canducus
Członek Zakonu Feniksa
Dołączył: 11 Maj 2006
Posty: 1527
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mountain of fire
|
|
Minęły już dwa tygodnie, od pamiętnej, zwycięskiej bitwy.
Martial obudził się wcześnie rano. Jego elfickie zmysły podpowiadały mu, że dzisiaj będzie miał ciężki dzień. Od kąd znalazł się w Roranie był wiecznie zmęczony. Po ostatniej bitwie było jeszcze gorzej. Wszystko go bolało, a do tego ciągle przychodzili do niego żołnierze i wyciągali go na ćwiczenia. Po kilku takich dniach był wyczerpany, ale powoli zaczął się już do tego przyzwyczajać. Choć sam nie chciał się do tego przyznać ciągle oglądał się za córką swojego władcy. Miała na imię Arven i była w jego wieku. Walka na miecze także szła mu coraz lepiej. Maximus, który był jego nauczycielem był w przysłowiowym siódmym niebie. Jeszcze nigdy nie miał tak zdolnego i pojętnego ucznia.
Zaraz po zakończeniu ćwiczeń Martial zaczął naukę łaciny, którą posługiwały się elfy. Uczono go pisać i czytać, oraz wyrażać sie poprawnie. Lekcje były długie, a jego nauczyciele bardzo wymagający. W końcu dokładnie poznał elfickie zwyczaje i zaczął się do nich stosować. Od przybycia do Roanu bardzo się zmienił. Teraz jego włosy były długie, i nieco urósł. Miał około metra dziewięćdziesięciu centymetrów i był jednym z najprzystojniejszych mieszkańców Roanu. Zupełnie nie wyglądał jak zwykły piętnastolatek. Do tego jeszcze nikt w tak młodym wieku nie został dowódcą wojska. Teraz nie miał czasu, żeby pomyśleć o zwykłym życiu. Miał zbyt dużo obowiązków. Wielu elfów z rady starszych darzyło go szacunkiem i wielkim zaufaniem. Dni mijały szybko. Martial myślał, że na tej jednej walce się skończy, ale bardzo się mylił. To był dopiero początek tej wojny. Nie miał pojęcia jak wiele jeszcze przed nim trudów. Cały lud Elfów wierzył,ze uda mu się pokonać Władcę Ciemności, bowiem dawno temu została wygłoszona przepowiednia:
...Po wielu straszliwych latach panowania Władcy Ciemności, Na świat przyjdzie nasz zbawca...
Zrodzony z elfa i zwykłego człowieka, Będzie potęgom tego świata...
Wszyscy będą pokładali w nim nadzieję. Jego ojciec będzie pochodził z szlachetnego rodu elfów...
A matka zaś będzie córką króla wielkiej wyspy zamieszkiwanej przez śmiertelników
Ich potomek będzie potężnym pół-elfem...
Mającym moc pokonania Władcy Ciemności...
Ten, który ma tak wielką moc narodzi się pod koniec pory ciepłej...
Martial nie miał pojęcie, że istnieje o nim taka przepowiednia. Władca postanowił utrzymać to w tajemnicy. Nie chciał go straszyć, ani podburzać do zabijania. Sądził, że on sam musi do tego dojść. Rada Starszych była przeciwna decyzji władcy. Sądzili, że powinien poznać treść tej przepowiedni, ale de Volarberg był nieugięty i nie dał się przekonać.
Od tego czasu zaczęli go uczyć elfickich sztuk walki. Był w tym tak samo dobry jak z innych dziedzin. W ciągu niecałych dwóch sekund potrafił poprawnie wystrzelić pięć strzał, a każda trafiała do celu. Miał także bardzo celne oko. Tę sztukę ćwiczył z Legsalem, elfem spokrewnionym z władcą. Był wspaniałym nauczycielem i świetnie się z nim rozmawiało. Ów elf miał zaledwie dwadzieścia lat. Od razu się zaprzyjaźnili i wspólne lekcje zamieniali w zabawę. Robili sobie zawody, ale nigdy nikomu nie udało się wygrać. Za każdym razem był remis. Byli tak samo wyszkoleni.
Teraz przeszli do ćwiczenia kondycji fizycznej. Za kilka miesięcy miał się odbyć wielki turniej elfów. Jeszcze nikt nie wiedział, kto będzie reprezentantem Roanu. Wiedziano tylko, że będzie to pięć osób. Codziennie razem Legsalem biegali po pobliskim lesie zaliczając zawsze około dwustu kilometrów dziennie. Martial był coraz sprawniejszy i nie męczył się już tak jak jeszcze kilka tygodni temu. Czekało go jeszcze jedno, najważniejsze szkolenie. Nic o nim nie wiedział. Teraz razem z Legsalem przeszli do nauki sztuk walki śmiertelników*. Z początku ćwiczyli pojedyncze ciosy i pozycje, ale po pewnym czasie, gdy mieli już to opanowane zaczęli ćwiczyć grupy ciosów. Po dwóch tygodniach przeszli już do walki. Legsal, który już dawno miał to za sobą szkolił Martial’a. Było to bardzo ciężkie.
