Aravan
Potomek Slytherina
Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku
|
|
Rozdział III
Następnego dnia Harry obudził się piętnaście po jedenastej, leniwie otworzył oczy po chwili wstał spojrzał w stronę łóżka Rona… było puste.
– Pewnie wstał wcześniej i je teraz śniadanie – pomyślał poczym poszedł do łazienki, po 15 minutach wyszedł z niej i udał się w stronę kuchni.
– Dzień dobry – powiedział wchodząc.
– O dzień dobry Harry, siadaj zaraz dam ci coś do jedzenia – powiedziała pani Weasley.
– Gdzie wszyscy? – Spytał się Harry.
– Ron z Hermioną i Ginny są w pokoju dziewczyn, nie chcieli cię pewnie obudzić – odpowiedziała – proszę – dodała podając Harry’emu tosty z dżemem i sok z dyni.
Chłopak szybko zjadł i poszedł do pokoju dziewczyn.
– Cześć wam – powiedział wchodząc do środka.
– Cześć – odpowiedzieli.
– Co robicie? – Spytał młodzieniec.
– Nudzimy się? – Powiedział pytająco Ron.
– Przydałoby się coś porobić tylko, co? – Dodała Ginny.
– Jeśli liczyć sprzątanie domu i podsłuchiwanie zebrań zakonu? To chyba już nic. – Wtrącił Ron.
Harry wyciągną różdżkę i wyczarował każdemu po piwie kremowym.
– Czyś ty zwariował przecież zabronione jest używanie czarów przez nieletnich poza Hogwartem! – Spanikowała Hermiona.
– Spokojnie nic mi nie zrobią – powiedział i wyciągną z kieszeni list od ministra magii.
– WoW gratulacje stary, – Ron poklepał go po plecach – kurcze też bym takie pozwolonko chciał dostać.
– A właśnie Ron, co z Fred’em i George’m? Podobno wracają do szkoły – wtrąciła Hermiona.
– Noo podobno tak, bo Dumbledore zaproponował im to, ale czy się zgodzili to ich musisz zapytać – odpowiedział Ron
– Co prawda mama nie była zadowolona, że rzucili szkołę, ale jak któregoś dnia przynieśli jej pełne garście galeonów to dała im w końcu spokój, ale i tak uważa, że źle zrobili rzucając szkołę – oświadczyła Ginny.
– Ciekawe, kto będzie uczył OPCM-u w tym roku? – zmienił temat Harry.
– Noo, mam nadzieje, że to nie będzie Snape – powiedział Ron.
– A ja tam myślę, że to będzie ktoś z zakonu – powiedziała Ginny.
– Możliwe tylko, kogo, by Dumbledore zatrudnił? – Dodała Hermiona.
– Może Moody albo…– zamyślił się Ron.
– …albo Lupin – dodał Harry.
– Właśnie Harry, myślałeś o GD? – Zapytała się chłopaka Hermiona, na co Harry pokręcił przecząco głową.
– Noo, bo tak sobie myślałam i…
– …i co? – Dopytywał się chłopak.
– Co myślisz o reaktywowaniu GD? – Wyrzuciła z siebie Hremiona.
– Sam nie wiem, ale wole poczekać i zobaczyć, jaki będzie nauczyciel Obrony, jeśli będzie przynajmniej taki jak Lupin a najlepiej jeszcze lepszy to nie będę dalej prowadził GD, jeżeli będzie pokroju… Umbridge to tak, reaktywuję Gwadię.
– Chyba masz racje no, ale nie ważne pomyślimy o tym, kiedy indziej – sapnęła brązowo włosa.
– OBIAD!!! – rozległo się wołanie pani Weasley.
– Dobra ja idę zjeść, a wy? – Odezwała się siostra Rona.
– No my też idziemy – powiedzieli chórkiem.
W kuchni byli już: Bliźniaki, Lupin i Tonks. Usiedli wygodnie i czekali aż pani Weasley poda do stołu.
Przez parę minut jedli w ciszy, pochwali odezwał się Lupin:
– Po obiedzie idziemy na pokątną – oświadczył im.
– Czyli za 30 minut – dodała Tonks.
– To fajnie – ucieszył się Harry – w końcu zobaczę wasz sklep – tu spojrzał na bliźniaków.
Po 10 minutach skończyli jeść i poszli na górę się przygotować do wyjścia.
– No dobra, skoro jesteście gotowi to możemy ruszać – oznajmiła im Tonks.
– A jak się tam dostaniemy – zapytał się Ron.
– Proszkiem fiuu – odpowiedział Remus.
Harry skrzywił się lekko nigdy nie przepadał za podróżowaniem w ten sposób.
Tak, więc pierwsza poszła Tonks za nią Hermiona, Ginny, Ron, Harry a na końcu poszedł Lupin.
– A gdzie Fred i Georgie? – Spytał się Ron.
W tym samym momencie aportowali się bliźniacy.
– Tu jesteśmy Ronuś… – powiedzieli razem.
– …a co martwiłeś… – dodał George.
– …się o nas? – Zakończył Fred.
