Wysłany: Pon 13:45, 16 Cze 2008 Temat postu:
|
|
Rozdział VII:
Przebudzenie Chaosu
Nagle ziemia zaczęła się trząść i pękać, drzewa w Zakazanym Lesie przewracały się i łamały pod wpływem silnych wstrząsów. W Armitage budynki zaczęły się walić i pękać.
Nagle z pomiędzy budynków wystrzeliła w górę wieża wzbijając obłoki kurzu i kamienie wokół. Pięła się w niebo powoli, w ciągu kilku minut osiągnęła ponad kilometr. U góry miała jakieś czternaście metrów średnicy a u podstawy ponad dwieście, był to imponujący widok. Wyglądała jakby miała się zaraz rozpaść, popękane ściany sypiące się odłamki tu i ówdzie braki w budowli, lecz było to mylne wrażenie w istocie była solidna niczym góra.
Harry wraz z przyjaciółmi wrócił do Hogwartu po około godzinie. Zdziwili się bardzo, gdy zobaczyli wszystkich uczniów stłoczonych na błoniach. Od kilku osób dowiedzieli się, że było trzęsienie ziemi i bali się, że zamek się zawali. W sumie to mieli po części rację, bowiem kilka wieżyczek było zawalonych. Nagle w tym tłumie pojawiły się istoty takie jak ta, z którą walczył Potter. Kiedy otrząsnęli się z szoku zaatakowali stwory. Harry nie walczył mieczem tylko używał magii dzięki temu znacznie szybciej zabijał je. Gdy było po wszystkim z przerażeniem zobaczył, że stwory zabiły troje uczniów a z ran od kosy sączyła się gęsta granatowa ciecz. Widocznie ich broń jest zatruta. I faktycznie tak było, wszyscy cofnęli się od poległych uczniów z krzykami przerażenia, kiedy ciała zaczęły drgać by po kilku sekundach zmienić się w ich oprawców. Młode demony niewiele myśląc zabiły je. Uczniowie dopiero teraz zobaczyli ich „wybawicieli” i z szokiem stwierdzili, że to Potter, Granger i Malfoy, ale bez Samanthy. Właśnie Samantha! Złoty Chłopiec dopiero teraz zorientował się, że nie ma jego siostry. Biegał po całych błoniach nawołując ją, lecz ta jakby zapadła się pod ziemię. I w tedy ciemno granatowe niebo przeszyła błyskawica oświetlając błonia, Las i… wysoką wieżę. Chłopak spojrzał na nią a niebo przecięła kolejna błyskawica. Wtedy to dostrzegł, samotną postać na samym szczycie oświetloną blaskiem księżyca, które przebiło się przez gęste burzowe chmury, z których po chwili spadł deszcz. Jego rude włosy rozwiewał wiatr a w ręku trzymał długą katanę.
– Ron! – Warkną nienawistnie.
I w tedy zobaczył jak dwoje stworów staje koło Weasley’a i trzyma kogoś, od razu zorientował się, że to jego siostra. Rudzielec wziął od Vulpena (tak się nazywają te stwory) kosę i wbił ostrze w brzuch dziewczyny…
Ogarnęła go furia, języki ognia lizały jego wnętrzności a moc buzowała w jego żyłach. Znikł, aby pojawić się na szczycie kilometrowej wysokości wieży.
Stali na przeciw siebie dwaj niegdyś najlepsi przyjaciele a dziś śmiertelni wrogowie pod ścianą leżało nieruchome ciało jego siostry, była ranna a wokół niej była kałuża krwi i granatowej trucizny. Spojrzał w niebo a zimne krople deszczu spadły na jego twarz. Musi się śpieszyć, choć wiedział, że nie ma dla niej ratunku.
– Przyłącz się do nas Harry – zaczął Ron.
– Voldemort też mi to proponował i widzisz jak skończył?! – Odparł przez zaciśnięte zęby.
– Nie bądź głupcem! Nadchodzi chaos, pierwotne zło w najczystszej postaci! I przetrwają tylko ci, którzy są po jego stronie. Przyłącz się!
– A moja siostra?! Ona cierpi i to twoja wina! – Ryknął chłopak i zaatakował.
Grad iskier posypał się przy zetknięciu ich kling i każdym następnym też.
Walczyli zawęźcie nie ustępując pola drugiemu. Ich ruchy były nadludzko szybkie, wymieniali się potężnymi ciosami mieczy. Potter wyskoczył w górę wykonując salto w tył następnie odbił się jeszcze mocniej od posągu jakiegoś stwora wykonał kilka salt w przód w chwilę po tym spadł niczym grom z nieba na przeciwnika. Ron w ostatniej chwili uskoczył w bok a w miejsce, w którym stał przed chwilą wbił się po rękojeść miecz wybrańca. Potter błyskawicznie wyrwał go i ruszył sprintem na rudowłosego... Pochylił się do przodu rozkładając ręce na boki, po chwili ostrze miecza skierował w dół przed siebie ryjąc czubkiem twardy marmur i wzbijając przy tym snopy iskier i odłamków kamieni. Wyszarpną go szybko i wykonał cięcie z prawej do lewej. Weasley zablokował potężny cios. Odepchną silnie byłego przyjaciela i ciął na płasko. Potter przeturlał się pod klingą, która przecięła na pół posąg, wykonał po tym skomplikowane ruchy mieczem i natarł na Demona. Ich klingi spotykały się w powietrzu z brzdękiem i w snopach iskier, zahaczały o twardą podłogę rozcinając ją głęboko, niszczyły marmurowe posągi. Ich ruchy były niesamowicie szybkie jakby ktoś oglądał film na szybkim przewijaniu. Zamiast ostrzy widać jedynie było rozmyte smugi, błyski przy zetknięciu się ich wraz z towarzyszącym iskrom, świst kling w powietrzu i odgłosy ich szybkich uderzeń o siebie. Po niecałej minucie byli tak szybcy, że krople deszczu nie przedostawały się przez śmigające w powietrzu miecze. Nagle wykonali identyczny cios a ich klingi zderzyły się w gradzie iskier i donośnym szczęku metalu a deszcz, który utrzymywał się przez chwilę nad nimi zalał ich niczym fala. Miejsce zetknięcia ostrzy rozgrzało się do czerwoności. Trwali tak kilka sekund, gdy rudowłosy kopną Demona pod kolano wykonał grad ciosów i wytracił mu miecz, który wbił się parę metrów za wybrańcem. Następnie zakręcił swoim mieczem młynka i końcem rękojeści potężnie uderzył w brzuch Harry’ego, ten przeleciał parę metrów do tyłu i uderzył plecami o przecięty na pół posag zrzucając go w dół. Szybko pozbierał się i chwycił swoją broń i ponownie zaatakował. Przez kolejne pół godziny zażarcie walczyli ze sobą aż Harry potkną się o szczątki posągu, co zostało wykorzystane przez rudowłosego. Mocnym uderzeniem wytrącił broń Potter’owi i w następnej sekundzie ostrze swojej katany wbił do połowy w jego brzuch.
– Głupiec z ciebie, głupiec! Czemu odtrącasz moją propozycję?! Czemu?!
– Bo cię nie lubię, to wszystko – odparł nad wyraz spokojnie trzymając obiema dłońmi klingę wbitą w jego ciało.
Weasley energicznie wbił ostrze do końca przekręcił i wyszarpną po chwili. Odwrócił się i podszedł do wbitego w ziemię miecza przeciwnika, do jego uszu dotarł jakiś ruch za plecami. Błyskawicznie złapał za rękojeść i z nadludzką prędkością podbiegł do podnoszącego się Potter’a i przebił mu klatkę piersiową jego własnym mieczem. W oczach chłopaka dostrzegł własne odbicie z ręką przed sobą i mieczem w dłoni.
– Doskonale się spisałeś mój uczniu i czeka cię za to sowita nagroda – Rozległ się nagle głos Albusa Dumbledore’a. – Choć jego śmierć krzyżuje mi nie co plany, ale to nic znajdę inny sposób na to. A teraz chodźmy.
* * *
Harry znów znalazł się w tym dziwnym miejscu, w którym poznał Legiona.
– Ach, widzę, że masz już miecz, doskonale – odezwał się znajomy głos.
– Odeślij mnie! Wyrwę skurwielowi kręgosłup! – Krzykną głośno chłopak i spojrzał gniewnie na Legiona, lecz szybko spokorniał pod groźnym spojrzeniem „znajomego”.
– Nie martw się, odeślę cię tak szybko jak to będzie możliwe.
– Uhhm – mrukną nie wyraźnie – ciekawe tylko, kiedy będzie To możliwe?!
– Jak wasze magie się połączą i ustabilizują.
– Eee… Nasze to znaczy czyje? – Zdziwił sięchłopak.
– Twoja i twojego miecza – odparł mężczyzna.
– Dalej nie rozumiem – mrukną i przyjrzał się broni, już na pierwszy rzut oka widać było bardziej wyraźnie, że kontury i znaki na ostrzu, które były teraz jasno zielone pulsują jeszcze mocniej a do tego od rękojeści do czubka klingi gdzie jarzyły się niebieskie kamienie przebiegały niebieskie błyskawice rozjaśniając przy tym jeszcze mocniej ostrze. Samo ostrze miało czerwony kolor.
– Miecz jest dziełem samego Stwórcy, a wykuto go w kuźni Lucyfera a ja natchnąłem go magią. Teraz wasze moce się wymieszały wzmacniając was oboje. Teraz ty jesteś panem Miecza i w twoim interesie leży, aby miecz ukryć, kiedy uznasz to za stosowne. Ach, i nie zapomnij zapieczętować miejsca jego ukrycia… Jeszcze się spotkamy, ale nie prędko to nastąpi.
– Jak to?
– Dobro nie może istnieć bez zła, tak jak zło bez dobra. Czasem jedno przeważa nad drugim a czasem równoważą się. Co dziesięć tysięcy lat, gdy planety układają się w jednej linii centralnie nad Okiem Piekieł Czarny Pan ginie z ręki wybrańca dobra.
– Czyli wynik jest z góry ustalony? – Spytał niedowierzając jego słowom.
– Nie, nigdy! – Rzekł poważnie Legion. – To zależy tylko od Wybrańca i Czarnego Pana. Jeśli wygra dobro to za dziesięć tysięcy lat narodzi się nowy Czarny Pan, przez ten czas przeważa dobro. Jeśli zwycięży Zło to przez ten czas ono panuje aż do dnia, gdy narodzi się wybraniec. Lecz tym razem zło zna sposób jak przejąć kontrolę nad Okiem… Nasz czas dobiegł końca, tak wiem, że nie wyjaśniłem ci tego dokładniej, przykro mi. Pamiętaj, że musisz pokonać go za wszelką cenę.
– Co się stanie jak Kserksses przejmie kontrolę nad Okiem? – Spytał chłopak.
– Wieczna ciemność? Chaos? Śmierć? Nie wiem, nawet ja nie umiem na to odpowiedzieć teraz. Żegnaj – powiedziawszy to chłopaka ogarnęła nagła ciemność.
* * *
Miecz rozjarzył się krwistą czerwienią a niebieskie oczy na rękojeści błysnęły i w następnej chwili potężny strumień energii wystrzelił z ciała chłopaka wyrywając z jego ciała miecz. Poderwał się błyskawicznie z ziemi chwytając miecz lewą dłonią, a prawą zacisną w pięść i strzelił rudzielca w brzuch, cios był tak mocny, że posłach chłopaka na odległy posag.
Harry powoli i ociężale zbliżał się do nich. Ron chciał go zaatakować, lecz Kserksses go zatrzymał nakazując udać się do zamku. Dumbledore spojrzał na „zmartwychwstałego” i uśmiechnął się kpiąco i rozpłynął się w powietrzu. Chłopak podszedł do siostry i wziął ją delikatnie na ręce i powolnymi ciężkimi krokami zbliżał się do krawędzi wieży, jego oddech był chrapliwy i ciężki. Staną na samej krawędzi i spojrzał na dziewczynę... Była rozpalona a z rany na sączyła się granatowa gęsta ciecz. Wiedział, co to oznacza, wiedział, że nie ma już dla niej ratunku. Rykną z bezsilności i wściekłości ujawniając mimowolnie swoje demoniczne cechy i znikną w czarnej mgiełce.
Pojawił się na stadionie Quidditcha nie zauważył nawet, że stoi na środku kamiennego kręgu a malunek na nim przypominał smoka zjadającego własny ogon a w środku była pięcioramienna czarna gwiazda, był to symbol ciemności, czystego zła… Chaosu.
– Harry… – szepnęła dziewczyna.
– Jestem przy tobie Sammy.
– Obiecaj mi, że pokonasz ich… J-ja już nie mam siły… n-nie…
– Zostań ze mną – szepną błagalnie a do jego oczu napłynęły łzy.
