Laukaz
Ulubieniec McGonagall
Dołączył: 28 Mar 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Rozdział XII
Po pokonaniu Sparty i Myken, Jason z Hektorem i jego świtą wrócili do Troi. Stary król Priam wyczekiwał swoich synów. Gdy się zjawili w ojczystym grodzie kazał poderżnąć bydłu gardziele, aby uczcić ich szczęśliwy powrót. Parys i Helena udali się do władcy aby ustalić pewną ważną sprawę. Nie powiedzieli jednak nikomu o co chodzi. Jason natomiast wrócił do komnaty miotany sprzecznymi uczuciami.
- Dlaczego Matt? - powtarzał sobie w duchu. - Dlaczego nie ja poległem?.
Nagle po środku komnaty rozbłysło oślepiające światło i ukazał się starzec z siwą brodą sięgającą do pasa dzierżący trójząb. Gdy Tylo chwycił za miecz, nowo przybyły spojrzał na broń i uśmiechając się rzekł.
- Stal wykuta w ogniu Trojan, jeszcze będziesz potrzebował tego ostrza. - powiedział.
- Kim jesteś, i co robisz w mojej komnacie? - spytał Jason.
- Nie poznajesz tego znaku w moim ręku?, jam jest Posejdon, władca mórz i oceanów. - oznajmił bóg. - Nie musisz mi się przedstawiać, wiem ktoś ty, wiem również skąd przybyłeś, portal dalej działa. - powiedział ze smutkiem na twarzy.
- Jaki portal? - przestraszył się Jason. - Portal Czasu? - zapytał.
- Dokładnie, dodam jeszcze, że choć Agamemnoon i jego brat powrócili do swych krain, nie zażegnaliście, zarówno ty jak i Troja niebezpieczeństwa ze strony Myrmidonów.
- Słucham?, mógłbyś mi to wyjaśnić? - poprosił Jason, lecz w tej samej chwili do komnaty zapukał Parys, bóg rozpłynął się w powietrzu, a książę wszedł do komnaty.
- Wybacz mi przyjacielu, ale jest wydawana uczta na twą cześć i upamiętniająca twoje czyny na polu bitwy, pozwól więc ze mną, pij wino, jedz pyszne mięsiwa, a po uczcie król Priam ma dla ciebie propozycję. - przemówił Aleksander.
Chcąc nie chcąc młody wojownik udał się za swym towarzyszem do pomieszczenia do celebrowania wszystkich świąt. Zobaczywszy Jasona król wstał, uśmiechnął się i podniósł rękę aby uciszyć gwar.
- Witam, nasz towarzyszu, pozwól iż oznajmię mą wolę, obecny tutaj Jason od dzisiaj jest naszym rodakiem. Pomógł nam na polu bitwy zupełnie bezinteresownie. - oznajmił władca. - Moja wola jest taka abyś został w naszym grodzie jako moja prawa ręka, i naczelny wódz Trojański, Hektor odejdzie niedługo do Hadesu, a ja muszę mieć kogoś kto będzie kierował moim wojskiem. - zakończył przemowę.
Zbity z tropu Jason nie wiedział co odpowiedzieć władcy, był w kropce, z chęcią by został i prowadził ludzi Troi do boju na miejscu Hektora, lecz musiał wrócić do swoich czasów razem z Loganem, który wrócił do miasta razem z nim teraz odpoczywał po zabiciu Andariela. Widząc zmartwienie w oczach przyjaciela, Hektor powstał ze swojego miejsca i poprosił ojca, by ten pozwolił mu przemówić, po czym zaczął przemówienie.
- Waleczni Trojanie, wiem, że Jason miał spore zasługi na polu bitwy i robił to nie biorąc zapłaty za swoje zasługi, lecz kochani, nie możemy go przetrzymywać siłą w naszym grodzie. Co prawda jest godnym następcą na moje miejsce, ale jeśli nie chce przyjmować tego ciężaru ogłoszę swoją wolę, obecny tutaj Doman. - To mówiąc wskazał na młodzieńca w wieku 19 lat, jednak choć młodego, był silny i dobrze zbudowany. Twarz jego nie była poznaczona bliznami tak jak fizjonomia Tektona, który został zabity przez Achillesa w pamiętnym dniu najazdu. - Będzie on moim następcą, jego ojciec Tekton poparłby moją decyzję, jeśliby żył. A co do ciebie przyjacielu. - uśmiechnął się do Jasona. - Możesz zostać na naszym dworze, tak długo jak możesz. Ja niebawem odejdę i nie będę mógł wspierać moich rodaków, lecz masz moje pozwolenie, poparte przez króla Priama, masz wstęp wolny do Troi, kiedy tylko zechcesz. Pozatym jesteś jedynym człowiekiem, któremu mogę zaufać i który mnie wsparł w trudnej chwili zarówno swą radą jak i mieczem, a teraz jedz, pij i rób co chcesz. - zakończył Trojanin z uśmiechem na twarzy.
Uczta trwała prawie całą noc, pijani Trojanie udali się do swych domów, ale strażnicy musieli niestety pilnować baszt, jednak Tylo pomyślał o wszystkim i poprosił nadwornych kucharzy aby podali żołnierzom wyborne mięsiwa. Sam natomiast wrócił do swojej komnaty. Ledwie usiadł na łożu ponownie ukazał się bóg mórz i oceanów.
- Witaj ponownie, wiem, że wyborne wino Priama uderzyło ci do głowy lecz nie mogę czekać z prawdą do jutra, bowiem jutro może być za późno. Sparta i Mykeny pokonane, lecz Myrmidonowie nie śpią. Neoptolemos szuka zemsty. - oznajmił starzec.
- Kto? - spytał Jason. - Nie znam go.
- Neoptolemos jest synem Achillesa, i nie jest zadowolony z tego iż Hektor zabił mu ojca. Ten młody człowiek nie może dojść do Portalu, zniszczy twój świat i zapanuje nad Olimpem, ma do swojej dyspozycji całą armię umarłych i kastę Myrmidonów. Co do mnie, zadbam o to aby mój trójząb posłużył do dobrych celów, musisz się czegoś dowiedzieć Jasonie. - powiedział Posejdon ze zmartwioną miną. - Nie wiem jak na to zareagujesz, lecz twoje pochodzenie nie jest takie jak myślisz, nie jesteś z Londynu.
- Więc skąd!? - spytał Tylo. - Czy ja o czymś nie wiem!? - przeraził się nie na żarty.
- Usiądź. - spokojnie powiedział mu bóg. - Wszystko ci wyłożę, lecz najpierw powiem ci, że nie mogę patrzeć na miecz w twej dłoni bez podziwu, jest to stal Trojańska, jak już ci mówiłem, Jasonie, pochodzisz z Argos, twoim ojcem jestem ja. - oznajmił Posejdon z dumnym wyrazem na twarzy. - Clive Tylo odnalazł cię podczas masakry w Rzymie, gdzie chciał cię wychować Marek Antoniusz, miałeś być orędownikiem Rzymskim, jednak Wizygoci nie dali za wygraną, oni najeżdżali cesarstwo, urodziłeś się w ich wiosce, twoją matką jest kobieta z ich plemienia, nazywała się Roxana i była naprawdę piękna. Clive Tylo odnalazł cię wśród masakry w Rzymie i zabrał z sobą do czasów nowożytnych. Wychował cię jak chciał, nic nie wiedziałeś o swoim pochodzeniu, lecz Zeus gromowładny dopuścił abyś udał się w czasy Troi i rozwikłał tę zagadkę, musisz nam pomóc, Neoptolemos nie spocznie póki nie zabije wszystkich ludzi w twoim świecie. - skończył Posejdon.
- Gdzie znajduje się portal!? - krzyknął Tylo.
- W Argos, musisz tam jechać i to zaraz, weź to ze sobą. - to mówiąc ojciec podał mu wspaniały trójząb, rzeźbiony przez Hefajstosa. - Zapanujesz nad wodami i nad portalem, możesz go zamknąć i otworzyć kiedy chcesz, zarówno w czasie starożytnym jak i nowożytnym, lecz pamiętaj, używaj mądrze tego artefaktu. - to mówiąc rozwiał się jak mara ze snu.
Jason nie czekając pobiegł do komnaty Hektora, budząc towarzysza i prosząc o oddział najwaleczniejszych Trojan.
- Jest problem, przyjacielu. - stwierdził królewicz ze smutną miną. - Wszyscy Trojanie są pijani.
- Nie szkodzi, jeśli trzeba pojadę sam. - powiedział Tylo.
Pożegnawszy się z Hektorem i starszyzną Ilionu, młody człowiek wskoczył na konia cwałując do Argos, podróż zajęła mu co najmniej trzy godziny. Gdy dotarł na miejsce zatrzymał wierzchowca przy bramach miasta, po czym dobył trójzębu i zakrzyknął w niebogłosy.
- Otwórz się bramo czasu!. - krzyknął.
To co zobaczył nie zdziwiło go, bowiem widział to zjawisko w biurze korporacji "History Discovers". Nie wachając się wkroczył w srebrny portal. To uczucie też znał, czuł jakby całe jego ciało stało się mgłą. Wirował w niebieskim otoczeniu widząc różne mieszaniny barw i dźwięków. Nagle uderzył całym ciałem o twardą ziemię. Znalazł się w obskurnym zaułku pełnym zapachu alkocholu, na ten widok uśmiechnął się do siebie szeptając.
- Nareszcie w domu.
Od pijanego człowieka dowiedział się o wydarzeniach, które miały miejsce podczas jego nieobecności.
- Panie Tylo, znam pana jednak korporacja której był pan członkiem nie istnieje. Jakieś tajemnicze państwo, ubrane w zbroje starożytne, najprawdopodobniej jakieś czubki, radzę aby udał się pan do mieszkania i odpoczął bowiem jest noc i nie wiadomo czego się spodziewać. - skończył pijak.
Jason udał się na Valiant Street V do swego mieszkania i stwierdził z zadowoleniem, że wszystko jest zostawione tak jak było. Położył się spać, obiecując sobie, że w następnym dniu uda się do zniszczonej firmy i wyjaśni sprawę śmierci Matta oraz dowie się co się działo podczas jego nieobecności.