Ron mrukną tylko coś pod nosem.
– Dobra chodźmy – powiedziała Tonks – nie mamy całego dnia przecież.
I weszli po chwili na ulice Pokątną.
– A teraz posłuchajcie, macie 3 godziny wolnego czasu potem spotykamy się przy księgarni, zrozumieliście? – Oznajmił im Lupin.
– Tak – odpowiedzieli zgodnie
– To świetnie… miłych zakupów – rzuciła za nimi Tonks.
– To gdzie idziemy? – Rzuciła Ginny.
– Może najpierw do Gringotta wyciągnąć trochę kasy – zaproponowała Hremiona
– Dobra myśl – poparli ją przyjaciele.
Po 15 minutach wyszli z banku i udali się w stronę księgarni.
– Ok, Co teraz? – Zapytał Ron
– Nie wiem, ale mi przydałyby się nowe szaty i składniki do eliksirów z resztą nie tylko to – powiedział Harry.
– Racja – poparł go Ron.
Po godzinie zakupów obładowani, ale zadowoleni udali się do sklepu bliźniaków potem dla relaksu odwiedzili lodziarnie pana Floriana.
– Mamy jeszcze półtorej godziny – oznajmił im Ron, gdy rozkoszowali się lodami o smaku truskawkowo, śmietankowo, bananowym posypanymi wiórkami kokosowymi.
– No – odpowiedział inteligentnie Harry.
– Może pójdziemy gdzieś po łazić? – Zaproponowała Ginny.
– Niee chce mi się, jest mi tu wygodnie i poza tym serwują pyszne lody – oznajmił Ron – prawda Harry?
– No – kolejna bardzo rozbudowana i inteligentna odpowiedź chłopaka.
Ale co tu się dziwić jego wzrok przykuła pewna dziewczyna siedząca dwa stoliki dalej, była bardzo ładna jak Harry spostrzegł z tej odległości i chyba była w jego wieku, owa dziewczyna spojrzała w jego stronę ich spojrzenia spotkały się, speszona i lekko zarumieniona dziewczyna szybko się odwróciła, ale Harry i tak zdążył zobaczyć lekki uśmiech na jej twarzy.
Hermiona przyjrzała się dyskretnie chłopakowi a następnie spojrzała w kierunku, w który spoglądał chłopak. Uśmiechnęła się delikatnie widząc ową dziewczynę, ale nic nie powiedziała.
– Idziemy gdzieś? – Zaproponował Starszy brat Ginny.
– Możemy… musze jeszcze skoczyć do księgarni – oznajmiła Hermiona – Ginny idziesz? – dodała.
– Yhy – mruknęła rudowłosa.
– A my gdzie pójdziemy? – Zapytał się przyjaciela Ron.
– Hmmm może do sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha – zaproponował Harry.
– Czemu nie – odpowiedział i obaj poszli w stronę sklepu.
Po jakichś 15 minutach wyszli z niego na ulice, Harry zerkał jeszcze na wystawę sklepu, przez co wpadł na coś a raczej kogoś, tym kimś okazała się być ONA dziewczyna, która była w lodziarni … Harry pomógł jej wstać.
– Przepraszam nie za uwarzyłem cię – powiedział do niej Harry.
– Nic nie szkodzi, nic mi nie jest – odpowiedziała.
Harry teraz mógł się jej teraz lepiej przyjrzeć miała długie, proste ciemnoblond włosy, piękne błękitne oczy i Sięgała mu do ramienia.
– Jak masz na imię? – Zapytała
– Jestem Harry Potter a to jest mój przyjaciel Ron Weasley.
– Miło mi was poznać ja nazywam się Jessica Steele.
– Nam również jest miło cię poznać – powiedział Harry.
– Proszę, proszę, kogo my tu mamy – usłyszeli za sobą głos ich „ulubionego” ślizgona Dracona Malfoya – bliznowaty i wieprzley (Ron cały poczerwieniał na twarzy) widzę, że znaleźliście sobie nową koleżankę, czyżby wam się ta szlama Granger znudziła? – powiedział wyraźnie akcentując słowo „szlama” (Ron kipiał już ze złości i gdyby nie Harry z pewnością rzucił by się na Malfoy’a)
– Czego chcesz fretko? – powiedział przez zaciśnięte zęby Ron.
– Nic, co powinno cię interesować Weasley a tobie radzę się trzymać od nich z daleka – zwrócił się teraz do stojącej obok Pottera dziewczyny – to są szlamo-lubcy a tacy zawsze kończą tragicznie…
– Słuchaj no, Malfoy tak? – Zwróciła się do blondyna Jessica – wybacz mi, ale zawiodę cię, bo ja również pochodzę z nie magicznej rodziny i cieszę się z tego powodu, więc bądź tak dobry i daj nam spokojnie porozmawiać – poczym wróciła do rozmowy z Harry’m i Ronem
– Cóż pomyliłem się, co do ciebie Potter, ty jednak nie masz gustu.
– To ty jeszcze tu jesteś? Bądź tak dobry i spełzaj stąd i obrzydzaj innym życie swoją obecnością – powiedział Harry, na co Ron parsknęli śmiechem a Jessica uśmiechnęła się lekko.