– Zaczyna się, czuje to jak To mnie zmienia – powiedziała słabo poczym krzyknęła przeraźliwie.
Po chwili przybiegli Hermiona i Draco a obok nich pojawił się Severus z Remusem a za raz po nich przybył Mistrz z oddziałem liczącym ponad pięciuset Demonów.
– Zrób cos dla mnie braciszku… Nie pozwól abym się zmieniła w jednego z nich, błagam – szepnęła a po jej policzkach spłynęły łzy.
– Nie mogę, nie potrafię! – Krzyknął z rozpaczą w głosie.
– Możesz, musisz. Proszę.
Chłopak nic nie podpowiedział, wziął ją ponownie na ręce a jego ogon ustawił się pod nią w miejscu gdzie ma serce.
– Kocham cię Harry – powiedziała i uśmiechnęła się do niego delikatnie.
– Ja też cię kocham Samantho… Siostro – odpowiedział a jego ostro zakończony ogon przebił się przez jej ciało a jego czubek wystawał na zewnątrz. Dziewczyna nadal się uśmiechała powoli zamykając oczy.
– Dziękuję – wyszeptała nim jej ciało zmieniło się w czarny pył.
Wszyscy stali osłupiali wpatrywali się w klęczącego chłopaka niezdolni do jakiegokolwiek ruchu. Dopiero po niecałej minucie pierwszy otrząsnął się Snape i miał zamiar podejść do chłopaka, gdy powstrzymał go mistrz cały czas wpatrując się w młodzieńca, Snape teraz dostrzegł, że z chłopakiem cos się dzieje.
Jego demoniczne cechy ujawniły się znów a delikatna żółta poświata bijąca od niego pulsowała w rytm bicia serca. Z jego gardła wydobył się cichy warkot, zieleń w jego tęczówkach wirowała niczym wir na morzu. Ze stadionu i murawy zaczęło się dymić, choć nie widać było nigdzie ognia, nagle zrobiło się przeraźliwie zimno i ciemno. Wokół chłopaka zaczęła się zbierać ogromna ilość energii, ziemia zaczęła drgać mocno a powietrze aż wibrowało.
– Tarcza Cieni! – Krzyknął nagle Mistrz nakazująca, aby wszyscy wyczarowali najsilniejszą tarczę demonów, aby ochronić siebie i uczniów Hogwartu. Wiedział, co się zaraz stanie. Śmierć siostry była dla chłopaka zbyt wielkim ciosem i stracił nad sobą panowanie uwalniając swoje uczucia i moc.
Aura wokół chłopaka zgęstniała i była teraz ciemno pomarańczowa i po chwili stała się krwistoczerwona, przybrała kształt kuli zamykając w sobie Potter’a. Nagle stadion stanął w zielonym ogniu trawiąc trybuny w kilka sekund, ale ogień nadal płonął przybierając na sile. Zgromadzeni krzyknęli ze strachu, lecz nie wycofali się.
Do ich uszu dotarł nieludzki ryk, ryk pełen wściekłości, bólu i chęci zemsty. W następnej sekundzie Kula wybuchła ogłuszająco a wielka fala zielonego jaskrawego zielonego Ognia Śmierci rozeszła się okręgiem we wszystkie strony spalając na popiół wszystko, co napotkała na swej drodze. Zakazany Las spłoną prawie całkowicie błonia stały się czarne a jezioro po prostu wyparowało. Gdy dotarła do zamku Hogwat już znacznie go przewyższała i po prostu przelała się przez niego niczym woda przez sito. Sczerniał i rozsypał się niczym popiół na wietrze pozostawiając po sobie wypaloną ziemię i coś jeszcze. Wielkie oko bez powiek patrzące w niebo i emanujące nieujarzmioną magią. Kiedy popiół opadł wszyscy aż cofnęli się do tyłu prawie przewracając, przerazili się młodego demona. Teraz biła od niego tak wielka moc, że aż paliła samą duszę, jego skrzydła płonęły czarnym ogniem a z oczu biła żądza mordu.
Kiedy wszyscy tak stali w szoku Dumbledore i Ron pojawili się na błoniach tuż przed Okiem Piekieł. Siwobrody starzec skinął głową na swego ucznia a ten oddalił się w stronę stadionu.
– Jeszcze minuta – mruknął do siebie.
Na błoniach pojawiły się dziesiątki Vulpenów dzierżących wielkie kosy i bez rozkazu zaatakowały oddział Demonów, ci po chwili też zaatakowali i tylko kilkoro z nich nadal pozostało z uczniami utrzymując tarczę. Przyjaciele wybrańca także włączyli się w wir walki.
A Harry? On po prostu stał i wpatrywał się płonącym wzrokiem w postać jego dawnego przyjaciela.
– Wyrwę ci kręgosłup! – Wysyczał nienawistnie a Ron, który pojawił się przed chwilą przełkną śliną słysząc jego ton i ze strachem patrzył w jego oczy pozbawione wszystkich uczuć prócz nienawiści i chęci mordu.
Błyskawicznie natarł na rudzielca z gołymi rękami. Nie chciał go zabić mieczem, nie jest tego godny. Okręcił się i kopnął, posyłając w powietrze rudzielca niczym kukłę.
Chłopak uderzył o zniszczoną ziemię parę metrów dalej, Harry wrzasnął wściekle, nieustępliwie zbliżając się do przeciwnika, który zatoczył się wstając i przeszedł do ataku. Czerwone ostrze błyskało, gdy Ron zaatakował błyskawicznie swoją kataną. Stal dźwięczała o stal. Sypały się iskry. Zaatakował oślepiającym czerwonym łukiem. Ron zawirował i sparował cios, skoczył, zanurkował, obrócił się i ciął. Harry rzucił się do przodu i uderzył, trafiając w miecz przeciwnika. Rycząc, skoczył i zaatakował. Z rozciętego boku dawnego przyjaciela trysła fontanna krwi, rana zasklepiła się po sekundzie pozostawiając szary jak popiół ślad po Czerwonym ostrzu, jakby miecz wyssał z tego miejsca krew i energię życiową.
Rozmazane błyski mieczy spotkały się ponownie, Potter upadł na jedno kolano, mieczem przechwytując cios, który miał roztrzaskać mu głowę. Sycząc, walczył z piorunującą szybkością, a jego czerwony miecz poruszał się niczym promień światła. Ron przełożył ciężar na prawą nogę, Harry już wiedział skąd nadejdzie cios, szybko sparował atak i w następnej chwili wolną dłonią złapał zatrzymane ostrze katany. Wziął zamach i przeciął katanę tuż przy rękojeści i następnie wyrzucił odciętą część na ziemię i złapał zszokowanego Weasley’a za gardło. Uderzył go z główki w jego twarz łamiąc mu nos. Powtórzył cios jeszcze dwa razy, ryknął i pięścią przebił się przez ciało między żebrami rudzielca. Krzycząc, zacisnął dłoń i wyszarpnął ją wraz z kawałkiem kręgosłupa. Z rany trysnął strumień krwi. Rudowłosy chłopak padł na kolana charcząc i plując krwią. Potter podniósł go jak szmacianą lalkę, zamachnął i zgiął ciało w rękach niczym patyk. Kości trzasnęły, skóra pękła. Ron rozpadł się na dwie części, obryzgując krwią ziemię i wybrańca. Do jego uszu dobiegł szaleńczy okrzyk powoli obrócił się i zobaczył biegnącą ku niemu rudowłosą dziewczynę z identyczną, co jej zabity brat kataną. Potter nic sobie z tego nie robił stał i syczał niczym wąż gotujący się do ataku. Dziewczyna podbiegła i cięła kataną po ukosie. W tym samym momencie chłopak zadał cios szponami prawej dłoni jego cios był tak szybki i mocny, że pocięło ostrze przeciwnika na kilka kawałków a potem rozorało klatką piersiową dziewczyny. Pocięte ciało wisiało jedynie na cudem utrzymującej je skórze.
Tym czasem Dumbledore stanął w centrum oka w chwili, gdy planety ułożyły się w jednej linii. Wysoko na niebie rozbłysły trzy pięcioramienne gwiazdy i połączyły się czerwonymi błyskawicami. Z utworzonego portalu spadł przeźroczysty pomarańczowo-czerwony promień światła otaczając całe Oko z Kserksessem w środku.
– Demony Chaosu przybądźcie na me wezwanie! – Wykrzyknął i wypił krew wybrańca ze złotego pucharu. Krew, którą zdobył z miejsca starcia jego ucznia z demonem na wieży.
Z portalu zaczęły wydostawać się przeróżne piekielne istoty a ich przybycie ogłosiło dzwonienie Dwunastego Anioła. Z tą chwilą Albus Dumbledore zwany też Kserkssesem osiągną pełnię swoich mocy.
Władca Wyspy Cieni widząc to pobladł, szybko odnalazł Severusa i nakazał mu sprowadzić wszystkich z Wyspy do pomocy. Odwrócił głowę, gdzie Harry przedzierał się przez Vulpeny i inne dopiero co przybyłe stwory do Oka Piekieł. On sam też się tam udał a za nim poszli przyjaciele wybrańca i kilkoro Demonów z Wyspy Cieni.
Chłopak dotarł na miejsce a jego Czerwone ostrze Zweihandera błyszczało mocą, widać wypił dużo krwi wrogów i jak go chłopak zaczął nazywać Wampirze Ostrze pragnęło teraz krwi Dumbledore’a.
– Za późno Potter! – Wykrzykną z tryumfem Kserksses – Chaos zaleje teraz cały świat i nic na to nie możesz poradzić!
– To się jeszcze okaże! – Warknął.
– Zgniotę cię jak robaka! – Krzyknął siwobrody.
– Rany, koleś czy ty nie masz żadnego hobby?! Zacznij zbierać znaczki albo coś w tym rodzaju – powiedział z sarkazmem Potter.
Dumbledore roześmiał się na to stwierdzenie, śmiał się długo aż jego postać zaczęła się zmieniać. Z pleców wyrosły mu zielone błoniaste skrzydła, nogi zmieniły w masywne łapy a ręce zmieniły w długie i podobne do nóg ramiona z krótkimi twardymi szponami. Głowa przybrała kształt jakby połączenie łba smoka i aligatora. Z czoła sterczały dwa długie rogi zakrzywione do góry a paszcze wypełniał rząd długich jak palec człowieka morderczych kłów. Ogon zakończony był bez żadnych „dodatków”: kolcy i innych takich. Reszta ciała była pokryta twardymi łuskami.
– Pokłoń się nowemu bogowi!
– Nie kłaniam się byle komu – mrukną bez entuzjazmu i sięgną po miecz zawieszonym przez plecy wyczarowując w tum samym momencie zielone płomienie.
Kserksses skoczył przez płomienie i zamachnął się swoimi szponami. Czerwone Ostrze powinno było rozciąć przeciwnika w pół, ale spotkało inną siłę. Posypały się iskry. Krwistoczerwone ostrze zwarło się z czarnym jak noc ostrzem trzymanym w jednej łapie przez stwora. Harry walczył mocno i szybko, parując ciosy Czarnego Miecza, gdy Kserksses spychał go w tył. Walczący z Kserkssesem Potter cofał się. Stwór zmienił pozycję, przewidując, że chłopak spróbuje przyjść z pomocą przyjaciołom. Widząc jego ruch, wybraniec uderzył w miecz dawnego dyrektora Hogwartu i zaczął wolno krążyć. Poruszał się niczym potężny, rozzłoszczony wąż, utrzymując miecz centymetry poza zasięgiem. Kserksses szedł krok w krok za nim. Chłopak zakręcił Zweihanderem, Ostrza zadźwięczały, olśniewająca czerwień zwarła się z oślepiającą czernią. Chłopak wyskoczył wysoko w górę robiąc salto i okręcając się podczas lotu, rozmazane błyski mieczy spotkały się ponownie. Czerwone ostrze cięło przeciwnika przez plecy, rozsiewając iskry, gdy odbiło się od twardej łuskowatej skóry.
Gad odskoczył na chwilę przed tym, zanim trafił w niego zielony ogień, i niczym nietoperz zawisł w powietrzu machając błoniastymi skrzydłami. Rozwścieczony Kserksses zionął zielonym kwasem, a zabójcza chmura przemknęła przez zastępy piekielnych stworów, rozpraszając je a część spopielając. Harry pomknął niczym strzała i przeleciał nad głową Gada. Kserksses okręcił się, blokując cios wymierzony w głowę.
Hermiona krzyknęła i uskoczyła, a trzy Vulpeny zamachnęły się na nią swymi kosami. Próbowali zajść ją z trzech stron. Dziewczyna sparowała jeden cios, który niechybnie przeciąłby jej kark niczym gałązkę, a potem zrobiła salto nad dwoma potężnymi ciosami. Wylądowała za nimi i od razu została powalona na ziemię ciężkimi łapami chimery. Harry kątem oka dostrzegł, że jego dziewczyna ma kłopoty, błyskawicznie wystrzelił w powietrze i wylądował w sekundę obok niej i ciął mieczem pozbawiając głów dwóch Vulpenów i chimerę, następnie machnął ręką i spopielił kilkadziesiąt stworów na raz. Skiną dziewczynie głową i wrócił do swojej walki.
