PostWysłany: Czw 16:45, 07 Wrz 2006   Temat postu: Ginny Wesley wywołuje duchy(pojedynkowy)*
Paula...


Tekst na pojedynek, który się nie odbył.
Cóż, opowiadanie na pewno nie jest zbyt kanoniczne jeśli chodzi o daty i czas, no, ale jakoś szesnastoletnia Ginny Wesley przypadała mi do gustu. Nigdy nie umiałam pisać ani humorystycznych, ani horrorystycznych tekstów, więc nie wiem czy do końca spełniłam wymagania, no, ale liczą się chęci. Z dedykacją dla pewnych pań.
***
-Babciu, babciu- Ginny podniosła wzrok znad „Proroka niedzielnego”, z zaciekawieniem spoglądając na swoje dwie, bliźniaczo podobne wnuczki, które wpadły do pokoju jak burza, poczym wygodnie usadowiły się na dywanie. Uśmiechnęła się widząc ich rozradowany wzrok i lekko zaczerwienione policzki.
-Bo my chciałyśmy, żebyś opowiedziała nam historię- zaczęła, starsza o pięć minut Hermiona, próbując złapać oddech.
-Historię?- w tonie pani Potter, była ledwo słyszalna nutka rozbawienia. Oczywiście, że wiedziała dlaczego te małe pannice postanowiły oderwać się od zabawy. Tradycją stało się, że w każdą niedziele, babcia opowiadała im jedną, wybraną opowieść.
-Tak, tą o duchach- wtrąciła się rudowłosa Molly gestykulując drobnymi rączkami.
Pani Potter westchnęła tylko i zaczęła opowiadać historię, którą jej wnuczki znały na pamięć, za każdym razem przeżywając ją tak samo entuzjastycznie.
-Był jeden z kolejnych, zimowych wieczorów. Nieuchronnie zbliżały się święta, które wspólnie ze wszystkimi członkami Zakonu Feniksa, mieliśmy spędzić na Grimmald Place…

… Rude włosy kontrastowały z pomarańczową narzutą, zakrywającą jedną z kanap na Grimmald Place. Ginny Wesley leżała w dość specyficznej pozycji, z nogami na oparciu kapany, zwisając głową w dół. Ledwo tlący się żar w kominku rozjaśniał mrok panujący w salonie. Dom opanowała senna cisza, przerywana co jakiś czas przez chrapanie wiekowych porterów znakomitej rodziny Black. Ginny doskonale zdawała sobie sprawę, że o tej porze, jak przystało na grzeczną dziewczynkę, powinna już spać. Ale z tego względu, że najmłodsza latorośl Wesleyów nie była, ani grzeczna, ani śpiąca, to nie leżała teraz w łóżku. Żałowała, że w tej chwili nie ma przy niej Freda, albo Georga, oni na pewno, by coś wymyślili. Ale skoro ich nie było, panna Wesley była zdana tylko na swoją pomysłowość, by rozwiązać problem pod tytułem: „Jakby tu zwalczyć nudę”. Westchnęła ciężko i pokręciła głową, przez co jej włosy przejechały po dywanie. Zawsze myślała, że mieszkając w kwaterze głównej Zakonu Feniksa będzie wciąż narażana na niebezpieczne przygody, na każdym kroku będzie spotykać się z coraz to nowymi planami i intrygami. Ale niestety, po dość krótkim czasie przekonała się, że nic nie może być bardziej nudnego, niż mieszkanie w kwaterze głównej. Wszystkimi aspektami wojny zajmowali się dorośli nie wpuszczając młodzieży na zebrania, a niebezpieczną przygodą można było nazwać walkę z magicznymi owadami i marudzącym skrzatem domowy. Warknęła pod nosem, "normalnie" usadawiając się na kanapie. Rozejrzała się po komnacie urządzonej w barwach Slitherinu, w której nie było nic interesującego oprócz ksiąg i gobelinu rodu Blacków. Z obrzydzeniem spojrzała na rozgałęzienie prowadzące do „Dracona Malfoya”. Wzdrygnęła się i odwróciła wzrok, zatrzymując go na marmurowym kominku. Przeczesała dłonią włosy i podeszła do biblioteczki. Skoro nie miała co robić, to chociaż poczyta. Powoli wodziła palcem po zakurzonych grzbietach opasłych ksiąg, ale każda kolejna wydawała się zbyt nieciekawa „Żadnych romansów, toż to skandal, co oni w ogóle czytali”- pomyślała oburzona.