– Potter zapłacisz mi za to – warkną Malfoy.
– Taak, to mam nadzieje, że nie zbankrutuje przez to, bo już tyle razy miałem ci „za to” zapłacić że straciłem rachubę – zaśmiał się chłopak.
Draco wściekły błyskawicznie wyciągną różdżkę niestety Harry za późno zareagował i różdżka chłopaka leżała obok Dracona.
– Co jest Potter strach cię obleciał?! – Powiedział Malfoy z satysfakcją w głosie.
– Chciałbyś – warkną Harry.
– Teraz Porter popatrzysz sobie jak ta szlama będzie błagała o litość – w oczach Dracona można było dostrzec ze nie żartuje i rzeczywiście tak było.
Harry spojrzał w stronę nowo poznanej koleżanki, ta słysząc to momentalnie zbladła i ze strachem w oczach wpatrywała się w różdżkę Dracona Malfoya wycelowaną prosto w nią.
– Nie odważysz się na ulicy jest pełno czarodziei – powiedział pewny siebie Potter.
Draco rozejrzał się i faktycznie po ulicy kręciło się za wiele osób. Nagle poczuł się jakoś dziwnie jakby wszystko przestało się liczyć jego umysł ogarnęła dziwna pustka czół, że ktoś przejmuje kontrolę nad nim starał się z tym walczyć, lecz na próżno po kilkunastu sekundach poddał się. Zacisną mocniej dłoń na różdżce i uśmiechną się wrednie.
Nagle Harry poczuł się jakoś dziwnie, czuł w sobie moc, która z każdą sekundą rosła w nim i w tym momencie usłyszał jak Malfoy wypowiada zaklęcie:
– CRUCIO! – I w tedy stało się, co jeszcze dziwniejszego Harry wyciągną rękę w stronę Jessici i wypowiedział jakieś nieznane mu zaklęcie, niewiedzą skąd je znał i co w ogóle ono robi, ale w jakiś sposób wiedział, że to ją ochroni.
– PROMEO EN UCILLO! – Krzyknął.
Zaklęcie Malfoy’a mknęło w stronę przerażonej dziewczyny, gdy nagle wokół niej pojawiła się błękitna bariera i gdy zaklęcie zetknęło się z barierą ta po prostu go wchłonęła, Malfoy stał jak wryty w ziemię i z otwartymi ustami wpatrywał się w Harry’ego widząc, że znów podnosi rękę i to w jego stronę uciekł z wyrazem przerażenia na twarzy.
– Harry jak ty…, co ty…, co to było w ogóle – Ron zasypywał przyjaciela pytaniami nadal w szoku po tym, czego był świadkiem.
Lecz Harry go nie słuchał podszedł klęczał na ziemi i oddychał ciężko to „zaklęcie” strasznie go zmęczyło jakby przebiegł kilometr sprintem po kilku minutach wstał do wciąż roztrzęsionej Jessici i sprawdził czy wszystko z nią w porządku.
– Nic ci nie jest? – Spytał.
– N… nie… n… ic… mmi… nie… j… est dzi… ękuję – powiedziała cicho jąkając się przy tym.
– Lepiej się stąd zmywajmy – powiedział Ron.
– Tak znajdźmy Hremione i Ginny – odpowiedział Harry poczym zwrócił się do dziewczyny – jak chcesz to możesz iść z nami.
– Chętnie bym z wami poszła, ale nie mogę, muszę już wracać i jeszcze raz chcę ci podziękować za uratowanie mnie – poczym pocałowała go w policzek, do zobaczenia i poszła w stronę Dziurawego Kotła.
– Odprowadzę cię – powiedział doganiając ją, na co dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością. Po kilku minutach wyszli z Dziurawego Kotła. Zatrzymali się nie daleko jakiegoś drzewa, gdy podeszły do nich Hermiona i Ginny.
– Co tak stoicie, stało się coś? – Spytała się chłopców rudowłosa.
– A żebyś wiedziała, że się stało – powiedział Ron.
– No to nas oświeć – powiedziała Hermiona.
– No, więc Harry wpadł na jakąś dziewczynę no i zaczęliśmy sobie rozmawiać z nią, gdy podszedł do nas Malfoy i… same możecie się domyślić, co mogło z tej rozmowy wyniknąć, więc Malfoy zaczął obrażać nas, więc Harry zaczął się mu odgryzać, Malfoy się wściekł i odebrał Harry’emu różdżkę potem rzucił na Jessicę cruciatusa…
– CO?!?!?! – Wrzasnęły.
– No ale słuchajcie dalej gdy tylko zaklęcie Malfoy’a wyleciało z jego różdżki Harry podniósł dłoń i skierował ją na Jessice poczym powiedział jakieś dziwne słowa zaraz jak to było…?
– Promeo en ucillo – powiedział Harry.
– …właśnie, i nagle w okuł niej pojawiła się błękitna bariera, która wchłonęła zaklęcie.