Kserksses otworzył paszczę w dzikim syku i skoczył na Potter’a z oślepiającą prędkością, aby roztrzaskać mu głowę. Ale jego już tam nie było. Uskoczył w bok, przechwytując mieczem uderzenie i przebiegł obok Gada tnąc błyskawicznie jego bok. Ostrze przebiło twardą skórę i trysnęła krew. Wykonał kolejne cięcie, lecz nie trafił. Przeciwnik ciął na płasko a chłopak przeskoczył nad ostrzem, które lekko go musnęło. Wylądował za wybrańcem i zaatakował szponami rozcinając mu głęboko skórę. Chłopak sparował ostro nadchodzący cios, zawirował mocno, aby zadać śmiertelny cios w serce stwora, jednak przeciwnik zdołał mu umknąć. W końcu Czerwone Ostrze wbiło się głęboko w jego pierś i wyszło z drugiej strony. Gad uderzył chłopaka łapą posyłają parę metrów do tyłu. Potwór wyciągną miecz z rany, którego ostrze lśniło krwawy światłem i odrzucił go na bok zmieniając się znów w człowieka.
Dumbledore zaatakował wściekle tnąc na oślep swoim mieczem o czarnej klindze. Harry robił zgrabne uniki stojąc praktycznie w miejscu, okręcił się a jego ostro zakończony ogon przebił nadgarstek, błyskawicznym ruchem odciął swymi długimi szponami ramię siwobrodego mężczyzny. Wyjąc z wściekłości cofnął się parę kroków i przywołał broń w drugą rękę ruszył na wybrańca. Chłopak obrócił się i zatrzymał pchnięcie gruchocząc mu łokieć. Czarne Ostrze wypadło z dłoni mężczyzny i teraz próbował kopnąć go. Harry przechwycił cios obrócił się i ściął go z nóg wyginając go do tyłu, aby złamać mu kręgosłup na zgiętym kolanie. Usłyszał głośne pęknięcie i jęk Dumbledore’a.
– To już koniec. Żyłeś marnie i zginiesz marnie. – Odezwał się nienawistnie Potter.
– I znowu się mylisz – powiedział i zaśmiał się ochryple mężczyzna i w chłopaka uderzyła kula szarej energii.
Mężczyzna nastawił sobie złamane kości i podniósł się po chwili jego odcięta ręka odrosła.
Nie można pokonać boga! NIE MOŻNA! – Ryknął z furią i cisną w chłopaka czarną błyskawicą.
Chłopak uskoczył i posłał w niego zieloną kulę ognia, która minęła cel o centymetry.
– Zginiesz tak jak twoja nic nie warta siostra – krzykną z pogardą Dumbledore. I to był jego błąd.
Chłopak staną nagle przypominając sobie jak zginęła Samantha. Zacisnął pięści a energia znów zaczęła się kumulować wokół niego. Ziemia zaczęła drgać a małe kamyczki podskakiwały na niej. Po chwili zaczęła dymić i skwierczeć, zrobiło się przeraźliwie zimno i ciemno chłopaka znów okryła krwistoczerwona kula, która tym razem zmieniła barwę na jaskrawo zieloną. Po niecałej minucie eksplodowała z ogłuszającym hukiem a energia wyzwolona w tym procesie przetoczyła się szklistą falą strącając latające stwory i przewracając wszystkich na ziemię. Ziemia po chwili zapłonęła na kilka sekund, lecz nikomu płomień nie wyrządził krzywdy jedynie po przypalał mocno piekielne stwory. Najwyraźniej Dumbledore kontroluje Oko Piekieł i jest czaro-odporny i jego sługi także są. Chłopaka mało to teraz obchodziło musiał zniszczyć go za wszelką cenę moc nadal w nim buzowała i nagle wpadł mu do głowy pomysł: Oko, jeśli zniszczy oko zniszczy też i tego przeklętego dziada!
Przelał do miecza większość swojej mocy i cisnął mieczem prosto w sam środek oka.
Dumbledore z przerażeniem dostrzegł lecące czerwone ostrze, ale było już za późno. Miecz wbił się w oko i nastąpił wielki wybuch, wielka fala niebieskiej energii przelała się we wszystkie strony a gdy zetknęła się z jakimś stworzeniem z piekła to ten zmieniał się w pył.
Zniszczone Oko zaczęło się zapadać pod ziemię wraz z martwym Czarnym Panem. Po chwili nie było po nich śladu, był tam tylko wbity miecz wybrańca. Podszedł do niego i wziął w dłoń następnie zawiesił go sobie na plecach.
Do jego uszu dotarło kilku tysięczny okrzyk radości. Tak, zwyciężyli, ale on nie miał powodów do radości.
– Samantho, siostro. To dla ciebie. – Szepnął w przestrzeń i uśmiechnął się delikatnie.
Nadeszła nowa era, era pokoju i miłości. Zło zostało pokonane a Oko Piekieł Zniszczone, a jakie będą tego skutki? Tego nie wie nikt.
Pokonanie zła zostało okupione krwią niewinnych ludzi. Zwyciężyli.
****************************************************************************************
No i to by było na tyle : ) Uff ciężko było, ale skończyłem Berło Zniszczenia. Mam nadzieję, że się wam podobało.
Pozdrawiam
PS. Kto ma Devil May Cry 4 i jest skory do wysłania??? xD
|
|
|
Wysłany: Pon 13:42, 16 Cze 2008 Temat postu:
|
|
A oto dwa ostatnie rozdziały...... sory, że tak długo to trwało i za ewentualne błędy też.
_______________________________________________________________________
Rozdział Szósty:
Dwanaście Piekielnych Dzwonów
Wylądowali w siedzibie Aurorów, chłopak cały czas zachodził w głowę, jakim cudem widział w tym człowieku śmierciożerce, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
Wyszli do głównego holu celując różdżkami w Potter’a. Następnie udali się do windy, którą zjechali do lochów i dalej do Sali sądowej. Z za drzwi dało się słyszeć gwar podnieconych głosów, najwyraźniej ktoś zwołał już Wizengamot zaraz po ich przybyciu. Weszli do środka a rozmowy urwały się nagle. Chłopaka posadzono na specjalnym krześle i w mgnieniu oka został przykuty magicznymi łańcuchami.
– Harry James’ie Potterze! Czy wiesz, czemu tu jesteś? – Rozpoczął przewodniczący czarodziejskiego sądu.
– Tak.
– Czy przyznajesz się do zamordowania człowieka z użyciem klątwy Avady Kedavry.
– Zależy, o którego panu chodzi – odparł.
– O Martina Moris’a, czarodzieja i pracownika Ministerstwa Magii… – wyjaśnił minister.
– To nie.
– Więc wyjaśnij proszę – odezwał się inny głos.
– To o Voldemorta nie spytacie? – Spora część osób wzdrygnęła się słysząc to imię.
– Tak wiemy już o nim, i weźmiemy to pod uwagę. Teraz chcemy dowiedzieć się, czemu zabiłeś tamtego człowieka.
– Przecież to oczywiste, Potter zawsze był agresywny, już w zeszłym roku przejawiał agresję – przesłodzony głos Dolores Umbridge potoczył się po Sali.
– Widzę Umbridge, że centaury cię wypuściły… - Harry posłał jej złośliwy uśmieszek.
– Tak wypuściły, przyznaję nie będę tęsknić za ich towarzystwem. I dołożę wszelkich starań, aby je…
– Nie wątpię, choć one zapewne będą – przerwał jej i posłał kolejny szyderczy uśmieszek.
– Dość, wróćmy do sprawy – rzekł minister kończąc tę wymianę zdań.
– Naoczni świadkowie widzieli, jak pan Potter używa zaklęcia Niewybaczalnego „Avada Kedavra” uśmiercając nim pracownika Departamentu Tajemnic, Martin’a Moris’a., ojca dwójki dzieci. Wnoszę o dożywotnie zesłanie do Azkabanu…
* * *
Głęboko pod murami zamku Hogwart, białobrody mag wraz z rudowłosym młodzieńcem przemierzał ciemne korytarze, doszli do kamiennych schodów i zaczęli schodzić w dół. Minęło ze dwie godziny a oni dalej schodzili mijając podziemne piętra. W końcu zeszli na sam dół. Ku wielkiemu zdziwieniu Weasley’a stali w stalowo-szarej komnacie z jednymi tylko drzwiami, ale za to bardzo masywnymi. Po kilku sekundach ruszyli dalej, teraz przemierzali wysokie korytarze z tegoż samego materiału, co komnata przy schodach. Nie było żadnych pochodni, światło po prostu „było”. Po drodze mijali różne drzwi aż w końcu doszli do tych „jedynych”. Dumbledore pchnął je a te otwarły się bez najmniejszego protestu i dźwięku.
Ron po raz drugi doznał szoku, bowiem stał i wpatrywał się w wodospad naprzeciwko. Wyszedł do przodu stając na posadzce z brązowo-złotego kamienia wszystko tam wyglądało jakby znaleźli się w starożytnym mieście Azteków. Brudne, nieoszlifowane kamienie jakby oderwane od skały i ociosane byle jak robiące za drogę, oraz most prowadzący na drugą stronę do dziwnej olbrzymiej czarnej kopuły.
– Chodźmy stworzyć Chaos. – Powiedział dotąd milczący Dumbledore.
Szybko przeszli mostem na drugą stronę i zatrzymali się przed wielkimi mosiężnymi wrotami, na których wyryty był obraz pradawnej bitwy Chaosu z siłami Światła o panowanie nad światem śmiertelników.
Dumbledore przywołał miecz a raczej klucz: pół metrowy krzyż na jego początku była ludzka czaszka z kilku centymetrowymi zębami bez dolnej szczęki a na końcu było koło z dwoma rogami, przez co przypominało to z wyglądu krzyż. W środku koła umieszczony był pentagram z czerwonego kryształu.
Klucz umieścił centralnie na linii dzielącej wrota na dwie części. Po chwili zapłoną czerwonym ogniem, wrota zgrzytnęły przeraźliwie i po chwili skrzypiąc zaczęły po woli otwierać się do środka.
Komnata była ogromna, ze ścian a raczej sufitu wystawały łby pokracznych stworów z długimi językami wystającymi z otwartych paszczy. Podłoga za to była czarna jak smoła z licznymi srebrnymi liniami przecinającymi się ze sobą. Przy bliższym przyjrzeniu się były centymetrowe wgłębienia oprócz tych „kanalików” były większe rowki miały mniej więcej sześć centymetrów szerokości i trzy głębokości. A było ich dwanaście niknących pod ścianą kopuły. Zaczynały się od środka pomieszczenia, gdzie znajdowało się puste srebrne zagłębienie a w nim wystawała na jakieś pół metra złota fontanna z setek płytek w kształcie czterolistnej koniczyny a na jej czubku widniały trzy czaszki.
– Burza Stulecia nadciąga, – zaczął starzec – uśpione zło przebudzi się na nowo, gdy zatrąbi Dwunasty Anioł a Mroczna Gwiazda otworzy swą Studnię Czeluści!
Przywołał dużą czarę pełną czerwonego płynu i powoli zaczął ją opróżniać do fontanny.
– Krew Mrocznego* zgładzonego przez wroga swego, którego sam naznaczył jako sobie równego przypieczętowując tym rychły koniec Lorda Mrocznego!
Teraz skiną głową na rudowłosego. Ten podszedł do fontanny i wystawił nad nią rękę przecinając sobie nadgarstek i rozpoczynając końcową część inkantacji.
– Krew zdrajcy przyjaciela bliskiego połączy się z krwią Lorda poległego, by tchnąć życie w Dwanaścioro Piekielnych Dzwonów Zniszczenia do zbudzenia Chaosu uśpionego i zamkniętego przez samego Demona wielkiego, bram Królestwa Ziemi strzegącego!
Komnata zatrzęsła się a kanaliki na podłodze wypełniły się krwią z fontanny. Powoli kropla za kroplą wielki puchar trzymany przez Upadłego Anioła zaczął się napełniać miał do połowy złożone skrzydła a puchar trzymał pod pochyloną nad nim głową. Krew Spływała mu z oczu. Jego szata rozszerzała się ku dołowi tworząc kielich, jego nogi były zlane w jeden gruby pręt zakończony kulą. Tak, ten Upadły Anioł jest jednym z Dwunastu Piekielnych Dzwonów.
– Zaczęło się – mruknął Trzmiel.
