erissan
Potomek Slytherina
Dołączył: 07 Maj 2006
Posty: 843
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zadupia
|
|
Prolog:
Był ciepły, letni wieczór. Przy szumiącym strumyku siedziała kobieta z dzieckiem.
Nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie ich osobliwy wygląd. Owa kobieta miała białe jak śnieg włosy, grzywkę, spod której wyglądały czujne oczy. Natomiast uszy miała długie jak zając, odrobinę ciemniejsze od koloru własnej twarzy. Dziewczynka była bardzo podobna do ciotki, jednak tylko pozornie. Oczy – wesołe i błyszczące – rozglądały się wokoło, czarne jak smoła włosy opadały delikatnie na ramiona błyszcząc w świetle słońca.
Obie obrane były w granatowe szaty długie od szyi do pięt.
- Nessa Artanis Silmarwen Elanessë-Anárion – krzyknęła kobieta do oddalającej się siostrzenicy.
Jednak ona nie zaszczyciła jej choćby krótkim spojrzeniem, tylko szybko przeskoczyła wartko płynącą wodę.
- Jestem Ness – powiedziała Nessa na odchodnym.
Już po chwili zniknęła by pojawić się w zupełnie innym miejscu. Był to mały domek z kamieni, umieszczony na krańcu lasu.
Dziewczynka zagwizdała radośnie.
- Teleportacja na coś się przydała – stwierdziła zamykając drzwi od swojego mieszkanka.
Z uśmiechem podeszła do półki z książkami, porywając jedną z nich.
***
Gdyby ktoś teraz pojawił się dwadzieścia mil od tamtego miejsca zobaczyłby miasto driad, zupełnie inne od owego lasu. Tam malutkie płatki śniegu spadały wolno na ziemię odbijając światło zachodzącego słońca. Księżyc – blady, lecz majestatyczny wspaniale się komponował z fioletową barwą zimowego nieba. Cichy śpiew wiatru rozgrzewał po całym polu delikatnie uderzając o stojące mu na drodze drzewa. Jednak nie tylko on sam zapełniał całej przyrodzie przepiękną muzykę… Dobry słuchać usłyszałby również cichy głos nie małej dziewczyny siedzącej na cienkiej warstwie świeżego śniegu. Była ona inna niż wszystkie nastolatki, jakie można spotkać w codziennym życiu. Najdziwniejszą z cech jej wyglądu były srebrne, lecz ciepłe oczy, cienkie perłowe skrzydełka na plecach oraz długie, szpiczaste uszy, które przywodziły na myśl leśnego elfa. Jednak elfem to ona nie była, chociaż na takiego wyglądała. Była ona jedną z driad – driad, o których większość magicznych i nie tylko stworzeń zapomniała.
Haj no hej zo olo ho!
W jej języku znaczyło to „A promień słońca zgaśnie na wieki”, co było cytatem z jej ulubionej piosenki. Często razem z przyjaciółkami organizowały ogniska w czasie, których śpiewały najpiękniejsze pieśni, jakie kiedykolwiek usłyszały lub wymyśliły. Do dzisiaj pamiętała ten dzień w czasie, którego taką zabawę jej przerwało. Nereliady – lodowe nimfy wypowiedziały wojnę wszystkim driadom zabijając jej przyjaciółki. Ona jako przyszła królowa Daralandii znała się na walce na tyle dobrze by wyjść z niej jedyne ze złamaną nogą. Czasami miała wyrzuty sumienia, że bardziej broniła siebie niż swoje przyjaciółki. Uważała wtedy, że mogłaby je uratować, co doprowadzało ją do szaleństwa. Całymi dniami nic nie jadła, nie piła, nie uczestniczyła w zbiorowych tańcach ani w innych rytuałach. Siedziała tylko ziemi i wpatrywała się w niebo mając nadzieję, że kiedyś będzie w stanie pomścić swoje koleżanki.
Nagle zapanowała przeraźliwa cisza. Madeina nie zwlekając ani chwili odwróciła się i pobiegła przed siebie by zobaczyć, co się dzieje. Jednak nie przewidziała jednej strasznej rzeczy. Tego, że jakieś stworzenie mogłoby ją teraz zaatakować od tyłu. Niestety było już o wiele za późno, śnieżnobiały wilk już sobie ostrzył zęby na widok takiej zdobyczy.
|
|