– ŻE NIBY CO ZROBIŁA?! – Zdziwiła się okrutnie Hermiona.
– No też się zdziwiłem w końcu to było zaklęcie niewybaczalne i…
– …i nie ma żadnej tarczy obronnej przed nim tak jak i Avadą – weszła Ronowi w słowo Hermiona.
– Mylisz się moja droga – na te słowa cała czwórka aż podskoczyła i spojrzeli na osobę stojącą za Hermioną i Ginny – można je zablokować tylko trzeba znać odpowiednie zaklęcia – dodał tajemniczy mężczyzna, był wysoki i miał na sobie szarą szatę z kapturem naciągniętym na twarz w niektórych miejscach można było dostrzec czarne i zielone paski, Harry próbował dostrzec jego twarz, ale nie mógł, bo była skryta w cieniu kaptura, jak i drzewa, obok którego stal, ale dostrzegł za to coś innego… oczy, jego oczy miały pionowe źrenice… niczym u kota, zauważył również, że ma miecz przy pasie.
– Kim jesteś i czego chcesz – zapytał się Ron trzęsącym głosem.
– To, kim jestem nie powinno was interesować a chcę JEGO – wskazał palcem na Harry’ego – miałem go znaleźć i udało mi się, teraz muszę cię zabrać do mojego pana – powiedział uśmiechając się przebiegle.
– Nigdzie go nie zabierzesz – rozległ się spokojny i opanowany głos i po chwili między nim a Harrym pojawił się dziwnie ubrany człowiek.
– TYY… – powiedział pierwszy mężczyzna cofając się o krok – Harry mógłby przysiądź, że w jego oczach dostrzegł cień strachu i respektu mieszającym się z nienawiścią do tego nowo przybyłego osobnika.
– Tak ja… i nie pozwolę ci zabrać chłopca, więc wracaj do swojego pana albo zostań tu i zgiń – powiedział trochę wyższym i ostrzejszym tonem i zacisną ręką na rękojeści miecza, Harry myślał, że sięga po różdżkę, ale dostrzegł, że koniec płaszcza mężczyzny lekko jest podniesiony i od razu się połapał, że to nie po różdżkę sięgał tylko po miecz.
– Jeszcze się spotkamy – powiedział „napastnik” i znikną w kłębach czerwonego dymu
– Nie wątpię – mrukną drugi mężczyzna poczym odwrócił się do czwórki przyjaciół i rzekł:
– Nie obawiajcie się mnie nic wam nie zrobię – powiedział spokojnym głosem – a teraz chodźcie od prowadzę was do waszych przyjaciół.
Szli w ciszy, Harry całą drogę zastanawiał się, kim jest ten tajemniczy człowiek, ubrany był podobnie do tamtego z tym wyjątkiem, że jego szata była innego koloru a dokładniej: końcówki szaty był koloru czerwono-złotego, a reszta Granatowo-szara, miał również skórzany pas, do którego miał przyczepiony miecz tak jak tamten, do tego miał jeszcze wspaniałą zielono-srebrną pelerynę z namalowanym albo wyszytym czarnym smokiem otoczonym pierścieniem ognia.
– Widzę waszych towarzyszy, ale na mnie już czas musze koniecznie porozmawiać z pewną osobą tak, więc do widzenia i możecie być pewni, że jeszcze się spotkamy i to całkiem nie długo, przyjaciele spojrzeli po sobie i gdy Hermiona chciała się zapytać, co to miało znaczyć, jego już nie było.
– Ciekawe, o co mu chodziło z tym „jeszcze się spotkamy” i kim on w ogóle jest? – pomyślała na głos Hermiona.
– Nie wiem, Hermiono, ale na razie zachowajmy to dla siebie – odpowiedział Harry.
– Nie rozumiem – zdziwiła się dziewczyna.
– Mam na myśli to żebyśmy nikomu nie mówili, że spotkaliśmy dwóch jakichś kolesi gdzie jeden chciał mnie zabrać z pewnością do Voldemorta a drugi mu w tym przeszkodził – odpowiedział Harry.
– Też tak myślę, ale co powiemy jak się dowiedzą o spotkaniu z Malfoyem? I o tym, co zrobił Harry? – Dodał Ron.
– Cóż Dumbledore już pewnie wie, więc tak czy inaczej opowiemy jak to „spotkanie” wyglądało – powiedział Harry niechętnie.
– Lepiej chodźmy do Lupina i Tonks, bo zaraz wezwą cały zakon żeby nas znaleźć – wtrąciła się Ginny.
– No nareszcie jesteście, zaczynaliśmy się już niepokoić – powiedziała Tonks.
– W takim razie wracajmy do kwatery, nie ma sensu stać tu jak kołki – rzekł Lupin.
Parę minut później znaleźli się na Grimmauld Place 12, Harry wraz z przyjaciółmi udał się na górę do swojego i Rona pokoju, rozsiedli się wygodnie na podłodze i zaczęli rozmawiać na o tym, co się wydarzyło na pokątnej.