-Daj spokój ja nie mam już siły.
-No dalej jeszcze tylko trzy godziny i będziesz miał spokój.
-Tylko? Ja nie mogę się już ruszać.
-No wstawaj. Musisz się przyzwyczajać.
-Nie wiem po co akurat w tę stronę musiałem wyruszyć.
-To było twoje przeznaczenie.
-Wolałbym siedzieć teraz gdzieś razem z innymi ludźmi chociaż tamci zawsze starali się mnie unikać.
-A wiesz czemu tak robili?
-Nie.
-Bo wszyscy wiedzieli, że twój ojciec jest elfem. Mieli pewność, że też nim jesteś. Po prostu jak to wszyscy niemal ludzie bali się naszej siły i inności.
-Wiesz, że jednak wolałbym teraz siedzieć gdzieś z nimi.
-Nie byłbym tego taki pewien. Muszą się męczyć gdzieś w lasach, albo w górach z niewielką ilością jedzenia...
-Ale ja tutaj nie pasuję. Wychowałem się wśród ludzi.
-Nie. Ty tutaj pasujesz jak żaden inny. To twoje przeznaczenie cię tutaj przywiodło. Musiałeś tutaj trafić. -Przestań chrzanić o przeznaczeniu. Mam już dość tego wszystkiego. Wy nie dajecie mi żyć.
-Tak musi być. Jeszcze tylko jedno szkolenie i będziesz miał luzy, ale teraz już wstawaj.
-Niech ci będzie.
Wstał i chwiejnym krokiem podszedł do przyjaciela. Zaczęli kolejną walkę. Martial naprawdę był w tym niezły, ale brakowało mu jeszcze doświadczenia. Jego obrona była nieprecyzyjna. Dlatego Legsal niemal za każdym razem zdołał zadać mu powalający cios. Na szczęście szło mu coraz lepiej i z początkującym wojownikiem na pewno poradziłby sobie z łatwością. Niestety Legsal był mistrzem w tym rodzaju walki. W Roanie nie miał sobie równych. Wygrywał każdą walkę.
Po trzech godzinach Martial w końcu mógł wrócić do swojej komnaty i odpocząć. Położył się na łożu i zaczął rozmyślać o swoim wcześniejszym życiu.
Chciałby teraz siedzieć w gronie swoich starych przyjaciół i bawić się w najlepsze. Przed oczyma przeleciały mu wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w jego krótkim, piętnastoletnim życiu. Uśmiechnął się do siebie i spojrzał przez okno. Zaczął wpatrywać się w piękną zieleń otaczających Roan lasów .
Gdyby nie jego upartość na pewno włóczyłby się razem ze znajomymi po innej stronie świata. Miał nadzieję, że jeszcze kiedyś ich zobaczy, chociaż było to bardzo mało podobne. Na samo wspomnienie o dawnych czasach w których żyli jeszcze jego rodzice wyparował cały jego dobry humor. Pamiętał, że kiedy był mały często wybierał się z ojcem na długie spacery.
***
Wspomnienia
***
Mały chłopiec mający najwyżej cztery lata szedł leśną drogą razem z bardzo podobnym do niego dorosłym mężczyzną, który był jego ojcem. Wszędzie było cicho. Słychać było jedynie śpiew ptaków. Był środek pory ciepłej. Lasy były całkowicie zielone, wręcz zachęcające ludzi do spacerów i wycieczek.
-Tato dużo razy widziałeś już ten las?
-Tak. Wychowałem się tutaj. Daleko w głąb lasu jest ukryte wielkie miasto. Jest w nim piękny pałac królewski. Wszyscy jego mieszkańcy są sobie równi, no może oprócz władcy tej krainy i jego rodziny. Mam nadzieję, że uda ci się kiedyś odnaleźć tamten świat. Jest o wiele lepszy od tego.
-A kto tam mieszka?
-Elfy. Słyszałeś o nich?
-Tak. A ty też jesteś elfem?
-Kiedyś byłem. Już dawno tam nie mieszkam. Zostałem wysłany na bardzo ważną misję. Widziałem tyle zła, że teraz nie mam szans, żeby tam powrócić.
-Dlaczego?