– A co z Potterem? – Spytał Weasley
– Jeśli się nie mylę to właśnie trwa jego rozprawa, muszę go stamtąd wyciągnąć. Jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe, to dzięki niemu odnajdę Oko Piekieł.
– Rozumiem mistrzu. A co z mocą Voldemorta? Z tego, co mi mówiłeś to Harry ją przejął.
– Tak, to prawda, ale to nic. Gdy, cytuję: „Zatrąbi Dwunasty Anioł” moja moc wzrośnie dwunastokrotnie a w tedy Potter’a rozgniotę jak robaka! Przejmę jego moce i przejmę kontrolę nad Okiem! – Jego okrutny śmiech przetoczył się po komnacie i nawet już teraz czuł niewielki przypływ mocy.
– Ale do jego kontroli potrzebna mi krew tego przeklętego bachora!
– Gdy nadejdzie czas zajmę się tym osobiście mój mistrzu, nawet wiem już jak go zwabić w pułapkę.
– Doskonale, przynieś mi puchar jego krwi a czeka cię sowita nagroda!
* * *
W Sali sądowej trwała właśnie debata, czy uznać wybrańca winnym morderstwa, czy też nie, w końcu pokonał samego Czarnego Pana.
– Korneliuszu on zamordował człowieka z zimną krwią! – Oburzyła się Umbridge a znaczna część sądu przytaknęła – widocznie walka i pokonanie Sami-Wiecie-Kogo pomieszała mu w głowie, kto wie, co zrobi jak go wypuścimy?!
– Nonsens, znałem rodziców chłopaka i szanuję ich, tak jak ich syna. Za odwagę i poświęcenie. Przyznaję przykro mi, że Martin zginął był wspaniałym człowiekiem i dobrym przyjacielem. Może chłopak myślał, że to śmierciożerca, zdarza się a większość aurorów z ministrem włącznie doskonale o tym wie!
– Prawda! Chłopak ma większe jaja niż całe ministerstwo! Sam jeden włączył z Lordem i pokonał go!
– I co z tego?! – Żachnęła się Dolores – liczy się teraz to, że zamordowano niewinną osobę!
– Daj spokój Umbridge! Wszyscy wiedzą, jaki był twój stosunek do uczniów za czasów twojego Inkwizytorstwa a w szczególności do Potter’a. Może ktoś rzucił jakieś zaklęcie i chłopak się pomylił? – Dodał.
– To prawda, Markusie. Użyto zaklęcia iluzji. – Rozległ się spokojny głos z wejścia do Sali rozpraw.
– Dumbledore?
– Witaj Korneliuszu, ty Harry. Właśnie dowiedziałem się, co się stało. Byłbym wcześniej, ale musiałem sprawdzić, co tam się wydarzyło, bo jak sądzę ministerstwo tego nie zrobiło.
– I co odkryłeś – zapytała sarkastycznie Umbridge.
– Iluzję a dokładniej mówiąc… Z jednego z budynków rzucono zaklęcie Illussius, zapewne znacie je.
– A jaki masz na to dowód? Aura uroku działa przez godzinę czasem dwie.
– Tak Korneliuszu, ale w ciele człowieka trwa przez prawie pięć. Jeśli chcesz możemy sprawdzić.
– To nie będzie konieczne Albusie, wieżę ci. Zamykam sprawę – powiedział Knot.
– Wyśmienicie – powiedział dyrektor – mam rozumieć, że mój uczeń został uniewinniony.
– Tak – mrukną niechętnie minister.
* * *
Tymczasem w Hogwarcie.
– A jeśli cos mu się stało?
– Nie stało.
– A jeśli się mylisz?
– Nie mylę się.
– A jeśli…
– Hermiono! Zapewniam cię, że nic mu nie jest.
– Skąd wiesz?!
– To mój brat, po prostu czuję, że nic mu nie jest.
Po chwili przysiadł się do nich Draco masując skronie.
– A tobie co? – Spytała Samantha.
– Nic, głowa mnie boli. Kilka godzin temu poczułem coś dziwnego. Delikatne drgania energii.
– W Hogwarcie to normalne – odparła Hermiona.
– Tak, ale te były inne. Nie umiem tego opisać, po prosu coś się dzieje w zamku a raczej pod nim.
Posiedzieli tak jeszcze parę minut, po czym wyszli z Pokoju Życzeń i udali się do Wielkiej Sali. W środku była zaledwie połowa uczniów, ale żywo o czymś dyskutowali. Dracon poszedł do swojego stołu a Hermiona i Samantha do stołu gryfonów. Zaraz potem przed nimi (i Malfoy’em) wylądował Prorok Codzienny spojrzeli na Snape’a a ten tylko mrugną i uśmiechną się półgębkiem. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie zmasakrowanego ciała Voldemorta.
Czarny Pan Pokonany!
W końcu świat może odetchnąć. Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać nieżyje!
Dziś w godzinach porannych w mieście mugolsko-czarodziejskim Armitage doszło do ostatecznej walki między Czarnym Panem a Wybrańcem - Harry’m Potter’em.
Po wyczerpującym kilku godzinnym pojedynku, z którego zwycięsko wyszedł Złoty Chłopiec pojawili się Aurorzy ministerstwa. Czemu tak późno? Na to nie potrafimy odpowiedzieć.
Jeden ze świadków na własne oczy widział pojedynek „odwiecznych wrogów”:
– To było straszne i niesamowite za razem – mówi Ernest Wright były Auror. – Nigdy nie sądziłem, że dożyje tego dnia! Zaklęcia latały we wszystkie strony, czerwone, zielone, niebieskie… Zupełnie jak pokazy fajerwerków!
Zawsze myślałem, Że to Albus Dumbledore jest w stanie pokonać Lorda. I myliłem się, dokonał tego szesnastoletni chłopak. Żałuje tylko, że nie mogłem osobiście się przyczynić do pokonania tego zwyrodnialca!
No cóż starość nie radość.
Słowa światka potwierdzają to, co zawsze Prorok powtarzał:
„Ten młodzieniec ma wielką siłę i umiejętności”
Pokonanie Lorda V doskonale o tym świadczy.
Rita Skeeter
W wielkiej Sali zapadła nagle cisza a w drzwiach stał dyrektor Hogwartu wraz z Harry’m Potter’em. Idąc gryfon spojrzał na młodego Malfoy’a a ten uśmiechnął się i skinął mu głową.
Staną za gryfonką i ślizgonką wciąż wpatrujące się w artykuł i szepną im cicho.
– To nie do końca prawda i nie dopisali kilku ważnych faktów, ale to w końcu Prorok.
Dziewczyny odwróciły się błyskawicznie i rzuciły się na chłopaka. Po chwili cała sala rozbrzmiała głośnymi brawami i wiwatami.
Podszedł do nich nie kto inny jak Ron i Ginny Weasley’owie. Przyjaciele spojrzeli na nich ostrzegawczo, lecz nic nie powiedzieli.
– Harry, Hermiono… My chcieliśmy was przeprosić… za nasze zachowanie. Mamy nadzieję, że kiedyś nam wybaczycie i dalej będziemy przyjaciółmi.
– Namieszaliście sporo, ale musimy się nad tym zastanowić czy dać wam drugą szansę – powiedział spokojnie wybraniec.
– Hermiono mogę z tobą chwilę porozmawiać na osobności? – Spytał Ron.
– Jasne, Harry spotkamy się przy wejściu do wierzy – powiedziała i cmoknęła go w usta.
Wyszła z Ron’em z WS i zatrzymali się przy schodach. Nikt nie zauważył, że podąża za nimi jeszcze jedna rudowłosa osoba. Ostatnim, co zobaczyła Granger, to uśmiechającego się tryumfalnie rudzielca, dalej była tylko ciemność i piekący ból.
Chłopak powoli zaczął się denerwować. Miała być to tylko chwila a mięło już dwadzieścia minut.
Postanowił jej poszukać, ku jego zdziwieniu nie było ich nigdzie, w raz z przyjaciółmi przeszukał cały zamek i nic, ani śladu.
– Powinienem iść za nimi! – Warkną wybraniec.
– Znajdziemy ich Harry – powiedziała Samantha i przytuliła brata.
Głęboko pod murami Hogwartu w jednej z licznych komnat leżała nieprzytomna Hermiona a nad nią z szerokim uśmiechem stało dwoje rudowłosych osób: chłopak i dziewczyna.
– Już nie długo zmierzę się z twoim ukochanym… i pokonam go! – Odezwał się chłopak do nieprzytomnej dziewczyny.
W tym właśnie momencie puchar pierwszego Upadłego Anioła całkowicie się napełnił, posąg uniósł metr nad ziemię i zakołysał się mocno. W następnej sekundzie rozległ się dźwięk masywnego dzwonu a po nim jeszcze jedno, i jeszcze jedno. Po trzech uderzeniach nastała cisza a puchar u następnego Upadłego Anioła zaczął się napełniać.
Rudowłosy chłopak wyprostował się nagle, kiedy do jego uszu dotarł dźwięk dzwonu, uśmiechnął się i rzekł:
– Jeszcze tej nocy Harry się z tobą zmierzę.
Trójka przyjaciół właśnie zastanawiała się, gdzie jest ich przyjaciółka, kiedy chłopak zachwiał się nagle i oparł o ścianę, aby nie upaść. Przed oczami ukazał mu się Hogwart a potem znalazł się w środku niczym zjawa unosił się nie czując niczego nawet swojego ciała. Nie mógł zapanować nad tym był jak marionetka, obserwator, sterowany przez niewidzialne ręce…
Zapadał się podziemie by po chwili znaleźć się stalowo-szarej komnacie z jednymi tylko drzwiami. Po chwili przemierzał wysokie korytarze mijając po drodze różne drzwi aż zatrzymał się przed zgniło zielonymi…
– Harry! – Krzyknęła jego siostra, ale on nie słuchał. Znalazł się znów przed zamkiem.
Leciał nad Zakazanym Lasem aż dotarł do znajomego miasta, miasta gdzie pokonał Lorda Voldemorta. A tam ujrzał wysoką na ponad kilometr wieżę. W błyskawicznym tempie doleciał do samego szczytu a tam na samym środku z mieczem w ręku stał…
– Ron… - szepnął cicho a potem dodał głośniej – Ron porwał Hermione.
– Co? Skąd wiesz?! – Powiedział Draco zdziwiony jego słowami.
– Miałem… wizję? – Odparł nie będąc pewnym, co tak właściwie widział i opowiedział, co zobaczył.
– Musimy dowiedzieć się jak tam się dostać! – Powiedziała dziewczyna i jakby na zawołanie chłopak znów miał widzenie.
Znów był w Hogwarcie, ale tym razem w lochach. Mijał korytarze aż znalazł się centralnie pod gabinetem dyrektora szkoły, ale nie widział żadnych schodów prócz ściany i w tedy dostrzegł dosłownie o milimetr wysuniętą cegiełkę.
– Wiem jak tam zejść, ale wpierw udam się do Ministerstwa.
– Idziemy z tobą! – Rzekł Dracon.
– Nie. Wy zawiadomcie Severusa i niech przekaże wszystko Mistrzowi.
– W porządku – odparli.
– Mam wrażenie, że tej nocy wszystko się rozegra.
Nim Chłopak znikł usłyszał „Powodzenia”.
Znalazł siew Atrium Ministerstwa Magii szybkim krokiem dotarł do windy i zjechał nią na dół, wyskoczył z niej jak z procy i już po chwili biegł do tajemnicze komnaty, gdzie ukryte było Berło Zniszczenia. W końcu zatrzymał się przy drzwiach. Jakaś dziwna siła kazał mu położyć prawą dłoń na drzwiach, tak też zrobił i ku jego zdziwieniu drzwi otworzyły się a chłopaka zalało jaskrawozielone światło, kiedy owe światło znikło jego oczom ukazał się długi miecz unoszący się w powietrzu ostrzem skierowanym w dół. Sama klinga miała jakieś osiem centymetrów długości i rozszerzała się ku dołowi sam czubek ostrza miał jakieś dziesięć centymetrów i był w kształcie owalnego koła z wcięciem z jednej strony niczym sierp. Wzdłuż klingi po obu stronach biegły dziwne znaki fosforyzujące krwistą czerwienią same jego kontury pulsowały granatowym blaskiem. Rękojeść miała trzydzieści pięć centymetrów i była koloru czarnego z srebrnymi konturami na złączeniu ostrza z rękojeścią była srebrna czaszka demona z dwoma niebieskimi kamieniami jako oczy i z dwoma piętnastocentymetrowymi czarnymi, ostrymi rogami. Na końcu rękojeści w kształcie smukłej wierzy umieszczony był piękny rubin a na nim złota siatka jakby chroniąca przed wypadnięciem. Chłopak z zachwytem wpatrywał się w broń. Drżącą ręką sięgną po nią i delikatnie złapał za rękojeść, kiedy pole utrzymujące miecz opadło chłopak się bardzo zdziwił, bowiem ważył znacznie mniej niż się tego spodziewał po jego wielkości. Był idealnie wyważony i czuć w nim było ogromną moc. Przyjrzał się klindze i odczytał widniejące na nim znaki: „O to w twych rękach spoczywa Miecz Zniszczenia a imię jego brzmi, Zweihander”.