– Harry – zaczęła Hermiona – jak ci się udało rzucić tamto zaklęcie, przecież na zaklęcia niewybaczalne niema żadnej tarczy, która mogłaby przed nimi kogoś ochronić? – Zapytała się Harry’ego Hermiona.
– Nie mam pojęcia, ale zanim go rzuciłem poczułem w sobie jakąś „moc”, która z sekundy na sekundę rosła we mnie poczym na myśl przyszło mi to zaklęcie no i go użyłem – odpowiedział.
– A nie dziwi was to, że nikt niczego nie zauważył? – Powiedział zamyślony Ron.
– Faktycznie – przytakną Harry, – ale ktoś napewno musiał coś widzieć!
– Przekonamy się jutro w Proroku – dodał po chwili milczenia.
– Hej, a co myślicie o naszym nowym „znajomym”? – Spytała się panna Weasley.
– Wiemy tylko tyle, że jest przyjaźnie nastawiony – rzekł Ron.
– Racja, ale zastanawiam się, kim był ten pierwszy…
– …Pierwszy?, Ten, co cię chciał zabrać do swego pana? – Weszła Harry’emu w zdanie Hermiona.
– Yhy, był jakiś dziwny a raczej jego oczy było w ich coś dziwnego nie wiem co, ale nie podobało mi się to jak na mnie patrzył a do tego miał pionowe źrenice jak u kota – powiedział Harry.
Rozmawiali tak do godziny dwudziestej, gdy usłyszeli panią Weasley wołającą ich na kolację.
W kuchni byli już Moody, Lupin, Tonks, Dumbledore, bliźniaki, Pan Weasley i o dziwo Severus Snape.
Po kolacji, kiedy wszyscy zaczęli wstawać od stołu, Dumbledore rzekł:
– Chciałbym jeszcze porozmawiać o pewnym zajściu – tu spojrzał na Harry’ego – doszły mnie słuchy, że maiłeś Harry starcie z Panem Malfoyem, nie wiem, co tam zaszło, więc chciałbym żebyś o tym opowiedział – rzekł dyrektor.
Chłopak przez krótką chwilę rozważał czy ma powiedzieć czy nie prawdę powiedziawszy wcale nie chciał o tym mówić dyrektorowi, ale przemógł się w końcu i zaczął opowiadać.
Począwszy od wyjścia ze sklepu o tym jak „poznał” Jessicę, jak napatoczył się Malfoy powtarzając całą ich rozmowę, jak rzucił na ich nową znajomą zaklęcie cruciatusa (wszyscy doznali tą wiadomością małego szoku poza Harrym i Ronem no i Hermioną i Ginny, które wiedziały o całym zdarzeniu pierwsze a Dumbledore słuchał z jaszcze większym skupieniem wymalowanym na twarzy) jak wyczarował tarczę, która wchłonęła zaklęcie (w tym momencie wszyscy omal nie pospadali z krzeseł łącznie z Dumbledorem a Snape poruszył się lekko na krześle).
– Ale jak…?
– Harry…
– To nie możliwe…
– Wyjaśnij nam jak to zrobiłeś…
Przekrzykiwali się jedno przez drugie, jedynie Dumbledore i Severus siedzieli wpatrując się w Harry’ego poczym dyrektor podniósł rękę na znak żeby się uciszyli.
– Harry powiedz nam jak to zrobiłeś – powiedział spokojnie dyrektor.
– Gdy Malfoy celował różdżką w Jessicę poczułem się jakoś dziwnie nie umiem tego dokładnie wyjaśnić ale poczułem w sobie „moc” czułem jak wzrasta ona we mnie z każdą sekundą, kiedy Malfoy rzucił zaklęcie ja uniosłem rękę i skierowałem ją na Jessicę i wypowiedziałem jakieś zaklęcie którego nigdy wcześniej nie słyszałem „Promeo en ucillo” to było właśnie to zaklęcie no i wytworzyła się w okuł niej błękitna bariera która wchłonęła zaklęcie – zakończył opowieść Harry.
Po tych słowach nastała grobowa cisza wszyscy byli zbyt zszokowani żeby coś powiedzieć, Harry zobaczył, że dyrektor intensywnie nad czymś myśli, po czym zwrócił się do Harry’ego:
– Cóż Harry wydaje mi się, że użyłeś zaklęcia z dziedziny magii starożytnej sądząc po formule zaklęcia – powiedział powoli dyrektor, na co chłopak wytrzeszczył oczy na niego z nie dowierzaniem, – ale wierz mi Harry nigdy wcześniej nie słyszałem i nie czytałem o tym zaklęciu, naprawdę nie mam pojęcia jak go użyłeś i skąd ono przyszło ci do głowy, ale wiem, kto może wiedzieć coś na ten temat, więc muszę już iść i porozmawiać z nim o tym, myślę że on sam będzie chciał ci wyjaśnić pewne rzeczy więc pewnie już jutro tu przybędzie. Czy jest coś, co chciałbyś jeszcze nam powiedzieć? – Spytał się chłopaka.
– Nie to już wszystko.
– Na pewno – spojrzał na niego.