Rozdział XIII
Tej nocy Jason miał dziwny sen, śniło mu się, że stał z trójzębem Posejdona na zgliszczach Troi a ku niemu nadciągali umarli, aby oddać mu hołd. Obudził się zlany potem, gdy stwierdził, że na zegarku elektrycznym jest już godzina 10.35. Nie musiał się spieszyć do pracy, więc poszedł do łazienki, umył twarz i zjadł śniadanie. Po posiłku włączył telewizor, trafił akurat na wiadomości. Spiker na ekranie był człowiekiem starszym, miał bowiem długą siwą brodę i okulary na nosie. Plakietka przed nim głosiła, że nazywa się Evan Santo i jest lokalnym prezenterem.
- Prezydent Londynu, powołał armię USA do pomocy w wojnie przeciw tajemniczemu państwu, jak wiadomo, najeźdzcy są uzbrojeni w miecze i zbroje herosów starożytnych a przewodzi im młody chłopaczek, którego nie sposób zabić. Co więcej....arggghhh - przerwał gdy na ekranie ukazał się niezwykły widok. Pierś Evana przeszyła najprawdziwsza włócznia. Cały ekran zalała krew, a ciało zwaliło się na ziemię. Zza pleców trupa wyłonił się młody chłopak co najwyżej w wieku Jasona. Był bardzo podobny do kogoś kogo Tylo znał, a kogo zabił Hektor w obozie Myrmidonów.
- Jam jest Neoptolemos. Szukam pomsty za śmierć ojca i nie jestem chłopaczkiem. - zaczął
W tej samej chwili do pomieszczenia wkroczyło trzydziestu gwardzistów, trzymających broń w pełnej gotowości. Ich wygląd był normalny , lecz oczy z piekła rodem, ponieważ ział z nich ogień.
- Moja armia będzie trzymać ludzi z tej budowli pod mieczem, król tego grodu musi mi dostarczyć wszystkich kowali jakich ma to miasto, ale Jason Tylo jest najważniejszy. Poczekam trzy dni. W tym czasie Tylo musi być mój. - skończył po czym przeciął mieczem przewód i obraz zniknął.
- Kurwa mać!, szukają mnie wszędzie, po wystąpieniu tego skurwysyna będę miał SWAT na karku. - klnął Jason.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Tylo nie wiele myśląc chwycił za broń, którą dostał od Dahaki i ruszył do przedpokoju, spojrzał w wizjer zamontowany w drzwiach i zobaczył młodego chłopaka w wieku dziewiętnastu lat. Pamiętając o zachowaniu ostrożności spytał przez drzwi.
- Kim jesteś?.
- Proszę się nie obawiać, nazywam się Ray Pitt, jestem przyjacielem pańskiego syna Logana. - powiedział młodzieniec.
Tylo otworzył drzwi nadal trzymając miecz w pogotowiu. Gdy Pitt przekroczył próg mieszkania poinformował Jasona o wydarzeniach, które miały miejsce podczas jego "wycieczki" do Troi.
- Panie Tylo, działo się źle, Logan zamordował pana Bourne`a a następnie wrobił Johna Crowna w zabójstwo Maxa Kinga, John zginął w więzieniu, podano mu truciznę do obiadu. Nie wiadomo kto za tym stał, na pewno nie Holcroft. - dodał widząc minę Jasona. - Jednak w tym mieszkaniu nie jest pan bezpieczny, proszę spakować wszystko co uważa pan za konieczne, nałożyć płaszcz z kapturem, który wisi tu na wieszaku, i udać się ze mną. - rzekł Pitt.
- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci zaufać? - spytał Tylo, słysząc to Ray zdenerwował się nie na żarty.
- Usiłuję pomóc do jasnej cholery!. - krzyknął. - Gdyby nie Logan to mnie by tu nie było, znam kryjówkę która jest bezpieczna, mówię zatem, proszę spakować wszystko co potrzebne i spierdalamy zanim przyjadą gliny.
Tylo widząc że młody mówi poważnie, udał się do swej sypialni wrzucając wszystko do torby podróżnej. Nie zapomniał o darze od kowala Troi i ukrył miecz za pasem, przykrywając go płaszczem razem z Trójzębem Posejdona. Chwytając swój dobytek wrócił do Pitta, który pił wodę ze szklanki.
- Dobrze, że pan posłuchał mojej sugestii, szybko, śpieszmy się.
Wyszli przed blok, a Jasonowi opadła szczęka gdy zobaczył odrzutowiec.
- Co my z tym zrobimy? - spytał.
- Jak spierdalać, to czymś szybkim. no nie?. - odpowiedział Ray z uśmiechem. - Niech pan wchodzi.
- Jest jeden problem, nigdy nie pilotowałem odrzutowca. - stwierdził Tylo. - I nie wiem czy ty też dasz radę.
- Powtarzam, niech pan wchodzi. - powtórzył z naciskiem Pitt. - Gliniarze będą pana szukać na ziemi, do głowy im nie przyjdzie, że wyleciał pan w powietrze.
Jason w końcu uległ naleganiu i wsiadł do maszyny. Za sterami siedział starszy jegomość, najwyżej w wieku pięćdziesięciu lat. Krótkie siwe włosy i uśmiechnięty wyraz twarzy. Uśmiechnął się do pasażera podając mu dłoń.
- Michael Draven. - przedstawił się. - Jestem ojczymem Raya. - Proszę zapiąć pasy, mój pasierb panu wszystko wyjaśni.
Z tymi słowy wzbił maszynę w powietrze, Ray siedzący obok Jasona zaczął wykładać mu wszystko co Tylo chciał wiedzieć.
- Zacznę od tego, że pan Bourne po pańskim wyczynie skonfigurował machinę czasu i pokazała mu gdzie się pan udał. Co więcej Logan, pański syn zabił go, a zeznał, że dostał apopleksji. Max King i John Crown też są jego ofiarami. Innymi słowy FBI myśli, że pan był współudziałowcem. - stwierdził Pitt.
- To nie wszystko. - przerwał mu Draven. - Ten wariat....jak mu tam.........Neoptolemos zajął wschodnią część miasta. Totalna masakra, zbudowano specjalne schrony dla kobiet i dzieci, wszyscy mężczyźni muszą być gotowi do wojny.
- Oni zdurnieli! - krzyknął Jason. - Jego armia jest nieumarła, co to ma być?, rzeź niewiniątek z Betlejem? - wrzeszczał.
- Chcemy do tego nie dopuścić, lecz ten baran chce pana. - powiedział Michael z naciskiem na ostatnie słowo. - Uwaga podchodzimy do lądowania.
Wylądowali na opuszczonej budowie, wysiadając z samolotu Tylo nie mówił nic, lecz posłusznie szedł za Dravenem. Poszli w podziemia aż doszli do drzwi ze stali wykutych w ścianie. Pitt przytknął usta do maleńkiego otworu i szepnął.
- To ja Ray Pitt, przyprowadziłem Jasona Tylo.
Odzew był natychmiastowy. Drzwi zostały lekko uchylone i stanęła w nich kobieta, w wieku 30 lat i jak zauważył Jason bardzo ładna. Długie blond włosy opadały na ramiona i przy tym była szczupła, jednym słowem jej uroda powalała każdego.
- Hej, niech się pan nie patrzy tak jakby zobaczył pan widmo. - śmiał się Ray. - To tylko moja siostra, poznajcie się. - rzekł wskazując gestem dłoni. - Jason Tylo, człowiek którego ściga cały Londyn, a to moja siostra Karen, uprzedzam jest nieufna. - skończył.
Wszedłwszy dalej Tylo zobaczył, że ich kwatera jest dosyć obszerna jak na taką klitkę. Jednak była skromnie umeblowana. Łóżkami były materace porozkładane na ziemi. A stół zajmowały menaszki, jednym słowem : Mini Wojsko.
- Jesteśmy ruchem oporu, jak zdążył pan zauważyć. Działamy przeciw Neoptolemosowi, musimy znaleźć sposób aby go unicestwić. Rozwalił pół miasta i rząda pańskiej głowy. - powiedział Pitt.
- Wszystko ustalimy, ale po pierwsze, nie mów mi na "per pan". Jeśli postanowiłeś mi pomagać mów mi na "ty".
- Dobrze, no to co robimy?. - spytał Draven wynurzając się z cienia i siadając przy stole.
- Działamy, po pierwsze muszę wiedzieć, gdzie przebywa ten palant. - stwierdził Tylo.
- W lokalnej telewizji, wziął zakładników i nie chce ich wypuścić dopóki się tam nie pokażesz i nie oddasz się w jego ręce. - odpowiedziała mu Karen. - Jedyne co możemy zrobić to tam iść, ale nie wyżyjemy ani minuty, pozabijają nas. - skończyła z miną jak u umarłego.
- Wy nie. - oponował Jason. - Ja tak, Mike, zabierz mnie do budynku lokalnej TV później odlecisz, a ja załatwię sprawę jak trzeba.
Zrobili jak kazał. Jednak nie mieli gdzie wylądować wszędzie zgliszcza.
- Wyskoczę. - stwierdził Tylo.
Wyskoczył ze spadochronu i znalazł się na dachu. Jednak w tym samym czasie stało się coś, czego się nie spodziewał. Otworzył się portal czasu, wyszedł z niego Logan, ubrany w zbroję Trojan. Widząc ojca, uśmiechnął się mówiąc.
- Witaj Tato, ja w poselstwie od królewicza Hektora, wracajmy do Troi, Neoptolemos przedostał się przez bramę czasu i jak znam życie sieje spustoszenie.
- Owszem, jestem tutaj aby go unieszkodliwić, zrobimy tak, ja udam się po herszta a ty wyrżniesz sługi. - rozkazał Jason.
Do budynku weszli przez drzwi które znajdowały się na dachu. Logan zabił strażnika jednym cięciem miecza, rozcinając mu gardło, natomiast Jason udał się do głównej sali, w której byli przetrzymywani zakładnicy. Chciał zajść syna Achillesa od tyłu, lecz Logan był pierwszy, rzucił się na chłopaka z mieczem w dłoni, jednak zanim się obejrzał już miał włócznię w gardle. Gdy Tylo zobaczył, że zginął jego jedynak krew w nim zawrzała.