– Wow – Tylko tyle był zdolny powiedzieć.
Zrobił kilka cięć próbnych i stwierdził, że jest to broń doskonała lekka, szybka i zabójcza. Wyczarował specjalną uprząż z klamrą i nim ją założył zobaczył coś jeszcze… Krwistoczerwony płaszcz z wysokim kołnierzem i czarnymi wykończeniami. Był tym wielce zdziwiony, bo wcześniej tego tu nie było. Wzruszył ramionami i ubrał go. Pasował idealnie jak się też domyślił, płaszcz zrobiony był ze skóry czerwonego smoka a od wewnątrz z Czarnej Żmii Egipskiej (piekielnie jadowitej) Dół płaszcza począwszy od pasa rozcięty był na trzy części, co było bardzo wygodne. Teraz mógł założyć uprząż z magiczną klamrą na miecz zapinając ją na klatce piersiowej. Sprawnym ruchem przyczepił broń do pleców i rozpłynął się w powietrzu.
Wylądował w lochach Hogwartu, i po kilku minutach dotarł do ściany ze swojej wizji, wcisną odpowiednią cegiełkę i ściana znikła ujawniając schody prowadzące w górę jak i w dół.
Szedł tak dobrą godzinę rozglądając się czujnie aż dotarł na ostatni poziom. Gdy tylko doszedł mniej więcej do połowy pomieszczenia drzwi przed nim zajarzyły się jasnoczerwoną barierą, jaki wejście na schody za nim. Rozejrzał się czujnie i usłyszał nad głową gardłowy pomruk spojrzał tam i musiał natychmiast uskoczyć a w miejsce gdzie stał wbiło się katowskie ostrze kosy dzierżone przez stwora w czarnej poszarpanej pelerynie i kapturem na głowie. Poderwał się na równe nogi dobywając Zweihandera.
– Łeeach, aleś ty paskudny! – Stwierdził rzeczowo wpatrując się w wychudzoną podłużną gębę istoty z ślepiami świecącymi na granatowo niczym latarki.
Stwór natarł na Potter’a a ten przeturlał się pod przelatującą kosą i ciął mieczem po skosie. Gdy ostrze rozcięło jego lewy bok to zamiast krwi posypał się brązowo-żółty piach. Zrobił obrót i w ostatniej chwili zablokował atak kosą, z całych sił odepchnął ją i wykonał grad kombinacji ciosów. Krew a raczej piach sypał się strumieniami z rozcinanych ran. Stwór odskoczył i natarł z zawrotną prędkością na chłopaka uderzając go metalową rękojeścią kosy. Chłopak odleciał kilka metrów do tyłu lądując na ścianie. Szybko się pozbierał i wyskoczył w górę, po czym spadł na przeciwnika wbijając mu klingę prosto w pierś, po komnacie rozległ się głośny piszczący wrzask. Następnie wyszarpną miecz i zadał cios robiąc pełny zamach do tyłu, ostrze rozorało kamienną posadzkę wzbijając snop iskier i kamieni i rozciął na pół wzdłuż podrywając w powietrze stwora, wybił się w górę i ponowił cios, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Za każdym razem, co raz wyżej go podnosiło jakby odbijał się od niewidzialnej podłogi. Ostatni cios zadał od góry jego siła była tak duża, że ciało stwora huknęło o ziemię, że aż zrobiło wgłębienie. Ostateczny cios zadał lądując wbijając klingę miecza prosto w serce. Po kilku sekundach ciało stwora obróciło się w pył.
W tym samym momencie bariery rozpłynęły się. Chłopak zadowolony z siebie wyszedł na korytarz, szybko odnalazł komnatę z wizji. Jednym zaklęciem sprawił, że obróciły się w proch.
Wszedł do środka a tam pod ścianą leżała Hermiona, podbiegł do niej szybko i sprawdził czy nic jej nie jest. Z ulgą stwierdził, że dostała tylko mocniejszą wersją Drętwoty. Wziął ją na ręce i znikł, aby pojawić się na Wyspie Cienia w ich domu. Na szczęście byli też tam jego przyjaciele i od razu zajęli się nieprzytomną
– Dzięki Bogu, znalazłeś ją – ucieszyli się wszyscy – Niezłe wdzianko dodał Snape.
– Co masz na plecach? – Odezwał się Mistrz.
– Berło Zniszczenia, choć na berło to to mi nie wygląda.
Mistrz przyjrzał się mieczowi i aż zachłysnął się powietrzem z wrażenia w między czasie, gdy podziwiali jego bron on, Harry opowiadał, co się działo od momentu pierwszego widzenia.
Lecz nie mogli wiedzieć, że Jedenasty Upadły Anioł miał prawie napełnioną czarę a uczniowie w popłochu uciekali z zamku, który zaczął się trząść niczym podczas trzęsienia ziemi. Niebo na dworze stało się ciemno granatowe i rozpadał się lodowaty deszcz.
Ronald Weasley pojawił się pewnej kopułowej komnacie, gdzie rozpoczynał się rytuał. Stał i czekał aż przedostatni Anioł zadzwoni a w raz z nim Zapomniana Wieża wynurzy się na powierzchnię. I stało się jedenasty dzwon dał znać o sobie a wraz z nim dziesięć pozostałych. Komnata zatrzęsła się i dało się odczuć jak obraca się i pnie powoli w górę. Każdy z Dzwonów Chaosu ustawiał się na odpowiednie miejsce w kopule.
Miasto Armitage spowiła czarna mgła a mieszkańcy zaczęli się zmieniać w piekielne demony. Chude i wysokie postacie w czarnych poszarpanych szatach z kapturami na głowach z, pod których w tej mgle świeciły granatowe ślepia a w ich dłoniach spoczywały mordercze kosy…
|
|
|
Wysłany: Pon 19:35, 06 Sie 2007 Temat postu:
|
|
Rozdział Piąty:
Początek Końca.
Trzy tygodnie później.
Harry otworzył oczy i ziewną potężnie. W pewnym momencie zrozumiał, że jest coś nie tak. Jego poduszka znikła. Dopiero, gdy jego umysł się nieco rozjaśnił zrozumiał, że leży z głową tam, gdzie zazwyczaj znajdują się nogi, a te leżą na miękkiej poduszce. Zwlekł się z łóżka i poszedł do łazienki. Gdy wyszedł z niej odświeżony i gotowy do zajęć domownicy zaczynali się powoli budzić. Zszedł do Wspólnego i usadowił się w fotelu, przymknął oczy. Po jakimś czasie poczuł, że ktoś siada mu na kolanach. Uśmiechnął się i mruknął:
– Jak się pięknej pani spało?
– Całkiem dobrze Harry – odpowiedział mu zupełnie inny głos niż się spodziewał. Zdziwiony otworzył oczy i poderwał się na równe nogi zrzucając na podłogę niechcianego gościa.
– Ginny?! – Warknął wzburzony.
– Aleś ty delikatny – powiedziała wstając.
– Co to miało niby znaczyć?! – Ponownie warkną.
– Nic. Chciałam się tylko przywitać – powiedziała uśmiechając się słodko.
– Nie rób tego więcej.
– Dlaczego? Czy ci to przeszkadza? – Udała szczere zdziwienie.
– Takk – syknął, – bo po pierwsze mam dziewczynę, po drugie kocham tą dziewczynę i nic tego nie zmieni. A po trzecie nie podobają mi się twoje zagrywki.
– Ja jestem dla ciebie tylko miła... Czy to źle? Ale jeśli to ci nie odpowiada mogę zrobić się niemiła. – Powiedziawszy to znikła za portretem Grubej Damy.
Wielka sala powoli zapełniała się od uczniów. Potter siedział na szarym końcu przy stole Gryffindoru z nadzieją, że młoda Weasley go tu nie znajdzie, niestety ta nadzieja szybko zgasła, gdy zobaczył jak idzie ku niemu. Z rozpaczą, zirytowany jej natręctwem szukał pomocy przy innych stołach. Niestety u puchonów było brak wolnych miejsc, u krukonów wolne tylko było obok Cho Chang a do niej nie bardzo chciał się przysiąść. Jego wzrok padł na stół Slytherinu, a tam sporo wolnych miejsc (w porównaniu do reszty to cztery miejsca w slytherinie można określić mianem „sporo”). Wziął ze stołu jabłko i poszedł usiąść między Pansy Parkinson a Samanthą. Gdy wpasował się między nie wszyscy patrzyli na niego jak na kosmitę.
Dumbledore cały czas się mu przyglądał od wejścia do Wielkiej Sali, potem jak wstaje i idzie a raczej ucieka do stołu Slytherinu.
– Najwidoczniej młoda Weasley mocno zalazła mu za skórę skoro uciekł aż tam – pomyślał dyrektor.
– Potter? A tobie co? Domy się pomyliły, a może znudziły? – Zapytał złośliwie Draco Malfoy.
– A co, stęskniłeś się? – Odciął się gryfon.
– Nie, ale nie ma kto mi wyciskać krost z d...
– Draco! Na Merlina, ja chcę zjeść to śniadanie! – Oburzyła się Samantha.
– Wiesz Sam, twój brat po prostu daje mi niemoralną propozycję spędzenia nocy z jego tyłkiem. I raczej nie chodziło mu o wyciskanie krost – drugie zdanie mrukną tak, że tylko cztery najbliżej niego siedzące osoby usłyszały jego wypowiedź i zaśmiały się głośno.
– Z czego rżycie jak te osły?! – Warkną ślizgon.
– Chłopaki – Harry odezwał się głośniej do ślizgonów – nie chcę was martwic, ale radzę dobrze zabezpieczyć „swoje tyły” przed zaśnięciem – powiedział i uśmiechną się złośliwie do Dracona.
– Tak sobie myślę Potter, że… - zaczął blondyn, lecz gryfon mu przerwał.
– No to już po nas – powiedział Harry z udawanym smutkiem.
– Czemu – spytały dziewczyny siedzące po obu jego stronach.
– Bo on – wskazał ręką Dracona – myśli – cały stół zatrząsł się od głośnego śmiechu.
– Na naszych nagrobkach napiszą, że: Zginęli śmiercią tragiczną, bo Draco Malfoy „pomyślał”. – Ponownie przy stole wybuchły śmiechy.
– W przeciwieństwie do ciebie Potter, potrafię to robić – powiedział opryskliwie Malfoy. – Nie jestem głupi jak ty.
– Ale jak mniemam, gdybyś był, nie byłbyś w stanie chodzić i mówić w tym samym czasie. – Samantha, która piła właśnie sok aż się zakrztusiła poczym wybuchła niepohamowanym śmiechem. A zaraz do niej dołączyli inni.
Potter zawsze myślał, że ślizgoni to banda idiotów, a tu taka niespodzianka. Wystarczyła odrobina drobnej motywacji a efekty można właśnie podziwiać. Wszyscy gapili się na nich jakby faktycznie byli z innej planety, a co dziwiło ich jeszcze mocniej to fakt, że właśnie przez wybrańca panowała tam taka radość. Nie mogli uwierzyć, że Malfoy i Potter rozmawiają jak cywilizowani ludzie, i że aż tak się tolerują. W dodatku siostra Dracona była zadowolona z jego obecności, a reszcie ślizgonów nie przeszkadzało jego towarzystwo. Śmiali się i żartowali a szczególnie wybuchali śmiechem na odzywki dwójki demonów.
Malfoy skrzywił się nagle.
– Draco, co ty się tak krzywisz? – Spytała Pansy.
– Potter idź już lepiej, bo kolejny gryfon tu lezie! – Powiedział błagalnie.
Młody Demon spojrzał we wskazanym kierunku i zaklął siarczyście załamując ręce.
– Czy ona nigdy nie da mi spokoju? – Westchnął i walną głową w stół.
– Co jest Potter? Nie cieszysz się? – Zapytał złośliwie uśmiechnięty Dracon.
– A żebyś wiedział, że nie! Jeśli chcesz możesz się za nią wziąć… A zapomniałem ty jesteś innej orientacji – odciął się wybraniec.
– Harry możemy pogadać? – Spytała młoda Weasley stając za nim. Ten skiną niechętnie głową i powlókł się za nią jakby szedł na ścięcie. Stanęli przy wrotach wiodących na błonia i stali przez chwilę w ciszy. W końcu ciszę przerwała dziewczyna. Na początek przypominała mu o ich wspólnych przygodach, potem mówiła, że czuje coś do niego, że od dawna to czuła i niedawno odkryła, że go kocha. I w momencie, gdy Hermiona schodziła po chodach a kilka dziewczyn ze starszych klas wychodziło z Wielkiej Sali wspięła się na palce i pocałowała wybrańca prosto w usta. Hermiona widząc to mało nie zemdlała. Oparła się o ścianę a oczy jej się zaszkliły.