Harry uśmiechną się ironicznie i spojrzał na dyrektora zdając sobie sprawę, że ten mu znów grzebie we wspomnieniach.
– Na pewno – powiedział spokojnie z lekkim chłodem i wyszedł z kuchni.
Severus Snape przez chwile zastanawiał się nad reakcją Potter’a i nagle go olśniło.
– Dumbledore znów włamał się mu do umysłu a chłopak zdając sobie z tego sprawę nie wybuchną złością. Potter najwyraźniej już mu nie ufa. No cóż Albusie… ptaszek próbuje uciec z twojej złotej klatki – uśmiechną się krzywo na tę myśl.
– W takim razie życzę wszystkim dobrej nocy – powiedział poczym się deportował.
Harry wszedł na strych i zamkną za sobą drzwi rozejrzał się po zagraconym pomieszczeniu westcną i klapną na fotel stojący obok drzwi aż wzniósł się tuman kurzu spojrzał na zapaćkane jakąś substancją okno i przypomniał sobie o dyrektorze Hogwartu nie nienawidził go tylko… no właśnie tylko, co? Sam nie wiedział. Wybaczył mu je wszystkie kłamstwa nie domówienia i pół prawdy a nawet to, że wchodził mu przy każdej ich rozmowie do głowy w końcu każdy popełnia błędy. Ale jednego był pewien już mu nie ufał… nie potrafił.
Spojrzał na szafeczkę obok fotela i podniósł z niej jakieś zakurzone opasłe tomisko.
Zdmuchną kórz z okładki i przetarł ją ręką jego oczom ukazał się srebrny wypukły napis „Huncwoci i przyjaciele” otworzył go gdzieś tak w połowie.
– To album – wyszeptał do siebie.
Przeleciał kilka kartek poczym otworzył na pierwszej stronie a tam na zdjęciu zajmującym całą stronę machali do niego James obejmujący w pasie Lilly a ta z uśmiechem przytykała mu sztuczne małe różki, Syriusz i Remus obejmujący jakieś dwie bardzo ładne kobiety, Peter leżący na boku z źdźbłem trawy w ustach, nieznane Harry’emu owe dwie kobiety wiszące na szyjach łapie i lunatykowi i dwóch opierających plecami o siebie również nieznanych mu mężczyzn. Wszyscy byli tacy szczęśliwi… niczego nie świadomi. Przejrzał jeszcze kilka stron chwilę później zamkną album ze stwierdzeniem, że jutro do kończy go oglądać i po chwili poszedł do pokoju położyć się na spać. Zasną dopiero koło dwunastej w nocy.
Następnego dnia Harry obudził się o 6:00 rano przeczuwając, że i tak już nie zaśnie postanowił wstać. W kuchni jeszcze nikogo nie było.
– No tak przecież normalni ludzie jeszcze śpią o tej godzinie i to w niedziele – pomyślał, po czym zabrał się za robienie sobie śniadania.
Przesiedział w kuchni w ciszy jeszcze do 8:00 poczym poszedł do pokoju, Ron spał w najlepsze, po cichutku doszedł do swojego łóżka i położył się na nim, leżał tak i wpatrywał się bezmyślnie w sufit po jakimś czasie spojrzał na zegarek… dochodziła jedenasta, Ron zaczął się powoli budzić.
– Cześć Ron – zawołał Harry.
– Cześć Haaaaarrrryyyy…– powiedział ziewający Ron, – która godzina? – Zapytał.
– Za dziesięć jedenasta – odpowiedział Harry.
Kiedy Ron skończył się ubierać do pokoju chłopców ktoś zapukał.
– Proszę – powiedzieli razem.
Drzwi się otworzyły i staną w nich nie, kto inny jak sam Albus Dumbledore.
– Profesor Dumbledore? – Zdziwił się Harry.
– Witaj Harry, Ron. Chciałem ci przekazać Harry, że w kuchni czeka na ciebie ktoś, kto wyjaśni ci kilka rzeczy – oznajmił dyrektor.
Potter skinął głową i ruszył za dyrektorem a za nimi podążył Ron… byli już na schodach a po chwili Harry z dyrektorem weszli do kuchni Ron chciał zrobić to samo lecz Pani Weasley go powstrzymała i powiedziała:
– Nawet o tym nie myśl, nikt nie powinien im przeszkadzać – rzekła do swojego syna i zaciągnęła go do pokoju obok.
– Harry wszedł do kuchni, rozejrzał się po pomieszczeniu a jego wzrok padł na mężczyźnie siedzącym przy stole…
– …t…to pan? – Zdziwił się chłopak?
Mężczyzna uśmiechnął się i rzekł:
– Przecież powiedziałem, że się niedługo spotkamy.
– To w takim razie nie będę wam przeszkadzał – rzekł dyrektor i zniknął za drzwiami.