- Ty skurwysynu!. - krzyknął. Jednak przytrzymało go dwóch umarłych, a Neoptolemos podszedł do niego z drwiącym uśmieszkiem.
- Ty byłeś przynętą, ja wiem natomiast , że posiadasz bardzo cenny artefakt, który może mi zagrozić, innymi słowy poproszę o Trójząb Posejdona. Jeśli nie zginą niewinni, chcesz tego? - spytał z drwiną w głosie.
Wściekły Jason nie mógł nic zrobić w tej sytuacji. Był bezsilny wobec potwora, siejącego spustoszenie.
- ÂŚwietnie do jasnej cholery!, nie ma nic gorszego jak dureń z przekonaniami. - wrzasnął. - I co teraz zrobisz?, nie dostaniesz artefaktu, prędzej po moim trupie go posiądziesz.
- Nie widzę problemu. - powiedział chłopak z uśmiechem na ustach. - Necrosie! - zawołał dowódcę swoich wojsk. Na przód wyszedł potężny mężczyzna, całkowicie łysy, o potężnym umięśnieniu. Jego twarz była poważna i poznaczona bliznami.
- Zabić go. - rozkazał syn Achillesa.
- Rozkaz. - jednak stało się coś nieprawdopodobnego. Necros wyciągając włócznię, rzucił ją w stronę nie Jasona ale swojego dowódcy. Wycelował w mostek, więc chłopak zalewając się krwią krzyknął.
- Wybić zdrajców!.
Necros był szybszy, przeciął sznury krępujące Jasona i rzucił mu topór który nosił za pasem. Tylo nie czekał, tylko rąbał wszystko co mu się pod rękę nawinęło. Rozpętało się piekło, nikt nie umknął toporowi Jasona i ostrzu Necrosa. Gdy przy życiu pozostał jedynie Neoptolemos, rozwścieczony Tylo rzucił się na niego, gdyby nie Pitt, który wkroczył do biura Tylo zabiłby chłopaka.
- Ty skurwysynu! - wrzeszczał. - Zabiłbym cię gdybym nie chciał się zniżać do twojego poziomu. Mam powód aby cię poćwiartować na kawałeczki.
- Chcesz.....zemsty. - charczał syn Achillesa, bowiem miecz rozciął mu wewnętrzne organy i chłopak konał w przedśmiertelnych drgawkach. - Wyczuwam to w tobie........wiedz jednak, że zabijając mnie ściągniesz na siebie klęskę. Ja tylko chciałem pomścić ojca, tak jak ty swojego.....sy...na. - rzekł po czym skonał.
- Ray wynieś go. - polecił Pittowi. - Nie wiem co mnie oczyści z zarzutów, ponieważ policja oskarża mnie o śmierć Matta po wystąpieniu tego debila.
- Nie musisz się o to martwić, on chciał podbić Londyn, ty go powstrzymałeś. - uspokoił go Ray.
- Tak, powstrzymałeś go przyjacielu, nie martw się stratą syna. Mojego zabił Achilles, ja pomogłem tobie ponieważ nie zasługiwałeś na śmierć, wiem o twoich wyczynach w grodzie Trojan. Jednak zmartwię cię wieścią, ten jak ty go nazwałeś "debil" otworzył portal i zachwiał równowagę jaka panuje w czasie. Co do mnie nazywam się Necros, nie pochodzę z Grecji lecz z Rzymu, moim ojcem był Lucjusz Maximus..
- Znasz może płatnerza Dahakę? - wpadł mu w słowo Jason.
- Oczywiście, to mój brat, starszy na dodatek. - uśmiechnął się rzymianin. - Ja nie uciekłem jak on, lecz zostałem Gladiatorem, zasłużyłem sobie na swoją wolność. Służyłem pod cesarzem Markiem Aureliuszem, jest to człowiek prawy, lecz na skutek zbiegu okoliczności musiałem uciekać. Dziedzic tronu Commodus nie mógł ścierpieć tego jak jego ojciec odnosił się do prostych ludzi, chciał mnie zabić, wysłał w tym celu płatnych zabójców, jednak lata na arenie przyniosły swój skutek. Ludzie ci zginęli od mojego ostrza, a ja musiałem uciekać, po wielu trudach wędrówki dotarłem do Ftyi, tam przyjął mnie w swoje progi król Achilles, na jego dworze była branka niezwykłej urody, moja żona. - westchnął z goryczą. - Mieliśmy ośmioletniego synka Malaka. Władca był pyszny do tego stopnia, że zabił mojego syna podczas snu a żonie poderżnął gardło na moich oczach. Szukałem zemsty, wstępując w jego szeregi ale zmieniając swój wygląd, obcięłem włosy i poznaczyłem ciało bliznami. Poszukiwałem zemsty, dopełniła się ona. Nie mam już swojego miejsca na ziemi. - skończył
- Masz miejsce Necrosie. - pocieszył go Tylo. - Mam dla ciebie propozycję, mianowicie, byłeś gladiatorem, na pewno znasz różne techniki walki, naucz mnie wszystkiego co sam umiesz, miejsce jest będziemy trenować w kwaterze Ruchu Oporu, zgadzasz się? - spytał.
- Dobrze, lecz uprzedzam, że nie jestem pobłażliwym nauczycielem. - uśmiechnął się Necros.
- Może jeszcze herbatki?, ciasteczka?. - rzekł Ray aż podskoczyli. - Zwijamy sie ludzie, cos czuje, że nie jesteśmy tu mile widziani. - skończył po czym opuścili miejsce mordów. Gdy wsiedli do odrzutowca Karen odetchnęła z ulgą i rzuciła się Jasonowi na szyję.
- To jest Necros, nasz nowy towarzysz, Mike daj czadu i zrywamy się z tej imprezki. - krzyknął ze śmiechem.
Kiedy lecieli w powietrzu, Tylo miał ułożony plan, wyszkoli się u Rzymianina i ruszy do siedziby korporacji "History Discovers" aby jeszcze raz cofnąć się w czasy Trojan.
[ Dodano: 2005-09-17, 15:41 ]
Rozdział XIV
Podczas lotu do korporacji, Jason wypytał nowego towarzysza o jego życie, czuł, że Necros nie powiedział mu wszystkiego. W dodatku martwił go sen śniony tej nocy.
- Necrosie, przyjacielu, mam problem. - Zaczął.
-, O co chodzi? - Spytał rzymianin.
- ÂŚniłem dzisiaj o czymś bardzo dziwnym, stałem na zgliszczach Troi, a umarli nadciągali ze wszystkich stron, aby oddać mi hołd, trzymałem w ręku Trójząb Posejdona. Co to może znaczyć? - Zapytał z nieukrywanym lękiem na twarzy.
- Troi pisana jest zagłada, zarówno ze strony umarłych jak i żywych. Pozwól, że wyjaśnię ci, o co mi chodzi, otóż gdy zostaje zabity człowiek, jego dusza wędruje do Hadesu, tam Haaron przewozi ją albo do Tartaru, albo na Pola Elizejskie. Jest trzecie miejsce, ale znane tylko nielicznym. To miejsce zwie się "ÂŚwiątynią Podziemia", kto tam trafi ma wybór, zależnie od tego jaką drogę przygotował dla niego Pluton. Jeśli przewoźnik prowadzi go do raju może zmartwychwstać jako człowiek i cieszyć się życiem, ile tylko mu na to Zeus pozwoli, jednak gdy pisane mu jest piekło, może zmartwychwstać, lecz jako demon i musi służyć mocom piekielnym. Wszyscy ci, którzy służyli Neoptolemosowi to albo rozbójnicy albo bandyci, trafiający do piekła, lecz uniknąwszy przeznaczenia. - Dokończył.
- To co mówisz jest zadziwiające. - Stwierdził Tylo z podziwem. - Lecz nie pojmuję, o co chodziło w mojej wizji, stałem na zgliszczach Ilionu z artefaktem mojego ojca, a umarli ciągnęli do mnie jakbym był stwórcą, nie wiem jak mam to postrzegać. - Powiedział.
Tymczasem Karen, która była z nimi w odrzutowcu opatrywała rany Raya, miał głębokie rozcięcia na plecach, a z nich strużkami lała się krew.
- Nie ruszaj się. - Powiedziała Karen. - Próbuję ci to zszyć, i się nie wierć! - już prawie krzyczała.
- Zamieńmy się miejscami siostro, Michael cię potnie jak mięso na święta a ja będę cię szył jak kurczaka na niedzielę. - Sarkastycznie stwierdził Pitt.
- Ja się tam nie pchałam, ty chciałeś zgrywać herosa i śpieszyć Jasonowi na pomoc, dałby sobie radę sam, on i twój kolega Logan są wyszkoleni, Necros im pomógł także chyba byłeś tam niepotrzebny. - Przystopowała go siostra.
- Spokój! - Krzyknął Draven aż wszyscy podskoczyli.
Lecieli tak przez długi czas, gdy przelatywali nad siedzibą parlamentu USA, rzymianin zwrócił się do ucznia.
- Pokaż mi Trójząb. - Poprosił. - Nie bój się, muszę ci coś wyjaśnić, tylko nie reaguj impulsywnie.
Tylo wyjął dar od boga mórz zza pasa, Necros obejrzał broń i stwierdził z zadowoleniem
- To dzieło Hefajstosa, żaden inny bóg ani śmiertelnik nie mógłby wykonać tego z taką precyzją. - zachwycał się. - Przejdę do rzeczy, ten trójząb jest kluczem do ÂŚwiątyni Podziemia. Musisz wrócić w czasy Trojan i wybrać. Pomóc Trojanom w wojnie i tym samym zapanować nad umarłymi, albo zrównać miasto z ziemią i powoli podbijać Grecję. - Skończył.
Ray, któremu Karen opatrzyła rany siedział zabandażowany jak mumia i spoglądał przez okienko na masakrę, jaka działa się w jego rodzinnym mieście. Wszędzie były gruzy, a umarli pilnowali każdej ulicy i każdego domu. Nie sposób było się przedostać przez te hordy demonów. Ten, kto próbował ucieczki od razu miał miecz, lub włóćznię albo w gardle albo w głowie, czy też sercu. Natomiast, gdy widział to Jason krew w nim wzbierała z wściekłości, nie mógł sobie wybaczyć że to on rozpętał to piekło.