-Ponieważ widziałem zbyt wiele bólu, zła i tym podobnych a tamtą krainę może odnaleźć człowiek o całkowicie czystym sercu i umyśle. Jestem pewien, że ty tam trafisz.
-A mama też jest stamtąd?
-Nie. Mama jest z innego ludu. Mieszkała daleko stąd na wielkiej, niezależnej od władzy elfów wyspie.
-A ja jestem elfem?
-Na pewno. W końcu jesteś moim synem. I jeśli już ich odnajdziesz na pewno przyjmą cię tam z radością. Jeśli tam trafisz trzymaj się blisko Maximusa. Jest moim bratem. Na pewno go tam poznasz. Jest dowódcą wojska.
-A jeśli nie uda mi się tam trafić?
-Ja wierzę, że ci się uda synu. To jest twoje prawdziwe przeznaczenie. Prędzej, czy później tam trafisz, to tylko kwestia czasu.
-Jak tam jest?
-Nie da się tego określić. Piękne zielone lasy, małe chatki mieszkańców, wszyscy są obie równi, każdy ma co jeść nie ma takiego czegoś jak głód. Wszyscy mają tyle samo. Dzieci zazwyczaj bawią się w strzelanie z łuku do celu, dorośli ćwiczą walkę na miecze, kobiety zajmują się gospodarstwem i dziećmi, a mężczyźni wykonują wszystkie trudniejsze prace za nie.
-Czyli jest dużo lepiej niż tutaj?
-Tak.
-A normalny człowiek też może odnaleźć tamtą krainę?
-Tak, ale to bywa bardzo rzadko. Lasy, które ją osłaniają są bardzo dużo. Owszem kilka razy jakiś człowiek się tam znalazł, ale oni nie widział różnicy między jednym światem a drugim. Dla niego była to zwykła wioska.
-A kto jest władcą?
-No cóż jak na czasy obecna władcą Roanu jest ród de Volarberg, ale władcą może zostać każdy. Władca jest wybierany co sto lat przez Radę Starszych. Bo widzisz elfy nigdy nie zginą śmiercią naturalną, ponieważ są nieśmiertelne. Jedynie mogą zostać zamordowani co zdarza się często, albo zabici przez jakieś dzikie zwierzę.
-Czy się zajmują?
-Większość z ludu zajmuje się polowaniem na dzikie zwierzęta, inni uprawiają warzywa i owoce tak jak zwykli ludzie. Niektórzy posiadają też własne hodowle zwierząt.
-Czyli zajmują się mniej więcej tym co my?
-Tak. Dokładnie tak jak powiedziałeś. Jedyne czym się różnią to jest to, że oni uczą się także walki na miecze. Chociaż czasami uczą się także sposobu wali jakiego używają zwykli ludzie.
-A nauczysz mnie walki na miecze?
-Jak podrośniesz to na pewno. Przecież jesteś elfem więc musisz to umieć jak każde elfickie dziecko.
-A mama kiedyś tam była?
-Nie. Poznaliśmy się kiedy już stamtąd wyjechałem siedem lat temu.
-Chciałbyś tam wrócić?
-Tak. Tam przecież jest cała moja rodzina nie licząc ciebie i mamy. Tam mieszkałem przez całe swoje dotychczasowe życie, tam mam przyjaciół. Ale już nigdy ich nie spotkam.
-Dlaczego?
-Wątpię, żeby którykolwiek z nich chciał stamtąd wyjechać dobrowolnie. Tam życie jest o wiele łatwiejsze. Chodź wracajmy już do domu mama na pewno się o nas martwi.
-A gdyby ktoś stamtąd się tu pojawił i zabrał cię tam to mógłbyś wrócić?
-Tak w takim wypadku mógłbym wrócić.
***
Martial otrząsnął się z zadumy i spojrzał na niebo. Westchnął i szepnął sam do siebie.
-Miałeś rację. Trafiłem tu tak jak sam to powiedziałeś. Niestety ty już nie żyjesz i nie będę mógł cię tu zabrać. Chociaż kto wie. Może ty jednak żyjesz, a mama razem z tobą. Wyjechaliście i nie wróciliście, ale nic nie wiadomo. Przysięgam, że jeśli kiedykolwiek was zobaczę nie poddam się i was tu zabiorę. Przysięgam na swoje życie.
Martial nie miał pojęcie, że jeszcze kiedyś będzie miał szansę dopełnić przysięgi, którą właśnie złożył. Nie wiedział, że wkrótce spotka swoich rodziców żywych. Westchnął po raz kolejny i położył się spać. Było już bardzo późno. Myślał tak kilka godzin.
|
|