– Najpierw się przedstawię, nazywam się Kalgalath, ale mów mi Kal. Cóż Harry na początek wyjaśnię ci, co to było za zaklęcie, którego użyłeś. Otóż jak już wiesz od Albusa jest ono z dziedziny magii starożytnej a posługując się nią różdżka jest zbędna… jest ono tak stare, że całkowicie zostało zapomniane jak i parę innych zaklęć być może dla tego, że te zaklęcia były bardzo potężne i wymagały naprawdę ogromnej mocy, ale wróćmy do tematu „Promeo en ucillo” jest zaklęciem tarczy pojedynczej, czyli takiej, którą można rzucić na jedną osobę lub przedmiot, pewnie zastanawiasz się, w jaki sposób udało ci się je rzucić (chłopak kiwną potakująco głową), więc posłuchaj mnie Harry… masz w sobie ogromną moc, która właśnie dała o sobie znać i ta właśnie moc z wiekiem będzie jeszcze większa i musisz jak najszybciej nauczyć się panować nad nią…
– Ale ja przecież nie…
– Nie masz takiej? To chciałeś powiedzieć prawda? – Spytał z lekkim uśmiechem (chłopak skiną potakująco głową), – więc wiec, że nawet, jeśli jej nie czujesz to nie znaczy, że jej nie ma. Np: bardzo szybko nauczyłeś się zaklęcia Patronusa a to nie lada wyczyn potem przepędziłeś setkę dementorów a to już o czymś świadczy, prawda? I to w tak młodym wieku i wież mi Harry wielu dorosłych czarodziejów a nawet niektórzy, z aurorów mają z tym zaklęciem problemy i nie potrafią się obronić przed chociażby jednym dementorem. Widzę, że chcesz o coś spytać.
– Tak, tak się zastanawiam skąd tyle wiesz o tym zaklęciu i czy wiesz coś o tych „innych” zaklęciach? Co to znaczy, że muszę jak najszybciej nauczyć się panować nad tą mocą i kto miał by mnie tego nauczyć? I kim tak w ogóle jesteś? – Harry wyrzucił z siebie najbardziej nurtujące go pytania.
– O tym i innych zaklęciach wiem całkiem sporo, ponieważ potrafię je rzucić (Harry’emu opadła szczęka), co do tego uczenia się, to chcę żebyś wpierw nauczył się panować nad swoją mocą, choć w niewielkim stopniu na początek potem zaczniesz się uczyć magii starożytnej a uczyć cię będę… Ja, a co do tego, kim jestem to dowiesz się w swoim czasie powiem ci na razie tylko tyle, że nie jestem stąd – mówiąc to spojrzał Harry’emu prosto w oczy, kiedy chłopak się przyjrzał jago oczom mało nie krzyknął… były prawie takie same jak tamtego człowieka też miał pionowe źrenice, różniły się tylko kolorem: on ma jasno niebieskie lekko świecące tęczówki (Harry nigdy nie widział takich oczu jedynie u Voldemorta ale jego świecą krwistą czerwienią i widać je z daleka) teraz już wiedział dokładnie kto a raczej, co ma takie oczy… a mianowicie…smoki tak, Harry teraz sobie przypomniał gdzie je widział (na zdjęciach które pokazywał mu brat Rona, Charlie) choć tylko kilka z nich ma takie jak on: bystre, zawsze czujne i przenikliwe oczy, i jego takie właśnie były.
– A gdzie będziesz mnie uczył? – Spytał się po chwili Harry.
– Wydaje mi się, że najodpowiedniejszym do tego miejscem będzie Hogwart – odpowiedział.
Harry się bardzo ucieszył z tej informacji, ale po chwili zapytał.
– A co z Ronem i Hermioną?
– Hmmm… – zamyślił się Kal
– Myślę, że pan Weasley i panna Granger z przyjemnością będą ci towarzyszyć Harry – powiedział dyrektor, który właśnie wszedł do kuchni. Na co chłopak szeroko się uśmiechną.
– Możesz już iść Harry – rzekł Kal.
– Aaa Harry bym zapomniał, jutro rano dokładnie o 9:00 lecimy do Hogwartu, więc spakujcie się jeszcze dziś a teraz idź i powiedz o tym swoim przyjaciołom i jeśli chcesz to możesz powtórzyć im całą rozmowę z Kalem i sądzę, że powinieneś im powiedzieć o przepowiedni na pewno zrozumieją to, co szykuje dla nas a w szczególności dla ciebie los.
– I kto to mówi – pomyślał.
– Wiem, ale boję się tego jak zareagują, że się ode mnie odwrócą – powiedział już na głos.
– Harry jesteś ich przyjacielem i na pewno zrozumieją i bądź pewien, że ani Ron ani Hermiona cię nie zostawią i lepiej będzie dla nich jak się dowiedzą tego od ciebie, a teraz lepiej idź do nich, bo z pewnością nie mogą już wytrzymać z ciekawości – powiedział Kal uśmiechając się pogodnie.
Harry wyszedł z kuchni i wszedł do pokoju obok.
– No nareszcie stary! – Zawołał Ron.
– O czym tak długo rozmawialiście? – Dodała zaciekawiona Hermiona.
Tak, więc Harry zaczął opowiadać przyjaciołom z najdrobniejszymi szczegółami całą rozmowę z Kalem, gdy powiedział im, że jutro lecą do Hogwartu byli w niebo wzięci tą wiadomością.