- Jasonie, idę z tobą. - Rzekł nagle Pitt.
- Gdzie? - Spytał Tylo z nieukrywanym przerażeniem w głosie.
- Cofam się z Tobą w czasy Troi, chcę walczyć u boku księcia Hektora, jak ty to zrobiłeś, innymi słowy pomogę ci powstrzymać to szaleństwo. - skończył.
- Zapomnij kolego, jedyną osobą, jaka ze mną pójdzie jest Necros, ty masz siostrę, którą masz się opiekować, kapewu? - Zapytał sarkastycznym tonem.
- Niech ci będzie, jak sobie chcesz. - przytaknął Ray.
Doleciwszy do biura, ujrzeli widok który zmroził im krew w żyłach, wszędzie stali umarli a na straży budynku stał barczysty brunet o dobrej posturze. Jednak był ubrany po cywilnemu, był kimś, kogo Jason dobrze znał.
- Mike ląduj. - Polecił pilotowi. Kiedy wylądowali Tylo obnażył miecz i podbiegł do mężczyzny, który gdy zobaczył kto ku niemu zmierza o mało co nie zemdlał.
- Noel? - Spytał Jason. - Noel Rennick?, Co ty tu robisz?
Noel był współpracownikiem młodego archeologa i najbliższym jego przyjacielem od kiedy ten wstąpił w szeregi korporacji. To on bronił go w każdej sytuacji i pomógł stawiać mu pierwsze kroki w nowym środowisku. Opiekował się nim jak synem, gdy prezes Bourne wieszał na nim psy. Dlatego obecność Rennicka była zaskoczeniem dla wszystkich.
- Jak to, co ja tu robię, stary wyjadaczu? - Zawołał tubalnym głosem Noel. - Pilnuję, aby żaden umarlak nie wskoczył do środka, wechikuł znajduje się w piwnicy i jest obiektem pożądania tych starożytnych śmieciów. - Skończył z miną jak u SS-Mahna mordującego współbraci.
- Muszę wrócić do Troi, lecz najpierw mam dostać w swoje ręce Wechikuł Czasu. Wchodzimy z Necrosem i tobą, Ray i Mike pilnują wejścia i mordują wszystko, co zobaczą. Z wyjątkiem cywili i kobiet z dziećmi. Karen zostaje w samolocie nie zależnie od tego, co się będzie dziać. - Rozkazał Tylo.
Więc weszli, Jason dzierżył miecz od Dahaki, Necros topór a Rennick CKM. Rzeźnia się rozpętała naboje Noela lądowały w każdym hełmie i każdej klatce piersiowej, topór i miecz cięły każde części ciała, wszędzie walały się ręce i nogi, głowy latały w powietrzu. Tak oto torowali sobie drogę do głównego biura, wśród wrzasków i cięć broni białej, mordowanie nie miało końca. Nikt nie ustępował.
- Rennick! – Zagrzmiał Jason. – Pędem do biura!, wechikuł musi być sprawny.
Na nieszczęście na drodze stanął im Richard Owens, dowódca ochrony mienia.
- Cóż to znowu? – spytał z ironią w głosie, było zatem widać że pożądnie popił. – Synek marnotrawny wrócił do swoich czasów?.
- Noel powstrzymaj go, jeżeli będzie trzeba zabić masz moje pozwolenie. – stwierdził Necros.
Gdy Rennick walczył z Owensem, Jason i rzymianin weszli do komory w której kryła się pożądana przez nich maszyna. Tylo wprowadził koordynaty, lecz nastąpiło zwarcie.
- Co się do kurwy nędzy dzieje? – Zaklął.
- Nigdzie nie idziecie. – odezwał się znajomy głos. W drzwiach stał Dahaka we własnej osobie.
- Co ty tu robisz? – zapytał Necros. – Przecież miałeś być w Troi a nie tutaj! – Grzmiał.
- Odnalazłem ÂŚwiątynię Potępionych. Jest w niej drugi taki sam portal. Cofnąłem się do twoich czasów, przyjacielu, ale nie pozwolę abyś mieszał się w sprawy, które do należą do królewicza Hektora i króla Priama.
-, Co przez to rozumiesz? – Dopytywał się Tylo. – Przecież nic nie zrobiłem.
- Priam chciał ustanowić pakt pokojowy między Troją a innymi państwami Grecji, niestety porwanie Heleny i zniewaga jej męża była nie do zdzierżenia przez wszystkie narody. Idealny pretekst do tego aby ÂŚwiątynia zaczęła funkcjonować, ja gdy miałem być złożony w ofierze tak jak ci mówiłem Jasonie skryłem się w murach Ilionu i tam czekałem na wojnę aby wspomóc moich dobroczyńców, ale interwencja twoja i twojego syna zniweczyła działanie miejsca kultu sił ciemności. Tytani powracają przyjacielu, a ja nie wiem czy pomóc wam czy nie. – Skończył kowal.
- Musimy powstrzymać to szaleństwo! – Krzyknął gladiator. Jeśli oni zstąpią na ziemię nie ma szans zarówno dla nas jak i dla Bogów Olimpijskich.
- Przestańcie pierdolić!– Przystopował ich Rennick, który wszedł cały zalany krwią. – Wchodźmy w portal, otworzył się już, jak chcesz się bawić w herosa na pół etatu to włazimy, czym prędzej. – Poganial.
- Noel wracaj do odrzutowca i każ im odlatywać, ja muszę wracać, aby uratować starożytność. – Postanowił Jason.
- Nie gadaj tylko wchodź a pozatym idę z tobą w tą szaloną podróż. – Oponował Rennick.
Weszli w portal, otwierający się przed nimi. Gdy zniknęli do pomieszczenia wszedł Ray, uśmiechając się do siebie rzekł pod nosem.
- Powodzenia.
Tymczasem na Olimpie.
- Myślę, że on jest naszym wybawieniem Posejdonie. – Ozwał się Zeus.
- Nie zapominaj, że mój Trójząb może być użyty w celach niezamierzonych przez nas a przeciw nam, bracie. Jeśli mój syn zdecyduje przeciwstawić się potędze Olimpijskiej i otworzyć ÂŚwiątynię Potępionych, wtedy nic nas nie uratuje, bowiem Tytani są tworem pradawnym i są na tym świecie od samego jego początku, ale jeśli zamknie ją ostatecznie dorówna niejednemu z nas, lecz nie wiem, co z umarłymi spoczywającymi w Hadesie. – Zmartwił się ojciec Jasona.
- Twój syn ma nad nimi pełną władzę, lecz są znowu dwie możliwości, gdy otworzy ÂŚwiątynię, Tytani wstąpią na ten świat i zrobią to co on im każe, jednak to miejsce spaczyło już jedną duszę i nie chce aby to samo stało się z Jasonem, nie chcę aby podzielił los nieszczęśnika, który odnalazł tą przeklętą budowlę. – Powiedział bóg bogów.
-, Kogo bracie? – Dopytywał się Posejdon. – Kogo?.
-, Jeśli Dahaka nie zostanie unieszkodliwiony, twojemu potomstwu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, wiem, że był szczerze oddany królewiczowi Hektorowi i Trojanom, lecz to siedlisko zła zrobiło z niego coś gorszego od demona. On jest przeklęty i nic nie może go uratować, jeśli ÂŚwiątynia zostanie zamknięta jego dusza skazana jest na piekło i wieczną tułaczkę, jest teraz wierny demonowi, który założył świątynię. – Stwierdził Zeus.
- Kimże jest ten stwór. – Dopytywał się bóg mórz i oceanów.
- Zwą go Andromath, lecz również jest uważany za ojca tytanów, lub ich stwórcę, jeśli spotka go Jason, stanie przed wyborem mogącym zaważyć na naszym losie, Andromath będzie próbował go przeciągnąć na swą stronę i jedyną bronią przeciw niemu będzie twój Trójząb. – Wyjaśnił Zeus. – Musimy, więc czekać bracie, czekać i być dobrej myśli.
Tymczasem Jason przenosił się do Troi, w celu rozwikłania zagadki artefaktu ojca.
Rozdział XV
Podróż w czasie nie była dla Jasona niczym nowym, już raz przecież to przeżył. Gdy wylądował na ziemi obok Necrosa, Rennicka i Dahaki uśmiechnął się do nich, jednak nie był całkiem szczęśliwy. Od pasterza spotkanego po drodze dowiedział się którędy się kierować aby dotrzeć do Troi. Po drodze zatrzymali się we wsi Skelos, tej samej w której Tylo spotkał Logana. Szli cały dzień i gdy przybyli na miejsce słońce chyliło się ku zachodowi, więc gdy dotarli do "ÂŚwiętego Mordercy", już zapadał zmierzch.
- Przyjaciele zatrzymajmy się tu na noc. - zaproponował Noel. - Jesteśmy zmęczeni a do Troi możemy dojechać jutro, wejdźmy więc do gospody i zjedzmy coś a następnie udajmy do łóżek.
Tylo gdy zobaczył nowego karczmarza pozdrowił go i poprosił o coś ciepłego do jedzenia a także o nocleg. Gospodarz był młody, ale jak było widać z twarzy nieufny co do nowoprzybyłych. Jason właśnie odbierał kawały mięsa skwierczące jeszcze na drewnianym półmisku, gdy w jego głowie odezwał się tajemniczy głos.
- Synu, jesteś w niebezpieczeństwie, idź natychmiast do swojej komnaty.
- Necrosie jedzcie, ja muszę udać się do naszej sypialni po zapłatę dla karczmarza. - stwierdził archeolog.
Gdy wszedł do klitki zwanej sypialnią w, której stały cztery łóżka wyścielone skórami niedźwiedzimi. Ledwie zamknął drewniane drzwi zmaterializował się jego ojciec, gestem dłoni nakazał aby usiadł.
- Witaj. - uśmiechnął się Posejdon. - Cieszę się z tego, że wróciłeś ale muszę cię ostrzec, jako, że jesteś moim jedynym potomkiem zdradzę ci tajemnicę twojego snu, mojego artefaktu i twojego przeznaczenia, otóż zostałeś "Wybrańcem", i nie masz na to wpływu. Mój Trójząb jest ci potrzebny do wykonania powierzonej misji, gdy królewicz Hektor wrócił z Hadesu jako nieśmiertelny wrócił niezmieniony, ponieważ nie odnalazł przerażającego miejsca jakim jest ÂŚwiątynia Podziemia zwana też ÂŚwiątynią Potępionych. - powiedział.
- Czego nie odnalazł? - pytał Jason. - Czy znowu Grecji grozi niebezpieczeństwo?.
- Posłuchaj Jasonie, synu mój, ÂŚwiątynia Potępionych jest więzieniem Tytanów, oni zbuntowali się przeciw Zeusowi, a dokładniej zbuntował się jeden z nich, upadły bóg zwany Andromathem, zasiadał on na Olimpie, początkowo miał być bogiem umarłych, takim jak teraz Hades, jednak nie podobał mu się ten pomysł, chciał zająć miejsce Jowisza i przewodzić Bogom, jednak nie udało mu się to i został przeklęty przez całą radę Olimpijską, tym samym zesłany do podziemia. Nie siedział tam bezczynnie, założył ÂŚwiątynię Potępionych i przelał w nią całą swą złą moc. Głównie trafiają na nie dusze idący do piekieł, jednak wasz przyjaciel Dahaka szukał odpowiedzi jak stać się nieśmiertelnym i zszedł do tego przeklętego miejsca kultu zła, Andromath nie czekał i słał ku niemu swoje mroczne myśli nakłaniając go do przejścia na swoją stronę. Teraz twój przyjaciel jest czymś gorszym niż demon, on nie ma duszy Jasonie. Jego dusza została sprzedana Andromathowi. Możesz a nawet musisz powstrzymać to szaleństwo, istnieje też następny wariant używając mojego Trójzębu możesz zamknąć ÂŚwiątynię i zamknąć jej twórcę na wieczność, ale gdy ją otworzysz Tytani wyjdą na świat i zrobią co im każesz. Jednak wiedz, że gdy otworzysz to złowrogie miejsce zawładnie ono twoim umysłem i sercem, tak jak to zrobiło z Dahaką, nie ma już dla niego ratunku, musisz go zabić albo twoja misja jest skazana na niepowodzenie.- skończył Posejdon.
- Z tego co mówisz ojcze Andromath jest nieśmiertelny i nie sposób go pokonać. - powiedział Jason. - Jakże mam więc to zrobić?.
- Tłumaczę ci po raz ostatni, jeśli otworzysz ÂŚwiątynię Tytani zrobią co im każesz, nawet zabiją swojego stwórcę, ich jest dwóch a on sam jeden, lecz po zabicu Andromatha zajmiesz jego miejsce, co więcej....
- Poczekaj. - przerwał Tylo. - Skoro zrobią co im każę, to czyż nie mogą zniszczyć tego miejsca? - zapytał.
- Jeśli ÂŚwiątynia zostanie zniszczona jej mieszkańcy wyjdą nie ziemię nie miejąc się gdzie podziać, a jak zamkniesz to miejsce nikt już go nie otworzy, wybrać musisz ty. - stwierdził bóg mórz. - A teraz zejdź na dół do swoich przyjaciół, czuję, że będziesz potrzebował ich pomocy.
Tylo zszedłwszy na dół zobaczył coś czego się nie spodziewał. Rennick leżał w kałuży krwi wylewającej się z rany na piersiach natomiast Necros walczył z Dahaką, który bronił się niczym lew. Każdy cios gladiatora był parowany przez greckiego płatnerza, gdy rzymianin wyprowadził cięcie w gardło Dahaka uniknął ciosu i ciął Necrosa w czoło. Jason zareagował natychmiast, chwycił wiszący na ścianie łuk razem ze strzałami i wycelował w kręgosłup kowala po czym wypuścił strzałę ze świstem. Pomieszczenie rozdarł okrzyk bólu i odgłos zwalających się zwłok na ziemię. Gdy Dahaka zwinął się w kłębek Tylo wypuścil drugą strzałę tym razem w lewe oko, ta jednak trafiła w mostek brocząc koszulę krwią. Tylo podbiegł do płatnerza, dobył broni i ściął mu głowę jednym wprawnym cięciem. Gdy ciało padło wyszła z niego dusza zupełnie niepodobna do cielesnego pierwowzoru. Oczodoły ziały pustką a uśmiech był z piekła rodem.
- Głupcy! - krzyknął. Moja śmierć niczego nie zmieni, Andromath rozpoczął swoje dzieło i niedługo zapanuje nad wami.
Jason poszedł po karczmarza, który skrył się w piwnicy swojej gospody, uspokoił go i poprosił o opatrzenie rannych Noela i Necrosa.
- Rennick, co tu się działo? - zapytał.
- A jak myślisz? , ten baran dolał czegoś do wina, lecz córka karczmarza wypiła pierwsza i się otruła przed nami, ja rzuciłem się na niego z rękoma, lecz nie dałem mu rady, na pomoc przyszedł mi Necros, zaczął z nim walczyć ale nie wygrał, dopiero ty go załatwiłeś.
- Taaak. - przeciągnął się rzymianin. - Myślałeś kiedyś o zostaniu gladiatorem?.
- Zapomnij, mogę walczyć jako żołnierz czy jakiś dowódca, ale nigdy nie będę narażał swojego życia dla uciechy tłumu, jedyne co mogę otrzymać od gladiatora to szkolenie które mi obiecałeś. Lecz najpierw musimy dotrzeć do grodu Trojan i niech oni nas wspomogą, król Priam chciał mnie mianować naczelnym wodzem swoich wojsk ale musiałem wracać do domu. Wątpię też czy Hektor dalej ich wspomaga, bowiem przed moim odejściem odchodził do Hadesu, a teraz idźmy spać, skoro świt dosiadamy wierzchowców i jedziemy do Ilionu.
Wczesnym rankiem zerwali się z łóżek, zjedli coś naprędce i ruszyli przed siebie. Jechali pół dnia aż wreszcie ukazał się ich oczom wspaniały widok, bramy grodu były odnowione a mury obstawione przez strażników.
- Kto jedzie!? - zagrzmiał głos z wieży strażniczej. - Kim jesteście?.
- Jestem przyjacielem króla Priama i królewicza Parysa, wspomogłem was w wojnie przeciw Spartanom i księstwu Myken, muszę pilnie porozmawiać z waszym władcą. - wołał Jason.
Nagle brama rozwarła się ze zgrzytem i wyszedł z niej zastępca Hektora, Doman syn Tektona, ubrany był w zbroję pochodzącą z łupów wojennych a w ręku trzymał dwusieczny topór.
- Znam człowieka jadącego na przedzie, ale jego kompani są nieznani i podejrzanie wyglądają. - stwierdził Trojanin.
- Możesz im zaufać, są ze mną. Prowadź mnie do króla Domanie.
Trzej kompani wchodząc do Troi zwracali na siebie uwagę ludzi, a zwłaszcza bogatych mieszkańców miasta. Gdy doszli do pałacu i komnat władcy Priam przyjął ich z uśmiechem.
- Witam was przyjaciele, Jasonie wiedziałem, że powrócisz do nas, czy zechcesz zostać jednym z Trojan? - spytał sędziwy król.
- Potrzebuję armii najprzedniejszych Trojańskich wojowników, grozi wam niebezpieczeństwo ze strony sił nadprzyrodzonych, demon Andromath chcę przejąć władzę nie tylko nad ziemią lecz również nad Olimpem, ja muszę go powstrzymać, ale potrzebuję do tego silnego wojska jakie ma twój gród. - zakończył Tylo.
- Dobrze, możesz zebrać 10000 wojska i ruszyć gdzie ci się podoba, lecz zaznaczam pomocy Hektora nie otrzymasz, mój pierworodny odszedł do świata zmarłych.
Zebranie wojsk zajęło trzem przyjaciołom 7 dni czasu. Po czym ruszyli do Argos, gdzie znajdowało się wejście do Hadesu a tym samym do ÂŚwiątyni Potępionych. Na pustyni napotkali grupę zbójców gnębiących młodą kobietę i jej małego syna, nie czekając Jason krzyknął do kompanów.
- Pomózmy im, ilu jest tych łotrów? - spytał Lizandra, który udał się chętnie na wyprawę, ponieważ już służył młodemu archeologowi w bitwie ze Spartą.
- Widzę, że jest ich około 20. - odpowiedział Trojanin. - Co robimy dowódco?
- Oszczędzić jednego, resztę zabić. - rozkazał Tylo. - Gdy skończymy, przyprowadźcie go do mnie, a kobieta i dziecko mają być wyżywieni i także przyprowadzeni do mnie. Od łotra chcę się dowiedzieć o przyczynę napaści na niewinnych ludzi a od nich informacji co robili na takim pustkowiu. - dokończył.
Stu zbrojnych natarło na rozbójników siekąc i miażdżąc wszystkich, lecz pamiętając o rozkazie dowódcy i oszczędzając jednego, oprych miał opaskę na oku bliznę biegnącą wzdłuż łysej głowy, Trojanie spętali go i zaprowadzili przed oblicze Jasona, natomiast kobietę i jej syna nakarmili i nakazali czekać w namiocie Lizandra, pilnowanego przez 4 gwardzistów.
Rzucony na ziemię zbójca patrzył na oblicze młodego człowieka, jakby był on bogiem.
- Co tu robiłeś! - krzyczał Tylo. - Dlaczego napadliście tę bezbronną kobietę?!, mów albo wypruję ci flaki tym oto mieczem.
- Ja z tego żyję, psie! - oponował rozbójnik. - Muszę zabijać aby przeżyć, ona była niewygodna i musieliśmy ją zabić!.
- Co znaczy niewygodna? - spytał Jason nie ustępując. - Co chcieliście jej zrobić.
- To kobieta z Myken, a ten chłopak to syn bogatego kupca z Tracji, kupiec zginął podczas naszej napaści na ich dom, a ona i jej syn zostali zabrani przez nas, Hezjone bo tak brzmi jej imię i Azjon jej syn wiedzą kim jesteśmy, chcieli uciec a my nie mogliśmy im na to pozwolić. Chcąc nie chcąc musimy zabić. - skończył herszt z dzikim śmiechem.
- Skuć go i zabić. - rozkazał Jason.
- Nie wiesz co robisz. - przerwał Rennick. - To, że chciał ją zabić to nie znaczy, że jest zepsuty do szpiku kości, gdzie twoje sumienie i litość.
- Ja zatraciłem sumienie kolego, a jeśli wtrącisz się jeszcze raz to gorzko tego pożałujesz. - zagroził przyjacielowi Tylo.
Hezjone została wezwana przed oblicze dowódcy tego samego dnia. Jason dowiedział się, że zgodnie z opowieścią herszta pochodzi ona z Myken i została porwana aby dostarczyć rozrywki zbójcom. Dowódca postanowił odesłać ją do Troi a wyruszyć do podziemia tego wieczora. Cwałowali przez piaski pustyni wiele godzin aż weszli do Argos, znajdując wejście do Hadesu.
- Rennick idziesz ze mną a Necros będzie moim zastępcą podczas naszej nieobecności.
Jason śmiało stanął przed Plutonem i oświadczył czego szuka, bóg zmartwił się i dał mu radę.
- Zanim wejdziesz do ÂŚwiątyni Potępionych, posłuchaj mnie, zaprowadzę cię do niej ale wybrać musisz sam co chcesz zrobić. Ja nie zmuszę cię do niczego przyjacielu. - skończył bóg.
Tylo zagłebił się z Hadesem w podziemne korytarze Styksu a tymczasem w oddalonym od nich miejscu na samym dnie Tartaru demon Andromath knuł zamiar otworzenia miejsca swojego zniewolenia. Andromath był bardzo podobny do Andariela zabitego w obozie Spartan przez Logana
- Cóż za głupcy, przecież on już zaczął poddawać się mojej woli, gdyby nie ja herszt bandy żyłby dalej, jeśli tak dalej pójdzie będę miał ucznia na swoje miejsce a ja sam podbiję naród Grecki i zniewolę bogów Olimpijskich. Jeszcze tylko musi użyć Trójzębu swojego ojca w korzystny dla mnie sposób, a o resztę nie muszę się martwić. - rzekł demon z miną jakby zbliżało się Boże Narodzenie, następnie podszedł do diamentu, który trzymał na podwyższeniu cokołu. - Dajesz mi moc i tylko zniszczenie ciebie może zniszczyć mnie i moje zamiary, jeśli nie zabijemy tego młodego głupca może stać się on naszym potężnym sprzymierzeńcem. Andarielu synu mój, jeszcze zostaniesz wskrzeszony obiecuję ci to. - skończył.
Daleko od kryjówki demona Jason podążał ciemnymi korytarzami mając za sprzymierzeńca Plutona a za oręż Trójząb Posejdona, wiedział, że nadciąga nieuniknione, wiedział, że musi wybrać właściwie i zamknąć miejsce kultu zła, nie wiedział jednak co szykuje dla niego stwór mieszkający w czeluściach Tartaru.
Rozdział XVI
Rennick nie chcąc iść dalej korytarzami Tartaru jasno to Jasonowi oznajmił, tym bardziej iż Andromath miał w posiadaniu tajemniczy diament i młody Tylo musiał zabić demona i rozwikłać zagadkę tego oto klejnotu.
- Kolego, nie wiem jak ty, ale ja nie wchodzę do tego starożytnego Czarnobyla, wystarczy, że tam reaktor poszedł się jebać w pieruny, ja nie chcę mieć łusek na twarzy i miotać pastą do zębów z moich palców. Zostaję z Necrosem, a Ty radź sobie sam. - skończył Noel.
Słysząc te słowa Tylo spojrzał na towarzysza jak na człowieka niezrównoważonego, lecz przystał na tą propozycję. Nie miejąc co poradzić spojrzał na Plutona, drugiego towarzysza swojej podróży, szukając u niego wsparcia, jednak bóg stał bezradnie przez dłuższy czas, dopiero po chwili odezwał się.
- Jasonie, Noel nie może pójść z nami, Andromath tylko na to czeka, użyłby twojego kompana przeciwko tobie. - oświadczył Hades.
Gdy Rennick opuścił towarzystwo, młody archeolog zwrócił się do Plutona.
- Opowiedz mi o Andromathu, czuję, że mój ojciec nie powiedział mi wszystkiego co sam wie, a ja nie zamierzałem wnikać za bardzo w sprawy Olimpijskie, zresztą prędzej czy później dowiem się o co tu chodzi. - nalegał Tylo.
- Dobrze, powiem ci o wszystkim, lecz nie zaręczam iż to co tu usłyszysz będzie przyjemne, wiesz już, że Andromath zasiadał kiedyś między nami i miał rządzić umarłymi tak jak robię to teraz ja, jednak nie podobała mu się ta profesja, chciał zająć miejsce Zeusa ale nie udało mu się to, długo zmagaliśmy się z nim aż w końcu zepchnęliśmy go w czeluść podziemi, magiczną barierę zamknął twój ojciec i tylko jego broń może ją otworzyć, gdy demon został pozbawiony swoich praw boga, Jowisz miał widzenie we śnie, przyśniła mu się Pytia, tak właśnie Wyrocznia z Delf, przepowiedziała ona wszechwładającemu zbliżającą się wojnę między bogami Olimpu a sługami Andromatha, jednak była też mowa o Wybrańcu, który zadecyduje o losach Grecji, tym Wybrańcem jesteś ty, a twój ojciec wiedział, iż jest to nieuniknione, dlatego dał Ci swój artefakt abyś wypełnił tę misję. - skończył Hades z nieukrywanym zmartwieniem w głosie.
To co Jason usłyszał w tej chwili zdziwiło go bardzo, nie spodziewał się kiedykolwiek, że będzie decydował o losach narodów, a co gorsza, miał to zrobić sam, nawet bogowie nie mogli ingerować w tą sprawę. Gdy podążał ciemnym labiryntem podłoże nagle zrobiło się strome i zjeżdżało ostro w dół, także Jason musiał uważać aby nie upuścić Trójzębu trzymanego w prawej ręce i jednocześnie schodzić. Gdy uporał się ze zboczem stanął przed wrotami kutymi w litej skale, jednak te odrzwia nie były zwykłe, nie mialy bowiem niczego co mogłoby je otworzyć, Ryciny na skalnych skrzydłach przedstawiały widok ludzi, na jednej połowie pokazani byli mężczyźni, głównie rzymscy Pretorianie idący na bój pod wodzą tajemniczego bóstwa spowitego tajemniczą aurą. Natomiast na drugiej połówce pokazane były widma tych oto nieszczęśników, a bóg prowadzący ich do zwycięstwa spychał ich w bezdenną czeluść z mściwym uśmiechem na twarzy, pod spodem widniał napis :
Castigo Corpus Moem.
"Ból jest dobry"
Pod tą inskrypcją widniała jeszcze jedna ale nie pasująca wcale do otoczenia.
Memento Mori Domine.
"Pamiętaj o śmierci Panie"
Jason widząc te oznaczenia zdziwil się nie na żarty, tym bardziej, iż uczył się łaciny na uniwersytecie zanim został tam wykładowcą. Lecz nie pojmował co ma jedna inskrypcja do drugiej. Widząc jego minę Hades uśmiechnął się i stwierdził.
- To tutaj znajduje się wejście do ÂŚwiątyni Potępionych, a te inskrypcje które tu widzisz są jej głównymi hasłami, co więcej tutaj musi się wypełnić twoje przeznaczenie przyjacielu. - skończył Pluton z błyskiem w oku.
- Co mam robić? - spytał Jason.
- To proste, masz wybór, o czym już wiesz, jednak pozwolę sobie Ci przypomnieć o co chodzi, Andromath czeka na twoją decyzję, teraz musisz użyć Trójzębu aby zabić demona i położyć kres złu. - krzyknął bóg.
W tej samej chwili w głowie młodzieńca odezwał się głos należący do Andromatha we własnej osobie.
- Uwolnij mnie, razem możemy zapanować nad tym światem, pomyśl co dałaby nam nieograniczona władza. Bogowie Olimpijscy kłanialiby się nam, Andromath Wspaniały i jego prawa ręka Jason Nieposkromiony, razem zawładniemy najpierw naszym globem a później całą galaktyką. - syczał demon.
Tylo podczas tej wymiany zdań zwijal z bólu, jego całe ciało wypełnił żar jaki stosują płatnerze w swoich pracowniach. Jednocześnie kusiła go perspektywa, lecz wiedział, iż narody Grecji liczą na niego i jego pomoc. Ostatnim wysiłkiem woli dźwignął się na obolałe nogi i wyszeptał.
- Nie.......poz...wolę.....Ci......prze....jąć....zie..mii, idź, precz.....demonie!.
W tej samej chwili jakaś potężna siła skręciła jego ciało do pozycji embrionalnej, trzymając go w tym żelaznym uścisku, Tylo nie mogąc oddychać zdołał odchylić głowę do tylu, widząc Hadesa szepnął ledwo słyszalnym głosem.
- Po..mo..cy!
Hades widząc jego zmagania dodawał mu odwagi mówiąc.
- Walcz z nim Jasonie, ja nie mogę ingerować, lecz tylko twoja silna wola może przezwyciężyć jego złe zamiary, pamiętaj. wszyscy liczymy na Ciebie, jesteś wybrańcem i musisz położyć kres tej zarazie zła!, cokolwiek się stanie bądź silny i nie daj się zwieść pustymi obietnicami. - krzyczał Pluton. - Zabij w sobie zło, które próbuje cię przejąć!.
- Nie słuchaj go!, - nie dawał za wygraną demon. - Przyłącz się do mnie, przy naszych możliwościach możesz sam być bogiem.
Mózg Jasona nie wytrzymywał już, lecz młodzieniec podjął decyzję.
- Dość! - wrzasnął aż cały Tartar zatrząsł się w posadach. - Nie chowaj się jak tchórz Andromathu, lecz wyjdź mi na spotkanie i stań twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem!.