-„Czarna i Biała Magia”, a na co to komu, „Niebezpieczne stworzenia”, zdecydowanie obowiązkowa lektura dla Hagrida, „Starożytne rody czystej krwi”- przy ostatnim tytule prychnęła, a jej brwi zbiegły się w ciasną linię. Jeszcze chwilę odczytywała tytuły ksiąg, aż wreszcie natrafiła na chudą, czarną książeczkę wepchniętą między tomami o eliksirach. Delikatnie ujęła ją w dłonie i wróciła na fotel przed kominkiem. Coś jej podpowiadało, że to nie jest lektura dla uczennicy szóstego roku , ale jak powszechnie wiadomo, Ginny lubiła łamać zasady, więc otworzyła wolumin czując dreszczyk emocji. „Własność Bellatrix Black”- ów podpis widniał na pierwszej, nieco wyblakłej stronie. Wzdrygnęła się, a jej wzrok ponownie powędrował do gobelinu. Po krótkim czasie, gdy przerzucała kolejne stronnice, okazało się, że ta książka nie jest ani o jotę tak mroczna, jak jej była właścicielka.
-No, bo co niepokojącego może być w wywoływaniu duchów-mruknęła, odkładając ją na stolik.
***
Białe płatki śniegu wesoło migotały za oknami, powoli zakrywając całą okolice. W kominku płonął ogień, podczas gdy wszyscy domownicy, oraz przyjaciele, zaczęli zbierać się w świątecznie udekorowanej kuchni. Molly Weasley krążyła między śpiżarnią, a stołem znosząc ostatnie, upichcone potrawy. Nymphadora Tonks rozkładała sztućce i serwetki pod czujnym okiem Moody’ego, który przeklinał ten „cholerny” śnieg, przez który jego drewniana noga była cała mokra. Minerwa McGonagall co jakiś czas rzucała mu karcące spojrzenia przypominając, surowym tonem o siedzącej w kuchni młodzieży, ale poprzestała gdy Alastor warknął, że tych słów nauczył się od wyżej wymienionej dzieciarni.
-Ginny, może oderwałabyś się od tej pasjonującej lektury i pomogłabyś mamie?- Bill uśmiechnął się półgębkiem, ignorując mordujący wzrok siostry.
-Sam się rusz, ja jestem zajęta- i faktycznie tak było. Odkąd wczoraj wzięła do ręki tę książeczkę, nie mogła się z nią rozstać, pomimo, że najpierw rzuciła ją w kąt. Nie tylko okazała się ciekawa, co nawet śmieszna, bowiem niektóre fragmenty „jak wywołać ducha”- były strasznie żartobliwe. Panna Weasley rozejrzała się w około, patrząc jak ostatni półmisek zostaje postawiany na stole. Powoli zaczęła się kłócić ze zdrowym rozsądkiem i z dziedziczną ciekawością, która nakazywała jej wywołać jakiegoś ducha. Przecież, co nas nie zabije to wzmocni, a to z pewnością byłaby pouczająca lekcja.
***
Jak najciszej, starała się przemknąć do niezamieszkalnej części domu. Nie mogła przecież eksperymentować w salonie. Jeszcze ktoś by wszedł, i co w tedy? Przeskoczyła dziurę w spróchniałej desce i pchnęła pierwsze napotkane drzwi. Ostrożnie weszła do środka, upewniając się, że nie ma tu nikogo. Ustawiła świecie na stoliku i usiadła na łóżko. Natychmiast pożałowała swojej decyzji. Z kapy uniósł się obłoczek kurzu, przez co kichnęła kilak razy. Widać, ten pokój jeszcze nie został sprzątnięty przez trzy lata działalności Zakonu. Ścianę pokrywały pajęczyny i tylko gdzieniegdzie było widać jaśniejsze plamy po obrazach.