Harry stał nie zdolny do jakiegokolwiek ruchu dopiero po kilku sekundach odzyskał panowanie nad swoim ciałem i odepchną rudowłosą mocno od siebie i kontem oka dostrzegł znajomą osobę. Spojrzał w tamto miejsce i zobaczył Swoją dziewczynę z łzami spływającymi po policzkach.
– Hermiona – szepnął, a ona odwróciła się i pobiegła na górę.
– Hermiono! – Krzyknął.
Spojrzał z odrazą na rudowłosą gryfonkę i wysyczał wściekle.
– Ty mała wredna suko! Coś ty zrobiła!?
– Och jak możesz tak mówić?! – Oburzyła się, lecz nadal uśmiechnięta – nie przejmuj się nią…
– Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj, bo przysięgam, że cię zabije! – Wysyczał wściekle i pobiegł szukać swoją ukochaną.
Siódmoklasistki patrzyły na nią jak na wyjątkowo paskudnego robaka a ich twarze wykrzywiły się w pogardliwym grymasie.
– Na co się gapicie?! – Warknęła na nie a te prychnęły tylko i odeszły.
Chłopak biegał po całej szkole, zaglądając do każdego pomieszczenia nawet przeszukał całe lochy wzdłuż i w szerz i nic, nigdzie nie było jej. Za oknem zrobiło się już ciemno a on dalej jej szukał. W końcu przystaną czując narastającą panikę. Nagle przypomniał mu się jeden pokój, ruszył tam biegiem. Po paru minutach dobiegł do celu, Pokój Życzeń. Próbował wejść, lecz coś blokowało drzwi.
– Hermiono, wiem, że tam jesteś. Wpuść mnie proszę – brak odpowiedzi.
– Hermi otwórz. Błagam cię. – W końcu po pół godzinie próśb i błagań wybrańca drzwi się uchyliły cicho.
Wszedł do środka i zobaczył tylko niewielkie łóżko a na nim łkającą Hermionę. Podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu.
– Przepraszam cię, to nie była moja wina... – Zaczął.
– Jak zawsze „to jest nie wasza wina”! Jak mogłeś mi to zrobić Harry?! – Wybuchła. – Powiedz, jak?!
– To Ginny! Cały czas się przystawia do mnie. Cały czas ją spławiam a ona i tak wraca. Mówiłem jej, że to ciebie kocham i nic tego nie zmieni, nie przeszkodziło jej to. Dzisiaj uciekłem do stołu ślizgonów przed nią a i tak przylazła i wyciągnęła na słówko. – Dziewczyna leżała i łkała cicho, ale z każdym zdaniem coraz ciszej, w głębi serca wiedziała, że mówi prawdę.
– Wyznała mi miłość i potem pocałowała mnie jak z resztą widziałaś. Hermi, kochanie. Przysięgam, ze nie kłamię, jak nie wierzysz to buchnę dropsowi Myślodsiewnię żeby ci to udowodnić.
– Nie Harry, nie musisz, wierzę ci – powiedziała cicho.
– Tak? – Zdziwił się lekko.
– Tak – odparła i pocałowała go w usta i skrzywiła się lekko. – Co masz na ustach?
– Pewnie pozostałości po Ginny. A co? – Nie odpowiedziała tylko pocałowała chłopaka parę razy smakując jego usta a raczej to, co na nich było.
– To eliksir! – Stwierdziła.
– Co? – Krzykną zdziwiony.
– To jest eliksir Harry, Eliksir Venxos!
– A trochę jaśniej?
– Miłosny Harry i to najsilniejszy ze wszystkich! W dodatku jest jako krem a nie płyn, co wzmacnia jego właściwości.
– O jasna cholera – zaklął pod nosem chłopak.
– Widocznie jako demon jesteś odporny na to... I chwała za to Merlinowi!
Chłopak pocałował ją delikatnie w usta, potem trochę mocniej i bardziej namiętnie. Dziewczyna oddawała pocałunki. Przybliżyła się do niego i zarzuciła ręce na szyję on za to objął ją w pasie. Po jakimś czasie leżeli wtuleni w siebie całując się namiętnie.
Następny dzień zapowiadał się całkiem normalnie, nie licząc faktu, że cały Hogwart huczał od plotek na temat Ginny Weasley i Złotego Chłopca Gryffindoru. Dwójka gryfonów zaszyta w magicznym pokoju właśnie wybudzała się ze snu. Przed wyjściem ustalili, że Severus wczoraj podał młodemu Potterowi antidotum na eliksir. Więc aby Mistrz Eliksirów nie był tym faktem zdziwiony udali się do jego gabinetu. Na szczęście nie miał jeszcze lekcji i wyjaśnili mu całą sprawę. Mężczyzna trochę się zdenerwował tą wiadomością i obiecał, że porządnie ukarze tę głupią smarkulę.
Kiedy dwójka demonów pojawiła się w WS była już pora obiadu, więc zebrała się prawie cała szkoła. Wszelkie rozmowy ucichły i wszyscy patrzyli na nich z ciekawością. Jakby nigdy nic usiedli przy swoim stole czekając na Snape’a. W niedługo po ich wejściu do Sali wparował jak burza Postrach Hogwartu z miną wróżąca jedynie kłopoty. Szybkim krokiem podszedł do rudowłosej gryfonki i warkną wściekle.
– Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru i miesięczny szlaban Weasley! Zaczynasz dziś od osiemnastej.
– Severusie, co się stało. Za co tak ją ukarałeś? – Zapytała mocno zdziwiona McGonagall, która przyszła po usłyszeniu jego słów.
– Za posiadanie i użycie Eliksiru Venox – odparł – wyjaśnię dokładniej Minerwo przy reszcie nauczycieli.
Wszyscy zastanawiali się, o co chodzi z tym eliksirem. Najwyraźniej tylko Hermiona wiedziała, co to za mikstura, nie licząc Ginny i Harry’ego oczywiście.
Kolejne dni mijały już bez niespodzianek. Choć Ron i jego siostra coraz dziwniej się zachowywali i co raz częściej gdzieś znikali oraz z nikim nie rozmawiali.
Minęło już ponad półtora miesiąca a przyjaciele (dokładniej Harry i Dracon) wycinali sobie na wzajem przeróżne dowcipy, co doprowadzało do szewskiej pasji nauczycieli za wyjątkiem Lupina, Tonks i Severusa, i w przeciwieństwie do rozbawionych tymi „zabawami” uczniów oni byli obojętni na to i tylko w duchu śmieli się z ich pomysłów.
Pewnego dnia Pottera obudziły śmiechy. Otworzył oczy i rozejrzał się. Szybko dotarło do niego, że nie jest w dormitorium tylko w PW, ze zdziwieniem stwierdził, że jego łóżko jest strasznie ciasne i jest mu zimno. Inni gryfoni schodzący właśnie do Wspólnego stawali jak wryci, nie zwracając uwagi na śmiechy reszty domowników, bo widok był dość interesujący. Harry wciśnięty w za małe łóżeczko dla dzieci (jego nogi wystawały znacznie poza łóżeczko) na głowie miał dziecięcy czepek no i najważniejsze... pielucha oraz butelka ze smoczkiem wetknięta za gumkę pieluchy. Chłopak doskonale wiedział czyja to sprawka i już układał plan zemsty. Do Wielkiej Sali wszedł łykając, co i raz mleko z dziecięcej butelki wywołując tym śmiech u uczniów. Wzniósł butelkę w geście toastu kierując ją w stronę Draco Malfoy’a i wziął kilka łyków.
Następnego dnia to ślizgon to miał miłą niespodziankę i tak jak Pottera obudziły go śmiechy współlokatorów. Z przerażeniem odkrył, że nie siedzi w fotelu tak jak pamiętał tylko w foteliku dziecięcym a na tacce przyczepionej do fotelika leżały kolorowe galaretki i prawie pełna butelka piwa kremowego. Jak się domyślił gryfon dolał mu Eliksiru Słodkiego Snu, gdy przejrzał się w lustrze aż usiadł z wrażenia, jego twarz była wypaćkana galaretką różnego koloru a na głowie sterczała czapeczka z małym obrotowym śmigłem. Wykąpał się szybko i zabrał jedną galaretkę ze sobą. Gdy pojawił się w WS wywołał małą sensację idąc w dziecięcej czapeczce i zajadając się galaretką.
– No to mamy remis Sam. – Powiedziała Hermiona do siedzącej obok Samanthy i zapisała na pergaminie wynik.
Zabawa polegała oczywiście na jak największym zaskoczeniu publiczności. Mówiąc jaśniej jedna strona wymyśla dowcip drugiej i odwrotnie. Jeśli przykładowo Draco swoim pomysłem bardziej ośmieszy przeciwnika niż przeciwnik jego to wygrywa. Jak na razie było trzy do dwóch dla Dracona i dwa remisy.
Kolejne dni również obfitowały w poranne niespodzianki i wszyscy każdego ranka z niecierpliwością wyczekiwała pojedynkujących się. I tym razem nie zostali rozczarowani. Gdy Potter przekroczył próg a po Sali rozległy się chichoty, wszak jego uszy były ośle a ośli ogon dyndał mu z tyłu. Wziął go w prawą rękę i kręcąc nim młynka, i machając uszami niczym ptak skrzydłami ruszył w stronę ślizgonów. Staną przed Darconem i bez zbędnych ceregieli chlasną go końcem ogona w jeden i drugi policzek, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy usiadł przy swoim stole.
Następnego dnia Malfoy wszedł do WS i o dziwo wyglądał normalnie, ale jego mina była nie ciekawa. Wszyscy z jękiem stwierdzili, że wygląda normalnie. I w tedy zawitał uśmiechnięty Potter z pokaźnym plikiem kartek w rękach. W tym momencie ślizgon jękną. Wiedział aż za dobrze, co on trzyma. Wczoraj w domu węża odbyła się impreza z okazji urodzin jakiegoś ślizgona no i trochę popili, a że młody demon ma słabą głowę to po kilku kolejkach odpadł. Nad ranem wpadł do jego dormitorium nie kto inny jak sam Złoty Chłopiec ze specjalnie zaczarowanym przez siebie aparatem i pstrykną mu zdjęcie.
Gdy wszystkie zdjęcia zostały rozdane, ku ogólnemu zdziwieniu były białe. Dracon miał już nadzieję, że takie pozostaną, lecz ku jego rozpaczy Potter stukną w swoją kopię różdżką wypowiadając hasło i oczom wszystkich ukazała się ciekawa fotka. Draco leżał w na plecach w poprzek fotela z nogą zadartą do góry i opartą o oparcie, druga miał na podłodze. W prawej ręce trzymał gumową kurę a w lewej pusta butelkę po jakimś trunku. Po kilku sekundach u dołu pojawił się napis „Ostrzeżenie dla pań, On chrapie!”. Po chwili napis znikł a na jego miejsce pojawił się inny „I ślini się” mała strzałka pokazała ślinę ściekającą mu z ust. Później zmienił pozycję przyciskając rękami do siebie gumową kurę i pustą butelkę a na jego twarz wpłyną błogi uśmiech i gdy odkręcił głowę na drugi bok można było dostrzec kawałek pomidora przyklejonego do policzka. Większość oglądających ze śmiechu pospadała z krzeseł.
Cała ta zabawa zaczęła się od pewnego zdarzenia w siedlisku węży i niechcący przyczyniła się do tego Samantha wpuszczając brata do środka. Była wtedy czwarta rano i w tym czasie nawiedziła chłopaka pewna myśl. No i nie mógł sobie tego darować. Wszedł cicho do dormitorium, w którym spał Malfoy. Zaklęciem lewitacji przeniósł go na wierzę astronomiczną i tam wyczarował mocna linę, po czym zmienił swej ofierze strój na wściekle różową damską pidżamę z wielkim czerwonym sercem a w środku napis „Kocham Profesor MM”. Obwiązał ślizgona dokładnie i po chwili namysłu obwiązał go dodatkową liną, tak na wszelki wypadek. Chichocząc zaklęciem złapał końce lin i przywiązał do wystającej belki pod dachem na wierzy Gryffindoru jakieś dwadzieścia metrów dalej od wieży astronomicznej i na wysokość okna nauczycieli Transmutacji.
Gdy chłopak się ockną zaczął wrzeszczeć w niebogłosy i obiecując krwawą zemstę na sprawcy jego stanu. Ku jego przerażeniu przez okno wyjrzała opiekunka domu lwa. Kobieta doznała takiego szoku, że trzeba było jej zaaplikować końska dawkę eliksiru uspokajającego i wysłać do Skrzydła Szpitalnego. Ze wszystkich okien w wierzy wyglądali zaciekawieni gryfoni. Gdy zobaczyli Malfoy’a wiszącego w różowym stroju wybuchli takim śmiechem, że w całej szkole było ich słychać, co spowodowało przyjście nauczycieli.
