erissan
Potomek Slytherina
Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 843
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zadupia
|
|
Ten tekst jest jakby przyszłym zakończeniem, mojej powieści - Harry Potter i Moc Slytherina, jednak chciałabym dać go do oceny właśnie teraz. Wiem, że jest trochę taki dziwny i niezbyt jasny za co bardzo przepraszam.
PS. Proszę o krytykę gdyż to bardzo dla mnie ważne. Chyba nie trudno naskrobać parę słów, prawda?
***
Epilog
Był to pub Pod Trzema Miotłami. Jednak od czasu, kiedy były tu ostatnio wszystko się zmieniło. Uśmiechnięta madame Rozmerta nie chodziła już wzdłuż lady pytając się, co podać, z tłumu uczniów Hogwartu zrobiła się ze trójka, czwórka samotnych osób. Całe pomieszczenie przypominało ruderę zresztą jak całe Hogsmade. Jednak ktoś w pomieszczeniu nie był aż tak ponury jak reszta. Ta oto postać siedziała teraz przy ostatnim stoliku pijąc piwo kremowe i patrząc się z politowaniem na siedzącą przed nią osobę.
- Jak on to zrobił? – Spytała postać w czarnej szacie. Z kaptura wystawał kosmyk srebrnych włosów, które smętnie opadały na blat stołu.
- To proste – odezwała się druga osoba, którą okazała się około osiemnastoletnia dziewczyna. Uśmiechała się ironicznie, chociaż jej oczy były pełne żalu i niezadowolenia - Głupcom zawsze się udaje, chociaż… nigdy nie wierzyłam, że to kiedyś się stanie, Amy. Nie wierzyłam, że to akurat tak się skończy ta wojna między Potterem, a Tomem.
Amelia westchnęła ocierając spływającą po policzku łzę. Ostatnio często przyłapywano ją na płaczu – po prostu nie mogła uwierzyć, że to się tak skończyło. Słowa koleżanki tylko pogarszały ten stan.
- Zawsze wierzyłam, że to będzie inaczej! Że Harry pokona Voldemorta i będziemy żyli razem długo i szczęśliwie. – Krzyknęła uderzając pięścią w stół. Szklana popielniczka spadła z hukiem na podłogę. Jednak na Nemesis nie zrobiło to żadnego wrażenia, a przynajmniej starała się tego nie okazywać.
- Nie wierz w bajki. Ja od początku wątpiłam w szczęśliwe zakończenie tej wojny i przynajmniej się nie zawiodłam.
Tej oto rozmowie przyglądała się brązowowłosa kobieta ubrana w ciasny żakiet koloru piasku. Włosy miała spięte w kok, które doskonale pokazywały jaki ma styl bycia – poważny i spokojny. Podeszła do nastolatek i spojrzała na nie z pokorą.
- Dziewczyny ja… - zaczęła jąkając się. Po co w ogóle to mówiła? Przecież wiedziała, że nigdy nie przebaczą takiej idiotce. W końcu odwróciła się od nich, od Rona, Ginny, a przede wszystkim od Harry’ego. Na dodatek zrobiła to akurat wtedy, kiedy była im najbardziej potrzebna. A teraz jest już za późno! Już nigdy nie zamieni z nimi ani zdania. – Przepraszam! Przepraszam was za wszystko! Jestem świnią, nie rozumiem jak mogłam być taka podła i…
Dalszą część wypowiedzi przerwał Hermionie szloch. Szloch, który należał do niej, którego nie umiała powstrzymać, a który "nękał" ją od tygodnia. Łzy rozmazały jej lekki, ledwo widoczny makijaż, przez co wyglądała jak sto nieszczęść.
- Spokojnie – szepnęła wilopodobna blondynka przytulając do siebie swoją przyjaciółkę. Nie zwracała uwagi na pełne dezaprobaty spojrzenie driady, teraz ważne dla niej było żeby była otoczona grupą ludzi – Dobrze, że znów jesteś z nami. Och daj spokój Nemi! Nie ma sensu rozpamiętywać tego, co było kiedyś. Ważne jest to, co jest teraz.
Cała trójka uśmiechnęła się szeroko, jednak szybko ten uśmiech został zastąpiony zdumieniem. Żadna z nich nie mogła uwierzyć, że jeszcze wiedzą, co to radość. Poczuły się tak jak od roku się nie czuły – spokojnie, szczęśliwie i bezpiecznie.
Nagle usłyszały cudowną melodię. Jak na zawołanie podniosły wzrok do góry, lecz tylko po to by zobaczyć amarantowy sufit. Jednak czarnowłosa ujrzała coś jeszcze. Jakby widmo zielonych oczu zaszklonych łzami szczęścia oraz ulgi.
|
|