***
-Babciu i nie bałaś się tego pokoju?- spytała z niedowierzaniem Hermiona, szerzej otwierając oczy.
Ginny roześmiała się ciepło
-Oczywiście, że się bałam, ale mój strach przyćmiła ciekawość.
***
Wyciągnęła z kieszeni szaty niedbale zwinięty kawałek pergaminu, starając się dostrzec litery. Zgodnie ze wskazówkami z książeczki usadowiła się na podłodze i zamknęła oczy. Zaczerpnęła kilka głębszych oddechów i zaczęła wykonywać okrężne ruchy dłońmi, nad świeczką. Po kilku minutach, gdy cisza zdawała się kłóć w uszy, zaczęła szeptać dziwne słowa, które na pewno nie były w języku angielskim, ani łacińskim. Czuła miły dreszcz emocji i dziwne łaskotanie w żołądku. Silny powiew wiatru przetoczył się przez komnatę. Otworzyła oczy i czujnie rozejrzała się dookoła. Jedna z okiennic była otwarta, podłoga skrzypiała nieprzyjemnie. Skoczyła na równe nogi, mając ochotę uciec stąd jak najdalej. Zrobiła kilka niepewnym kroków w stronę drzwi. Stróżka potu spłynęła jej po twarzy. Nagle drzwi szafy otworzyły się z rozmachem. Odskoczyła do tyłu, potykając się o krzesło. Nie utrzymała równowagi i upadła na podłogę. Białe postacie zaczęły kierować się w jej stronę sycząc i prychając. Ale te duchy były różne od tych, które latały po szkole. Były bez głów, białe szaty, przypominające prześcieradło, które zahaczyły o podłogę. One wcale nie sunęły. Zagryzła wargi i podniosła się z podłogi.
-Wzywaaaaałłłaaaaśśśś nassss, więcccc jesteśśśmy- wysyczała jedna ze zjaw. Ginny zmrużyła oczy i podparła się po bokach.
-Ja wzywałam duchy, ale na pewno nie swoich braci- ryknęła- macie poważne kłopoty!

***
-Więc to był Georg i Fred- Hermiona odsunęła się od siostry, do której przytuliła się w czasie opowieści.
-Tak, kochanie. To byli tylko moi nieznośni bracia, którzy postanowili sobie pożartować. Podpisali tą książkę imieniem Bellatrix, ale tak naprawdę to była ich własność- pani Potter odchyliła się w bujanym fotelu i posadziła dwie, sześcioletnie wnuczki na kolanach.
-Ale patrząc na to z perspektywy czasu, to naprawdę wydaje się być śmieszne- zachichotała i pogłaskała Molly po rudej czuprynie.
-A mieli poważne kłopoty?
-Owszem, goniłam ich przez pół nocy po Grimmald Place 12, robiąc przy tym tyle rabanu, że pobudzili się wszyscy domownicy i cóż, wasza prababcia sprawiła nam porządne manto, ale dziewczynki- ruchem ręki uciszyła starszą pociechę, która już otwierała usta, żeby coś powiedzieć- czas do łóżek. I bez wykrętów- pogroził im palcem.
-Ale babciu…- próbowała Molly
-Bez, żadnego ale. A może chcecie, żeby to dziadek Harry ukołysał was do snu, fałszujące tą swoją kołysankę o quidditchu.
Małe jednogłośnie pokiwały główkami. Zeskoczyły z babcinych kolan i zniknęły z zasięgu wzroku, a o ich obnośności świadczyło tylko ciche „tuptanie” i głośny krzyk
-Kto ostatni w łazience, ten gumochłon.


Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin