozbawiony Igor Szagajew.
- Masz, Alhatello swoją receptę na powodzenie – chichotała Mia – Ale trafił ci się klucz do tajemnicy!
Harry’emu przez moment wydało się, że widział błysk uznania w oczach Aurora. Punkt dla niego w potyczce na słowa.
- Dobra, koniec tej zabawy w zadawanie tysiąca pytań! – Dorian Balindaroch wstał – Kiedy indziej ją dokończycie! Według tych papierów, które zwędził Black oraz naszych informacji, sytuacja jest poważna. Sądzę, że nie należy zwlekać. Radziłbym zaskoczyć Voldemorta teraz, zanim zdąży dowiedzieć się o tej konferencji i zebrać siły. Proponuję akcję jeszcze dzisiaj. Kto na ochotnika?
- A wiemy gdzie on jest? – Spytał sceptycznie Hagrid.
- Wiemy – Wtrącił Dumbledore – Mam informacje od Sewerusa.
- Czyli co? – Upewniał się Dancing – Mamy zdybać winowajców i nastukać chłopcom?
- Mniej więcej.
- Ekstra! – Ucieszył się starzec – Piszę się na to! Walka to mój żywioł!
Gabrielle drgnęła i podniosła na ojca przerażone oczy.
- Ktoś jeszcze? – Spytał Alhatelo.
Podniósł się las rąk. Gromadka pod drzwiami także wydawała się chętna.
- Wy jeszcze poczekacie – zbył ich pan Weasley.
Dumbledore wstał.
- Moody, zbierz ludzi! – Rozkazał – Przeprowadzisz rozpoznanie!
- Tylko najpierw znajdź swoją zgubę – zachichotał Tonks.
Alastor Moody zwrócił srogie spojrzenie na Harry’ego i Rona.
- Chłopaki, różdzka! – Warknął z rozdrażnieniem.
- Dorian, a ty poprowadzisz pierwszą grupę – wtrącił Alhatello, podczas gdy Ron wymknął się by przynieść ukradzione Moody’emu oko, pelerynę i różdżkę – Mia Thermopolis, bierzesz drugą, a ty, Szagajew trzecią.
Harry patrzył jak błyskawicznie na jego oczach formułują się szeregi, Aurorów. Byli szybcy, dokładni i sprawni. Moody wraz z ludzmi wyszedł pierwszy obiecawszy przedtem Ronowi, że go obedrze ze skóry. Mia ruszyła w ślady Szalonookiego. Harry w tej chwili głęboko pragnął znaleźć się w szeregach czarodziei wyruszających do walki.
- Zawiadomię Aurorów z Ministerstwa – zapowiedziała szybko Amelia i teleportowała się.
Sturgis Podmore rozejrzał się ponuro po pełnej wrzenia kuchni i westchnął.
- A mogłem sobie jeszcze trochę posiedzieć w tym Azkabanie – mruknął przyłączając się do grupy Balindarocha – Co mnie podkusiło żeby stamtąd zwiać?
- Ja – przypomniał mu Dancing.
- Ty głupi! A miałem już tylko dwa tygodnie odsiadki w ciszy i spokoju! A tak to będę miał dwa tygodnie na kuracji w szpitalu!
- Albo wieczność na cmentarzu – pocieszył go starzec.
Do Pani Wesley podeszli Fred i George.
- Mamooo…- zaczął Fred – czy my też możemy?
Ich matka drgnęła i wlepiła w nich przerażony wzrok.
- Nie! – Odpowiedziała ostro – Zostajecie!
- Ale dlaczego?
- Dlatego że ja tak mówię!
- Molly, a ja myślę, że nadszedł już dla nich czas – U jej boku wyrósł Albus Dumbledore – Przecież są członkami Zakonu.
- Ale… - Pani Wesley zaczął się łamać głos – są za młodzi!
- Należą do Zakonu – nie ustępował Dumbledore. Bliźniacy patrzyli na nią z nadzieją.
- Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.
- Molly, będę miał na nich oko – podskoczył do nich Igor Szagajew. Pani Wesley zawahała się, ale wiedziała już, że tę rundę przegrała.
- Idźcie – westchnęła.
Blizniacy oszaleli z radości. Błyskawicznie dołączyli do Billa i Percy’ego wychodzących już z Szagajewem.
- To może być wielka bitwa! – Zawołał do nich Balindaroch, kiedy go mijali – Krew, ranni, szaleństwo! – Ciągnął z zachwytem – Spisaliście już testamenty,chłopcy?
Percy’ego dosłownie wmurowało w podłogę. Zbladł.
- Co? – Wyjąkał.
- Testament, Weasley! Takie coś, co otwiera się i czyta po twojej śmierci. Rychło się okaże czy może ci się przydać.
Percy pozieleniał i cofnął się o krok.
- No to…- jęknął – To ja chyba…Zostanę?
Bill i bliźniacy prychnęli pogardliwie.
- Masz rację! Przyda nam się ktoś za biurkiem do przrzucania papierków! – Zaśmiał się Balindaroch szyderczo – Oddasz nam nieocenioną przysługę w walce z Czarnym Panem!
I wyszedł.
Kuchnia opustoszała. Harry’emu wydała się wymarła. Patrzył na odsunięte w pośpiechu krzesła, nie dopitą herbatę, porzucone papiery i zrobiło mu się ciężko na sercu. Zostali tylko oni. Pani Weasley i Gabrielle Dancing patrzyły na siebie bez słowa. Dwie kobiety, które właśnie posłały swych bliskich w niebezpieczny wir walki. Pani Weasley łzy popłynęły po twarzy. Gabrielle podeszła do niej i przytuliła do siebie mocno. Ginny poruszyła się pierwsza. Ruszyła do drzwi, a kiedy mijała Percy’ego, popatrzyła na niego z pogardą i wysyczała dobitnie jedno tylko słowo.
- Tchórz!
|
|