* * *
Dwa miesiące później, Środa.
Harry wstał z łóżka i rozejrzał się po dormitorium, wszyscy spali, no, prawie wszyscy. Łóżko Weasley’a znów było puste. Wzruszył ramionami i poszedł do łazienki. Dziesięć minut później wyszedł odświeżony i przebrany. Zszedł do Wspólnego i zastał tam jedynie Hermione, która zeszła tuż przed nim. Przywitali się czule i przytuleni udali się do Wielkiej Sali na śniadanie. W środku nie było za wiele osób: kilku nauczycieli i kilkunastu uczniów... W końcu lekcje zaczynały się od ósmej a jest dopiero szósta dwadzieścia. Wśród uczniów byli też Draco i Samantha. Dwójka gryfonów usiadła przy swoim stole i zabrali się za śniadanie. Po chwili przed nimi pojawił się kawałek pergaminu. Szybko go przeczytali i odpowiedzieli, że spotkają się za dziesięć minut koło Pokoju Życzeń.
– Ciekawe, Gdzie Ron, coś za często go nie ma – mrukną wybraniec.
– Tak jak i Ginny – dodała Hermiona.
– Coś jest nie tak, oni coś kombinują – mrukną chłopak.
– Ciekawe tylko, co – dodał po chwili.
– Gdzie oni tak znikają ciekawe – mrukną chłopak i zabrał się za jedzenie
Nagle pojawił się za nimi, Dumbledore.
– Harry, przyjdź do mojego gabinetu po lekcjach... Panna Granger też, jeśli chce.
– Dobrze panie profesorze.
– Cieszę się – powiedział na koniec i odszedł.
Po śniadaniu udali się w umówione miejsce, kilka minut później pojawili się ślizgoni i zniknęli w magicznym pokoju. Usadowili się w wygodnych fotelach. Posiedzieli jeszcze chwilę w ciszy aż nie przerwał jej Harry.
– Coś się stało?
– Być może – powiedział Dracon a gryfoni spojrzeli zdziwieni po sobie – Przypadkiem natknęliśmy się na waszych rudych znajomych wczoraj w nocy, więc z ciekawości ich śledziliśmy. Wpierw byli u dropsa jakąś godzinę, potem poszliśmy za nimi do Zakazanego Lasu i tam ich zgubiliśmy... niestety nie słyszeliśmy o czym rozmawiali.
– Dziwne – zamyśliła się gryfonka – trzeba będzie z nimi pogadać.
– A co chciał od was trzmiel?
– Zaprosił mnie i Mione na pogawędkę – powiedział z sarkazmem Potter.
– Więc bądźcie ostrożni – powiedziała poważnie siostra wybrańca.
Pierwszą lekcję jaką mieli była Obrona Przed Czarną Magią z Tonks. Dziś poznawali zaklęcie pomocne w starciu z wampirem. Sunerius, bo tak się owe zaklęcie nazywało wytwarzało kulę wielkości piłki tenisowej, która świeciła tak intensywnym światłem jak prawdziwe słońce praktycznie zabijając wampira na miejscu lub, jeśli przeciwnik jest zbyt silny zrani go bardzo boleśnie a nawet i ogłuszy. Działa około dziesięć sekund. Minus tego czaru jest taki, że oślepia nie tylko wroga, ale i wszystkich w promieniu dwudziestu metrów. Tylko Harry i Hermiona opanowali to zaklęcie.
Po OPCM’ie mieli Zielarstwo i ONMS, czyli nic ciekawego. Następnie po obiedzie czekała ich tylko Transmutacja z Lupinem.
I w końcu wybiła godzina „pogawędki” z dyrektorem. Harry i Hermiona szli lekko zdenerwowani zastanawiając się, czego chce Dumbledore. Po kilku minutach stanęli przed kamienną chimerą a ta szybko odskoczyła na bok odsłaniając przejście. Trochę się zdziwili, że zrobiła to bez podania hasła. Stanęli przed dębowymi drzwiami i Potter zastukał mocno w nie, a po usłyszeniu zaproszenia weszli do gabinetu.
– Usiądźcie proszę – zaproponował mężczyzna.
– O czym chciał pan porozmawiać? – Zapytał Harry.
– Mam złe wieści... Tom odnalazł dom twojego wujostwa – Hermiona zbladła a chłopak poczuł jak ściska mu się żołądek – znaleziono ciała twojego wujostwa, twój kuzyn zniknął, przykro mi.
– W środku znalazłem jeszcze To – powiedział i podał mu czarną kopertę zalakowaną pieczątką z Mrocznym Znakiem. Na środku koperty błyszczał srebrny napis. „Do Harry’ego Pottera”. – Sprawdziłem, jest czysty możesz go otworzyć.
Chłopak wykonał polecenie a jego oczom ukazało się zdanie.
„Miasto na zachodzie od Zakazanego Lasu, nazywa się Armitage... Masz być sam inaczej twój kuzyn zginie. Czekam na głównym placu przy dużej fontannie.
Lord Voldemort”
– On ma Dudley’a – powiedział tylko.
– Co?! – Zdziwiła się dziewczyna.
– Natychmiast wyślę tam Zakon i aurorów – powiedział Dumbledore.
– Nie! – Zaprotestował nagle chłopak.
– Co „nie”? – Odezwała się dziewczyna.
– Nikogo tam pan nie wyśle... Ja musze tam być! Sam.
– Harry nie możesz! – Zaprotestowała Hermiona.
– Jeśli mnie nie będzie on zginie. Mimo, że nigdy nie lubiłem... nienawidziłem – poprawił szybko – Dursley’ów nie życzyłem im śmierci. A jeśli mam szanse ocalić chociaż mojego kuzyna to zrobię to.
– Harry, posłuchaj... – Zaczął Dumbledore.
– To pan niech posłucha... Pójdę tam czy panu się to podoba czy nie!
– Rozumiem cię chłopcze i nie mogę zatrzymać, ale pozwól, że ktoś pójdzie z tobą.
– Nie. Nie mogę ryzykować
– Wiem, że i tak cię nie przekonam, więc możesz iść… Bądź bardzo ostrożny Harry. Tu masz świstoklik, wylądujesz na obrzeżach miasta. – mówiąc to sięgną po chusteczkę i mrukną – Portus – zajarzyła niebieskim światłem – aktywuje się po na słowo „teraz”.
Gdy opuścili gabinet dyrektora, ten uśmiechną się zadowolony a jego oczy błysnęły złowieszczo.
– Wszystko idzie zgodnie z planem – mrukną do siebie.
#*#
Noc wcześniej
Rudowłosy chłopak leżał z przymkniętymi oczami i wsłuchiwał się dźwięki otoczenia. Po jakiejś godzinie słyszał tylko równomierne oddechy. Cicho zszedł z łóżka wziął ubrania i znikł na schodach wiodących do Pokoju Wspólnego gryfonów. Ubrał się szybko i czekał na jeszcze jedną osobę, która dwadzieścia minut później zeszła na dół, a była to młoda Weasley. Uśmiechnęła się do brata z zadowoleniem i wyszli. Przemierzali korytarze jak najciszej tylko umieli. W pewnym momencie usłyszeli czyjeś kroki Ron wyjrzał z za rogu i po chwili dostrzegł dwie postacie, to byli ślizgoni a dokładniej: Draco i Samantha. Szybko wyjaśnił sytuację rudowłosej i jakby nigdy nic wyszli śmiejąc się cicho i na tyle głośno by ich usłyszeli i skręcili w lewo odwracając się do ślizgonów plecami niby ich nie zauważając.
Dracon i Sammy przechadzali się Hogwardzkimi korytarzami delektując się wszech obecnym spokojem i panującą wokół ciszą. Skręcili w lewo i poszli prosto korytarzem i w tedy usłyszeli czyjś śmiech stanęli wystraszeni nie wiedząc, co robić. W momencie, gdy dwie postacie wyłoniły się z za rogu dwójka ślizgonów przywarła do ściany okrywając się swymi skrzydłami niczym płaszczem, dzięki czemu zlali się z mrokiem. Trwali tak niecałe dwie minuty. W końcu postanowili ruszyć za Weasley’ami jak zauważyli.
Zobaczyli tylko jak rudowłosa dziewczyna znika na schodach prowadzących do gabinetu dyrektora Hogwartu.
Tym czasem w gabinecie Dumbledore’a.
– Coś się stało moi drodzy? – Spytał.
– Voldemort kazał nam się stawić dziś w nocy i właśnie szliśmy do niego, gdy natknęliśmy się na Malfoy’a i jego siostrę, ale zgubiliśmy ich – wyjaśnił Ron.
– Rozumiem. Jak ich zgubiliście?
– Noo... jak tu szliśmy nikt za nami nie szedł... – zaczęła dziewczyna ale brat jej przerwał.
– Natknęliśmy się na nich na tym piętrze przy portrecie Centaura na skrzyżowaniu korytarzy, gdy wychodziliśmy z bocznego korytarza ich nie było...
– Ciekawe – mrukną Dumbledore – Pewnie skryli się zaczarowanej wnęce.
– W czym? – Spytali.
– Och, tam jest magiczna wnęka inaczej miejsce gdzie kiedyś stała zbroja. Teraz po czyimś nieudanym zaklęciu zbroję zastąpiła iluzja ściany. Nie wiele osób wie o tym miejscu.
– I co teraz zamierzasz, panie? – Spytała Ginny.
– Cóż... Czas wprowadzić w życie mój plan. Potter ma spore szanse pokonać Voldemorta tylko, kiedy jest wściekły dla tego trzeba go sprowokować. Skoro dzisiaj widzicie się z Voldemortem to nie zaszkodzi dać mu prezent. Udacie się na Privet Drive i porwiecie jego kuzyna a wujostwo zabijcie!
– Jak sobie życzysz.
Ślizgoni czekali około godziny skryci w cieniu i doczekali się. W końcu Weasley’owie wyłonili się i szybkim krokiem przemierzali korytarze aż dotarli do wyjścia na błonia. Skoro już byli na zewnątrz postanowili śledzić ich z powietrza. Po kilku minutach rudzielcy weszli do Zakazanego Lasu, więc Dracon dalej ich śledził nie odrywając się zbyt wysoko od ziemi za to Samantha leciała tuż nad czubkami drzew. Zgubili ich. Krążyli tak z dobre dwie godziny, lecz ich nie odnaleźli, więc wrócili do szkoły.
#*#
– Na pewno nie chcesz pomocy? – Zapytała siostra Pottera. Stali w jakiejś pustej klasie.
– Nie, poradzę sobie.
– Jak chcesz, tylko bądź ostrożny! – Powiedział cicho Hermiona całując go potem w usta.
– Obiecuję – odparł.
* * *
Wylądował tak jak powiedział drops, rozejrzał się czujnie i wyciągną różdżkę. Miasto było niesamowite budynki, ulice były w stylu gotyckim. Wyglądało jakby czas tu się zatrzymał. Tylko nikogo nie było, brak samochodów... Widocznie mieszkają tu czarodzieje albo zdrowo zacofani mugole. W końcu doszedł w umówione miejsce a tam czekała na niego postać w czarnym płaszczu i kapturem na głowie. Obok siedział Dudley. Harry podszedł do nich i odezwał się:
– Witaj Tom.
– Ach... Harry, jak miło cię widzieć – syknął.
– Jestem tak jak chciałeś. Wypuść go – skiną na kuzyna.
– Oczywiście. Umowa to umowa, prawda? Możesz odejść – ostatnie zdanie skierował do Dursley’a.
– Ach, zapomniałbym… Avada Kedavra – zielony promień ugodził chłopaka w plecy. – Ups.
– Niech cię piekło! – Krzykną chłopak klęcząc przy martwym kuzynie.
– Aż tak ci spieszno umierać Harry?
– Umierać to nie bardzo, ale chce zdążyć na kolację.
– Avada Kedavra! – Krzykną Czarny Pan, lecz Harry szybko uskoczył w bok uśmiechając się ironicznie.
Walka rozgorzała na dobre, zaklęcia latały we wszystkie strony. Potter cały czas robił szybkie uniki i naśmiewał się z Lorda, czasem posyłając ku niemu rozbrajacza. Voldemort kipiał ze złości, ciskał samymi zaklęciami uśmiercającymi. Po jakimś czasie Potter też zaczął używać niewybaczalnych. Jego ruch stały się szybsze i mocniejsze. Widział zdziwienie wymalowane na twarzy Czarnego Pana. Posłał mu szyderczy uśmieszek i rzucił cruciatusa. Voldemort nie zdążył się uchylić. Przeraźliwy wrzask Lorda Voldemorta potoczył się po okolicy. Krzyczał i wił się z bólu przez kilka minut dopóki zaklęcie nie zostało cofnięte. Dyszał ciężko i popatrzył wściekle na wybrańca.