- Nie! - oponował Hades. - Gdy on wyjdzie, świątynia zostanie otwarta i nie zamknie jej nikt jeśli ty umrzesz Jasonie, a jeśli dojdzie do twojej śmierci, nie pokonają go nawet mieszkańcy Olimpu! - przekonywał bóg. - On i jego demony przejdą do twojego świata i zrobią z niego miejsce, które nie będzie przypominało w niczym naszego ani twojego wymiaru.
Tylo uciszył go jednym ruchem ręki, unosząc Trójząb Posejdona w górę i krzycząc.
- W imię bogów Olimpijskich, otwórz się azylu potępienia i wszelkiego bólu!.
W tym samym momencie cały Tartar zatrząsł się w posadach, sklepienie przeciął czerwony strumień światła, piorun uderzył we wrota, które rozwarły się z groźnym zgrzytem, ziemia zaczęła się trząść i pękać pod ich stopami, wypływała z niej czarna parująca ciecz.
- Co to kurwa jest!? - krzyczał Jason. - Co ja zrobiłem!?.
Lecz nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie, ponieważ z wrót wyszedł Andromath, jego ciało przypominało szkielet starca, szata zwisala na ramionach a twarz była pozbawiona wszelkich emocji.
- Taaaaak!, po 10000 lat wreszcie powróciłem na ziemię aby zasiać powszechny terror! - krzyczał demon.
Nim Tylo zdążył zareagować do akcji wkroczył Pluton.
- Precz! - krzyczał na całe pomieszczenie. Z jego palców wystrzeliły promienie, jednak odbily się rykoszetem od klatki piersiowej demona godząc w sklepienie, kamienie ze stropu spadły przysypując Hadesa. Widząc to Tylo spojrzał na oprawcę swojego przyjaciela z żądzą zemsty w oczach. Błyskawicznie ruszył do przodu z obnażonym mieczem w jednej dłoni i Trójzębem Ojca w drugiej. Zamachnął się ostrzem prosto w czoło Andromatha, lecz nie zdążył zadać cięcia, gdyż ta sama siła działająca wcześniej odrzuciła go do tyłu, przewrócił się zdzierając sobie skórę z pleców aż do krwi, czerwona posoka zalała całą glebę.
- Nie stawiaj mi się, bo nie dasz rady pokonać istoty istniejącej od zarania dziejów!.
Jason nie rezygnował, walcząc mieczem i Trójzębem parł dalej do przodu, rozegrała się prawdziwa rzeź, Tylo ciął po całym ciele demona, ale twarde jak łuski cialo nie reagowało na nic. Stal byla mu obca, gdy Jason się zmęczył Andromath wymierzył mu silne uderzenie w skroń. Młodzieniec prawie stracił przytomność, cały obraz zamazywał mu się przed oczyma, brutalny chwyt i podniesienie za włosy wyostrzyło mu wzrok. Twarz jego wroga uśmiechała się do niego lecz ten uśmiech nie wróżył niczego dobrego.
- I ty ścierwo chciałeś się ze mną mierzyć?, nadszedł twój kres.
Wróg już unosił dłoń aby uderzyć w tchawicę, lecz sklepienie rozerwał piorun z niebios, i uderzył w oprawcę Jasona, następnie chmura porwała młodzieńca ku górze a jego przeciwnik został w dole. Niebianie otworzyli swe bramy i wpuszczając syna Posejdona wśród swoich. Obudził się on na miękkim posłaniu z chmury mając nad sobą uśmiechniętą twarz ojca a obok niego, zjawił się Zeus. Bóg bogów miał nieciekawy wyraz twarzy.
- Czy ty jesteś głupi, czy tylko takiego udajesz! – zrugał go Jowisz. – Musisz przejść szkolenie aby stawić czoła bóstwu ÂŚwiątyni Potępionych. Gdy wydobrzejesz i Afrodyta opatrzy twoje rany będziesz musiał się zgłosić do Aresa, wiem że jest on ojcem upadłego Dahaki i musiałeś walczyć z Andarielem, i tylko dzięki pomocy swojego syna przetrwaliście, ale Mars zrozumiał swój błąd i teraz musisz przejść u niego szkolenie fechtunku boskiego, ponieważ tylko ta metoda może zabić potwora, następnie przejdziesz trening pod moim okiem, bowiem musisz nauczyć się filozofii, na samym końcu
Zeus nauczy Cię wszystkiego co sam wie na temat bogów i ich działania. Teraz musisz się leczyć a później wstąp do mojego domu. – to mówiąc rozwiał się niby nocna mara zostawiając syna sam na sam z jego problemami. Tylo miał gotowy plan, wyszkoli się u bogów i stawi czoła złu jakie wylęgło się z Tartaru.
Rozdział XVII
Wywołanie Andromatha nie było dobrą opcją. W dodatku demon został uwolniony ze swojego więzienia i zaczął natychmiast działać. Wydostał się z podziemi przez otwór który wybił Zeus ratując Jasona. Rennick i Necros widzieli co się stało, ich zainteresowanie w sprawę było ogromne. Gdy więc Jowisz ratował ich przyjaciela, demony wychynęły na powierzchnię, to co się działo z wojskiem Priama było rzeźnią. Bowiem, gdy Necros zobaczył co się dzieje, wezwał Trojan do ataku.
- Trojanie! - zagrzmiał. - To zło, wylęgło się z czeluści Tartaru, i tylko wy możecie je powstrzymać, Troja to wasza matka, walczcie za nią!, to mówił wasz królewicz Hektor, a wy idźcie za jego przykładem. - skończył wsiadając na konia i wyciągając topór zza pasa, to samo zrobiła reszta wojów ze swoją bronią.
Rennick jednak pobił na głowę wszystkich swoim zachowaniem. Nie wyjął zza pasa miecza ani innej broni białej tylko zdjął z pleców karabin maszynowy M-60. Trojanie byli zdumieni postawą ich kompana, lecz ten uśmiechnął się i z udawanym zdziwieniem zapytał.
- Co jest?, możemy przecież urządzić tutaj Wietnam, nigdy jeszcze nie tłukłem umarlaków. - żartował Noel.
Andromath widząc przygotowania Trojan, uśmiechnął się drwiąco, jego armia składała się głównie z ludzi, lecz byli oni natchnieni grozą piekieł, z ich oczu ziało nieszczęście i chęć zabijania. Na nieszczęście dla wojowników Priama byli oni nieśmiertelni, tę informację posiadał stwór i przekazał ją swoim sługusom. Jego demony też dobyły swojej broni, lecz ich ostrza były, czarne z czerwoną klingą. Widząc to Trojanie zadrżeli. Ciężka jazda runęła na piechotę króla Priama. Rennick nie czekając na nic dobył karabinu. Padały strzały, lecz nic nie jest w stanie zabić piekielnego pomiotu, w miejscu gdzie kule rwały ciała natychmiast zasklepiała się skóra. Na nieszczęście dla Anglika skończyły się naboje, rzucił więc broń palną i dobył miecza pozostawionego przez zabitego Trojanina. We władaniu orężem radził sobie nie mniej dobrze jak w sztuce rozstrzelania. Jednak wszyscy ludzie z Ilionu nie mieli szans, przeciw potędze piekieł. Z wojennej wrzawy Rennick zdążył usłyszeć głos Necrosa.
- Wycofujemy się! - wrzeszczał wśród pyłów wojennych. Miał donośny głos toteż, usłyszeli go ludzie będący w pobliżu. Nie było ich wielu, gdyż piekielne bestie zabijały wszystko po drodze. Konie ze stajń trojańskich były szybkie, w związku z czym wszyscy pozostali przy życiu uniknęli śmierci. Widząc ucieczkę ludzi demony chciały ruszyć do ataku, jednak ich władca powstrzymał ich jednym ruchem dłoni.
- Zostawcie ich. - syknął. - Nadejdzie na to czas, nikt nie stanie mi na drodze, przejmę władzę prędzej czy później.
Tymczasem Rennick i Rzymianin opatrywali swoje wojska, rany były powierzchowne ale jeden wój, syn Tektona, Doman został śmiertelnie ranny. Włócznia jednego z piekielnych sług przebiła mu lewe płuco. Biedak nie mógł oddychać, więc obowiązkiem Noela było dobicie rannego. Po pogrzebaniu zmarłych ludzie zastanawiali się co dalej począć. Pierwszy pomysł rzucił starszy jegomość, nosił on bliznę pod okiem i nie był zbyt muskularny. Nazywał się Alecto, a był generałem Trojan w czasach młodości Hektora.
- Myślę że powinniśmy wrócić do Troi, nie wiem gdzie jest wasz przyjaciel, a Priam wypatruje nas od dłuższego czasu. Tutaj nic nie zdziałamy, jeśli będziemy użalać się nad zmarłymi nic to nam nie da a przeciwnie nie będziemy wiedzieć co robić. - skończył z rezygnacją ale i postanowieniem w głosie.
- Co do Jasona. - wtrącił się Noel. - Jestem ciekaw co on w tej chwili porabia, my tutaj walczymy a ten chleje ambrozję w kantynie Olimpijskiej.
- Wracamy. - powiedział Necros. - Tutaj nic nie pomożemy. - Zbierzcie ludzi i nakażcie odwrót.
Zbierając ostatnie niedobitki pocwałowali do Troi aby zasięgnąć rady u wszechwiedzącej Kasandry, córki Priama.
Tymczasem w twierdzy Olimpijskiej.
Zostawmy na chwilę zmagania z demonami Andromatha i zobaczmy co się dzieje z Jasonem, używającym rozkoszy Olimpu, nasz bohater powoli dochodził do siebie, ale prywatne lekcje z bogiem bogów nie za bardzo były mu na rękę. Co prawda było to zaszczytem obcować z ojcem potężnego Heraklesa, lecz nie miał nadziei że podoła wszystkim wyzwaniom jakie szykował dla niego Jowisz. Zmartwionego syna odwiedził Posejdon z nowiną, która bardzo go zaskoczyła.
- Synu pozwól ze mną. Widzę że już czujesz się lepiej, jeśli chcesz możesz dzisiaj zacząć trening. Sam Zeus nie będzie Cię nauczał. - powiedział Neptun. - Twoim Mentorem będzie jego syn, Herkules, jeśli cię to dziwi, ten człowiek nauczyć cię może więcej niż nie jeden bóg. Przebywa on teraz w Mykenach, u króla Agamemnoona na przeszpiegach. ale wróci i doniesie nam o wszystkich zamiarach wroga. - skończył bóg marszcząc czoło.
- Herkules! - wykrzyknął Jason. - Jak to możliwe!?, nie jestem godny aby uczył mnie heros. - zmartwił się Tylo. - Nie podołam próbom jakie on dla mnie wymyślił.
- Spokojnie. - wtrącił się Zeus, który wszedł do komnaty bezszelestnie. - Mój syn bardzo chce cię uczyć młody herosie Trojan, i jest bardzo zadowolony z tego, iż może być twoim mentorem. - uśmiechnął się Jowisz.
Nagle do komnaty wpadł jak z procy bóg, był cały niebieski z wyjątkiem włosów, te bowiem miał siwe. Ukłonił się Gromowładnemu i oznajmił na jednym wydechu.
- Panie mój, wrócił twój syn, jednak ma nieciekawe wieści, Spartanie i Mykeńczycy nie próżnują. - dodał i wyleciał jak z bicza.
Kilka chwil później załomotały bramy sklepień, i dało się słyszeć bas mężczyzny, który nie był przyjazny, ale też nie wrogi. Widać było, że nowiny przyniesione przez tego człowieka nie są dobre, lecz Jasonowi nie dane było się dowiedzieć jakie były, ponieważ jego ojciec rzekł do niego.
- Wypij to. - podał mu naczynie wykonane ze złota pełne srebrnego płynu. - To jest wywar z serca Cyklopa, pomoże ci do końca wyleczyć rany a mało tego wzmocni twoje siły witalne, bowiem twoja nieśmiertelność jest zarówno twoim przekleństwem. - widząc przerażenie na twarzy swego jedynaka uspokoił go podniesieniem dłoni. - Zauważyłeś pewnie że podczas waszego ostatniego sporu Andromath nie mógł Cię zabić co jest atutem, ale męczył cię dotąd aż nasz ojciec, czyli Zeus nie uratował twojego ciała od rozerwania na strzępy, bo nawet wtedy nie umarłbyś tylko twój mózg wił by się niczym ścierwo jakie wyszło zza bram ÂŚwiątyni Potępionych, takie jest twoje przekleństwo synu. - skończył ze smutkiem na twarzy.
Tylo był wstrząśnięty, jednak nie miał czasu się zastanowić, gdy jego ciało zrobiło się ciężkie jak ołów, chciało mu się potwornie spać, więc gdy przyłożył głowę do boskiego posłania zasnął jak małe dziecko. Widząc go ojciec bardzo się zmartwił i zwrócił się do Jowisza, który pojawił się w tym momencie z cichym pyknięciem.
- Martwię się o stan Jasona bracie, niepotrzebnie mówiłem mu o jego darze. - rzekł Neptun.
- Nie możesz siebie za to obwiniać. - uspokoił go Zeus. - Prędzej czy później i tak by się dowiedział co go łączy ze ÂŚwiątynią Potępionych. - uciął Jowisz.
W tym samym momencie do komnaty wszedł Herkules. Był to człowiek starszy, miał już 40 lat, krótkie czarne włosy kontrastowaly z jego opaloną klatką piersiową, gdyż nic nie nosił na plecach. Jego potężne muskuły wskazywały na to, iż nikt nie chcialby z nim zadrzeć. Jednak za twarzą zabijaki krył się dobroduszny człowiek, bowiem gdy zobaczył śpiącego Jasona uśmiechnął się, jakby zobaczył swojego syna, którego zabił w przypływie złości, gdy doznał szaleństwa.
- Czy to ten, którego mam uczyć? - spytał ojca.
- Tak Herkulesie, pierwotnie ja chciałem to czynić, lecz wiem, że ty będziesz lepszy w roli nauczyciela "Wybranego", pozatym wiesz więcej o świecie ludzi niż nie jeden bóg, bo w końcu mieszkałeś na ziemskim padole i tam zginąłeś. - uśmiechnął się Zeus.
- Tato, czy musisz mi przypominać szczegóły mojej śmierci. - uśmiechnął się heros. - Ostatecznie to nie ja się pchałem do waszej siedziby, a co do Myken mam złe wieści, Agamemnoon nie może znieść porażki jaką ponieśli Achajowie pod Troją, nie chcą się poddać w związku z czym powtórnie przyjdzie nam się zmierzyć z ich siłami. - skończył z rezygnacją w głosie.
- Co teraz zrobimy? - drążył jego ojciec. - Przecież ty musisz wyszkolić syna Neptuna.
- Jest jedno wyjście ale wiem że to się nie uda jeśli ogół bogów się nie zgodzi, proponuję abyśmy użyli naszych mocy i zeszli na ziemię pomagać Trojanom w wojnie, ja tymczasem będę zajmował się szkoleniem przeciw Andromathowi. - powiedział Herakles z nadzieją w głosie.
- Nic z tego synu, jak na razie będę musiał przedyskutować całą sytuację z Boską Radą, nie sądzę żeby się zgodzili co do twej sugestii, ale nie jest to zły pomysł, powiedz mi jak wyobrażasz sobie swój plan? - zapytał Gromowładny.
- Otóż, wszyscy zejdziemy na ziemię i rozgromimy wojska Myken i Spartan w pył, nie dali rady Troi nie dadzą rady i nam, w dodatku Andromath nie spodziewa się najazdu bogów na padół ziemski, a jeśli to uczynimy zbijemy go z tropu. - rzekł heros.
- Prawdą jest to co mówisz synu, lecz pamiętaj, że nie odemnie zależy decyzja co do twoich zamysłów, nie jestem jedyny na Olimpie i jeśli bóstwa się zgodzą będziemy mogli wspomóc Trojan w bitwie i ostatecznie wygnać Spartan z naszych ziem, które zostały zbeszczeszczone przez ten naród. - stwierdził bóg bogów. - Póki co, powiedz mi jak zamierzasz wyszkolić naszego śpiącego zbawcę?. - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Wpoję mu, iż nie tylko liczy się siła mięśni, ale brana jest pod uwagę także logika walki i taktyka z jaką przeprowadza się pojedynek, nauczy się też naturalnie walczyć orężem, ale w sposób godny bogów, nie będzie walczył jak człowiek, dałeś mu eliksir nieśmiertelności, o czym wiem bo byłem przy tym wydarzeniu, ja przepędziłem Logana z tej gospody, on udał się na pustynię chociaż przekazałem mu aby poszedł do Troi, ale mniejsza z tym, co do twojego bratanka nauczę go wszystkiego co sam wiem, począwszy od logistyki pojedynku i pojęcia rozumowania demonów takich jak Andromath, a skończywszy na władaniu boską bronią. - skończył Herkules.
Jason śpiąc widział oczami wyobraźni wszystko co działo się teraz w jego głowie, słyszał głos Andromatha jednak przez mglistą poświatę widzial inną postać, podobną do piekielnego ścierwa jednak ona zwracała się do niego w sposób łagodny, niemal ojcowski, nastąpiło starcie dwóch potężnych sił, czego umysł młodego człowieka nie mógł znieść.
- Przyłącz się do mnie - syczał Andromath.
- Nie zrobię tego, precz odemnie pomiocie piekła! - krzyczał Jason.
- Nie daj mu się Jasonie. - przemówił nieznany głos, który dodawał mu odwagi. - Andromath nic ci nie zrobi póki będziesz mu się przeciwstawiał.
- Nie wtrącaj się! - wrzeszczał demon - On jest mój!
Tylo oparł się wreszcie woli demona krzycząc.
- Idź precz!.
To co się stało w jego umyśle było nie do opisania. Eksplodowała jakaś niespodziewana siła, odrzuciła ona Andromatha, który uleciał w nieznane sycząc.
- Jeszcze się spotkamy młody głupcze, lecz pamiętaj, będziesz mój!.
Jason wreszcie mógł odpocząć, zastanawiał się jednak kto namawiał go, aby przeciwstawił się złu wylęgniętemu z Tartaru, stracił teraz kontakt zarówno ze swoim umysłem jak i światem bogów. Gdy widzieli go Herkules i Zeus, miny mieli nietęgie, jednak gdy ciało się uspokoiło a młodzian zaczął normalnie oddychać odetchnęłi z ulgą. Jowisz zwrócił się do syna.
- Synu, ciężkie będziesz miał zadanie, ja tymczasem wyślę Hermesa, aby dokładnie zbadał zamiary wroga a Helios uda się do Troi, aby stanąć na miejscu Hektora, naturalnie pod ludzką postacią, aby nikt nic nie wiedział o naszych zamiarach, jutro odbędzie się narada, a tymczasem dopilnuj aby młody syn Neptuna zjadł coś kiedy się obudzi i niech Afrodyta opatrzy mu rany, kiedy będzie gotowy zacznij go trenować. - postanowił Zeus, po czym wyszedł.
Herkules spoglądając na swojego ucznia zobaczył siebie oczyma wyobraźni, przypomniał sobie jak zabił dwa węże, które nasłała na niego jego macocha Hera, i uśmiechnął się szepcząc.
- Wyszkolę cię tak, że nie dorówna ci żaden z ziemian.
Tylo spał, nie wiedząc jakie go czeka zadanie, i co szykuje dlań Andromath, jednak zastanawiał się, kto pomógł mu wyrzucić demona z jego umysłu. Herakles wstał z kamiennej posadzki zarzucił maczugę na ramię i będąc już u wyjścia odwrócił się w stronę swego kuzyna, uśmiechając się od ucha do ucha. Zapowiadała się ciężka praca.
Rozdział XVIII
Przenieśmy się teraz do Troi, gdzie Necros, Rennick i niedobitki wrócili aby zdać relację z bitwy królowi Priamowi. Gdy zostali wypatrzeni z flank dowódca straży kazał otworzyć bramy aby ich wpuścić, jechali tak przez ulice Ilionu obserwowani przez Trojan, lecz nikt nie kwapił się aby powitać rannych, stan Necrosa był niezadowalający, rany cięte pogłębiły się a z zadrapań na szyi lała się krew, więc Noel musiał zerwać rękaw koszuli i opatrzyć rany rzymianina, oraz jech
|
|