– Ale super Harry normalnie brak mi słów – cieszył się Ron.
– Rzeczywiście świetnie, ale ja się zastanawiam, kim jest ten cały Kal i skąd pochodzi? – Mruknęła Hermiona
– Cóż wiemy tylko jak ma na imię i może kiedyś się czegoś więcej dowiemy – powiedział Harry
Chłopak się zamyślił.
– Może Kalgalath ma rację i lepiej jak im powiem teraz o przepowiedni i chyba tak zrobię, im szybciej tym lepiej.
– Jest coś, o czym wam nie powiedziałem – oświadczył nagle chłopak.
Ron z Hermioną popatrzyli na niego zdziwieni.
– O czym nam nie powiedziałeś? – Spytała ostrożnie Hermiona
– O tej przepowiedni, co była w ministerstwie magii – powiedział.
– Tej, którą śmierciożercy chcieli zdobyć (Harry kiwną potakująco głową), ale przecież ta kulka, w której była umieszczona się stłukła sam tak powiedziałeś – zdziwił się Ron.
– To prawda, ale to była tylko jej kopia – powiedział – oryginalna została wypowiedziana na długo przed moim urodzeniem a usłyszał ją Dumbledore a przepowiednię wygłosiła Trelawney.
– CO?!?! – Zdziwił się okrutnie Ron – ta stara oszustka?
– Wygląda na to, że na prawdą ma wewnętrzne oko w końcu przepowiedziała, że Glizdogon wróci do swojego pana – powiedział Harry.
Chłopak wziął głęboki wdech i zaczął mówić:
Zbliża się ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a przyjdzie na świat, gdy siódmy miesiąc będzie przemijał...
I choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, której Czarny Pan nie zna...
I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, jako że żaden nie może istnieć, gdy drugi przeżyje...
Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana przyjdzie na świat, gdy siódmy miesiąc będzie przemijał...
Ron cały blady wpatrywał się w przyjaciela niedowierzająco nie mogąc wydusić z ciebie żadnego słowa. Hermiona ze łzami w oczach rzuciła się mu na szyje.
– Och Harry! To na pewno jakaś pomyłka… Harry.
– Niema żadnej pomyłki Hermiono – powiedział cicho głaszcząc po głowie delikatnie.
– A… ale to nie musi być o tobie? Prawda? – Odezwał się cicho Ron.
– Niestety to jest o mnie, choć mógł być to, kto inny.
– Co? Nie rozumiem – zdziwił się chłopak.
– Pod koniec siódmego miesiąca urodził się jeszcze ktoś i rodzice tego kogoś także trzykrotnie oparli się Voldemortowi.
– Kto to taki? – Spytała Hermiona.
– Neville Longbottom.
– Nie rozumiem jednej rzeczy, co to znaczy, że „Jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, jako że żaden nie może istnieć, gdy drugi przeżyje”
– Chodzi oto Ron, że tylko ja mogę pokonać Voldemorta, czyli kiedyś będę musiał stanąć przed nim i albo ja zabiję jego albo on mnie – oznajmił spokojnie.
– Oh Harry na pewno musi być ci ciężko przez to i…
– Wiesz co? Już zdążyłem przywyknąć do tego, że kiedyś będę musiał zabić albo zginąć – westchnął poczym podszedł do okna i zaczął się wpatrywać w pogrążoną w mroku ulicę, nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu a zraz to samo poczuł na drugim
– Harry – zwrócił się do niego Ron (chłopak odwrócił się do nich) chcemy ci podziękować, że podzieliłeś się z nami przepowiednią, za zaufanie, jakim nasz darzysz i wiec…
–…, że nigdy cię nie opuścimy. Zawsze będziemy z tobą – mówiła łamiącym się głosem Hermiona – zawsze możesz na nas liczyć i… – w tym momencie nie wytrzymała i się rozpłakała, Ron przytulił ją a ona wtulona w niego cicho łkała, Ron też wyglądał jak by miał się zaraz rozpłakać z resztą Harry również ledwo powstrzymywał łzy… teraz wiedział już, że nic i nikt nie zerwie ich przyjaźni wiedział, że jeśli by musiał to oddałby za nich życie i wiedział również, że oni zrobiliby dla niego to samo…
– Ja… chcę wam podziękować…, że jesteście tu i…, że mogę na was liczyć… jestem dumny z tego, że mam takich przyjaciół jak wy… – powiedział Harry uśmiechając się do nich, na co oboje odwzajemnili uśmiech.
– Chodźmy może się już spakować, bo rano nie będzie na to czasu – powiedział po chwili Ron.
– Racja w końcu jest już jedenasta – oznajmiła Hermiona.
Całą trójką udali się na schody, Harry i Ron rzucili krótkie „dobranoc” Hermionie i znikli za drzwiami ich pokoju.
Harry i Ron w ciągu dwudziestu minut byli spakowani, gdy Harry kładł się spać cały czas myślał o słowach swoich przyjaciół „nigdy cię nie opuścimy” i z tą myślą zapadł się w spokojny sen…
|
|