– Avada Kedavra! – Szepną cicho Lord.
Harry w ostatniej chwili unikną morderczego zaklęcia, wyskoczył ponad dwa metry w górę i wylądował przed zaskoczonym Czarnym Lordem.
– To za moich rodziców… Destructo! – Zaklęcie wyrwało mu wielką dziurę w brzuchu robiąc z wnętrzności krwawą sieczkę.
Albus Dumbledore teleportował się właśnie w cieniu gęstych drzew w momencie, gdy młody Potter rzuca zaklęcie niszczące. Uśmiechną się i miał już wyjść, gdy zobaczył coś dziwnego.
Gryfon wyciągną rękę i wycelował w miejsce gdzie powinno być serce, po chwili z ciała Czarnego Pana wyleciała szara mgiełka i wniknęła za chwilę w dłoń chłopaka. Dumbledore trochę się zaniepokoił tym. Nagle dotarło do niego... Harry jest Demonem! Zaklął wściekły, by po ochłonięciu trochę zawładnąć umysłem jakiegoś czarodzieja mieszkającego tu. Gdy ofiara pojawiła się na ulicy nałożył na niego iluzję. Teraz wyglądał jak śmierciożerca. Rozkazał mu zaatakować wybrańca i w momencie, kiedy rzucił zaklęcie, Potter uskoczył natychmiast i posłał w niego zielony promień Avady Kedavry. Tuż przy wypowiedzeniu zaklęcia pojawili się aurorzy Ministerstwa Magii.
– Stój w imieniu prawa! – Krzyknął jeden z nich celując w zdziwionego wybrańca.
– Jesteś aresztowany! – Dodał inny.
– Co? Niby, za co? Za wykończenie tego samozwańczego lorda?
– Co ty bredzisz Potter?! – Chłopak nie odpowiedział tylko odsuną się tak, aby aurorzy zobaczyli martwe ciało Voldemorta.
– Na Merlina! – Wykrzyknęło kilka osób.
– Nie wiem jak tego dokonałeś, ale zabiłeś Sam-Wiesz-Kogo, Potter – odezwał się jeden z aurorów i dodał za chwile patrząc na martwe ciało czarodzieja.
– I zabiłeś niewinnego obywatela.
– Że co?! – Wykrzykną zdziwiony bohater – i spojrzał we wskazanym kierunku przez przedstawiciela prawa a tam zamiast śmierciożercy jak się spodziewał zobaczył człowieka w granatowej szacie czarodziejów.
– Brać go! – Nakazał dowódca grupy.
|
|
|
Wysłany: Czw 23:51, 26 Lip 2007 Temat postu:
|
|
Cóż mam powiedzieć? Podobało mi się, bardzo mi się podobało...
Tak sobie myślę, czy przypadkiem odejście Minerwy nie jest zaplanowane przez "wielebnego dyrcia"? Niech GAD* was chroni...
Kłania się z szacunkiem i odchodzi w tylko sobie znanym kierunku:
Vanessa Vonsecy
|
|
|
Wysłany: Pon 12:53, 02 Lip 2007 Temat postu:
|
|
No no no... Aravan muszę powiedzieć, że nawet fajny ten rozdział... Tylko nie rozumiem za bardzo reakcji Wiepszeja i Ginny... Aczkolwiek podobało mi się... Szkoda tylko, że tak długo czekaliśmy na ten rozdział.
|
|
|
Wysłany: Nie 17:41, 01 Lip 2007 Temat postu:
|
|
O to i kolejny rozdzialik "endżoj"
****************************************************
Rozdział Czwarty: Hogwart
Hermiona przebudziła się z cudownego snu. Usiadła i rozejrzała się nie bardzo rozumiejąc, czemu tu jest. Po chwili dotarły do niej wspomnienia z zeszłej nocy. Uśmiechnęła się błogo i popatrzyła na Harry’ego, nie spał. Chłopak przyglądał się jej przez chwilę, po czym przyciągną ją do siebie składając na jej ustach delikatny pocałunek.
–To, co się stało wczoraj – zaczęła dziewczyna – było najcudowniejszą chwilą w moim życiu. Nigdy tego nie zapomnę.
– Tak, ja też nigdy tego nie zapomnę. Lepiej zbierajmy się nim ktoś się na nas natknie – dodał.
– A tak dobrze mi się leżało – mruknęła niechętnie.
Szybko pozbierali swoje ciuchy i ubrali je, po czym wymknęli się do kuchni najciszej jak tylko potrafili. Na szczęście nikt ich nie widział po drodze i dopiero w kuchni natknęli się na Dracona, który grzebał zawzięcie z głową w lodówce. Harry podszedł cicho i staną za nim namyślając się chwilę. Hermiona obserwowała cały czas jego poczynania domyślając się, co zamierza. Chłopak dał krok w bok i schylił się tak, że jego głowa była na poziomie ramienia Malfoy’a. Przyglądał się chwilę jak chłopak nakłada sobie na głęboki talerz sporą porcje gęstego czekoladowego kremu, po czym rzekł:
– Zjesz to wszystko? Ślizgon aż podskoczył upuszczając talerz i uderzając głową o sufit lodówki. Wyjrzał i zaczął masować tył głowy spoglądając z wyrzutem na Pottera, który wraz z Hermioną chichotał.
– Bardzo śmieszne ha, ha, ha! – Mrukną zabierając talerz z lodówki. – I tak, mam zamiar zjeść to wszystko! Coś nie pasuje?
– Skądże znowu – odparł – tak z ciekawości spytałem.
– Lepiej powiedzcie, co porabialiście wieczorem – powiedział i uśmiechną się złośliwie.
– Wiesz Draco, powiedziałbym ci... – Potter zawiesił na chwilę głos i objął ramieniem ślizgona, – ale nie chce żeby twoja matka mówiła, że demoralizuję jej syna. Malfoy odburkną coś pod nosem i klapną na krzesło obok.
– Z resztą dżentelmen nie mówi o tych sprawach...
– Pfff z ciebie taki dżentelmen jak ze mnie dupa pawiana! – Rzekł szyderczo ślizgon.
– To lepiej nie pokazuj się publicznie Draco – westchną gryfon teatralnie i poklepał go po ramieniu w geście pocieszenia. Po paru minutach dołączyła do nich Samantha, a za raz za nią wszedł Snape i reszta domowników.
– Mam do ciebie prośbę – zagadną do Snape’a Potter.
– O co chodzi?
– Przekaż Mistrzowi, że po artefakt udam się, gdy Dumbledore odkryje prawdę o nas. Wpierw chcę uprzykrzyć mu życie w Hogwarcie.
– Słyszałem o tym od mistrza po rozmowie z tobą i myślałem, że zechcesz się tam udać jak najszybciej.
– Doszedłem do wniosku, że skoro ten dupek nie może sam go zdobyć, to Berło nadal będzie w ministerstwie bezpieczne.
– Jak chcesz. Przekaże twoje słowa Mistrzowi.
– Będę wdzięczny. Mijały kolejne dni w ciągu których Draco i Samantha byli, co raz bardziej osłabieni a oznaczało to, że ich przemiana nastąpi lada dzień. Pewnego dnia zawitał do nich Mistrz i poprosił Hermionę na słówko.
– Czy chciałabyś być jedna z nas? – Zaczął mężczyzna.
– Znaczy się Demonem? Ale przecież nikt w mojej rodzinie nim nie był.
– To prawda – zgodził się, – ale twoja moc jest wystarczająca, by nim być. Dlatego pytam się ciebie – Czy zgadzasz się?
– Ja... Nie wiem, muszę to przemyśleć – westchnęła
– Rozumiem, ale decyzje musisz podjąć jeszcze dziś przed dwunastą w nocy.
– Dlaczego? – Zdziwiła się
– Bo dziś jest odpowiedni układ planet, zdarza się on raz na dziesięć lat. Wybacz, że nie powiedziałem ci tego wcześniej.
– Nic się nie stało – powiedziała cicho i spróbowała się uśmiechnąć, co nie wyszło jej zbytnio.
– To przyjdę pół godziny przed "terminem". Dziewczyna siedziała tak dobrą godzinę, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Był to Harry.
– Co cię stało? – Spytał.
– Mistrz powiedział, że mogę zostać demonem, czas na decyzje mam do północy.
– Ale jak?
– Nie wiem, nie wyjaśnił, w jaki sposób przejdę przemianę. Ale zgodzę się.
– Jesteś pewna?
– Tak, Jestem.
Tak jak powiedział Mistrz, zjawił się o umówionej godzinie. Po usłyszeniu decyzji dziewczyny wezwał Lunatyka, Mistrza Eliksirów, Lucjusza i Narcyzę na niewielką polankę za domem otoczoną niskimi drzewkami. Stanęli na środku w kwadracie tak, że Mistrz i Hermiona byli w środku. Po chwili Harry z siostrą i Malfoy'em stanęli z boku przyglądając się wszystkiemu uważnie.
Władca Wyspy Cieni położył dłonie na głowie dziewczyny w okolicach skroni i zaczął wypowiadać słowa w tylko sobie znanym języku. Pozostali pomagający w rytuale unieśli ręce i skierowali je tak, że wskazywali siebie na wzajem. Po chwili w miejscu gdzie tworzyli kwadrat pokazała się niebieskawa ledwo widoczna mgła, następnie pojawiły się srebrne świetliste kuleczki tańczące dookoła. Po kilku minutach Hermiona skrzywiła się z bólu a potem z jej pleców wyłoniły się skrzydła takie, jakie Harry widział w swej wizji u Legiona. Choć jej były znacznie mniejsze. Teraz i Severus, Lucjusz, jego żona i Remus ujawnili swoje. Kiedy to samo uczynił Mistrz, unieśli ręce nad głowy kierując je do środka polanki. W tym momencie "świetliki", jak je nazwał w myślach Harry zaczęły wirować kreśląc trzy linie wokół nich. W następnej chwili niebieska mgła też dołączyła wirując między pierścieniami, co dawało wspaniały widok. Po następnych kilku minutach srebrne pierścienie wystrzeliły w górę, po czym uderzyły w wyciągnięte dłonie Snape'a i jego towarzyszy. Znów skierowali je wskazując siebie na wzajem a srebrne błyskawice połączyły ich, gdy wyładowania ustały skierowali swe dłonie ku Hermionie i w ułamku sekundy srebrne promienie wystrzeliły z ich dłoni uderzając dziewczynę ukrytą za wirującą niebieską barierą, która po chwili się rozpłynęła ukazując nieprzytomną gryfonkę leżącą na trawie.
– Teraz powinna odpoczywać – odezwał się po skończonym rytuale Mistrz.
– Jak długo będzie nieprzytomna? – Spytał z troską Harry.
– Dzień lub dwa dni. Nie martw się, nic jej nie będzie – powiedział, po czym znikł w czarnej mgiełce.
Przyjaciele zabrali nieprzytomną dziewczynę do jej pokoju układając na miękkim łóżku. Po niecałych dwóch dniach odzyskała przytomność. Uśmiechnęła się widząc jak jej chłopak rozpromienia się na jej widok.
– Jak się czujesz? – Spytał.
– Całkiem nieźle, dzięki.
– To chodź coś zjesz, bo jesteś pewnie głodna.
– Jak wilk – dodała z uśmiechem.
W kuchni nikogo nie było, choć dochodziła druga po południu. Trochę się zdziwiła, że nikogo o tej porze nie ma i jest cicho jak w grobie.
– Gdzie wszyscy? – Spytała.
– Draco i Samantha mieli swoją przemianę w nocy i Malfoy'owie doglądają ich, Remus poszedł pokazać się zakonowi, powiedział, że będzie wpadał tu, co kilka dni żeby nie wzbudzać podejrzeń. A Snape'a wezwał Voldemort, pewnie mają zebranie anonimowych alkoholików, albo nie ma, kto Go podrapać po plecach – uśmiechną się krzywo.
– Ustaliłem coś ze Snape'em – odezwał się po chwili milczenia.
– Co takiego ustaliliście?
– Że Draco i Samantha mieszkali z nami, i że początki były niezbyt miłe i często Sev musiał nas składać do kupy, to w końcu doszliśmy do jakiegoś porozumienia.
– Czy to dobry był pomysł? – Spytała sceptycznie dziewczyna.
– Kotek, będzie dobrze. Poza tym Severus potrafi ładnie kłamać. Dwa dni później do salonu wpadł zadowolony Mistrz Eliksirów.
– Udało się Harry – powiedział wchodząc – podsunąłem mu parę fałszywych wspomnień, miał pewne podejrzenia, co do Samanthy, więc powiedziałem, że ukrywano ją przed Voldemortem. Z Hermioną też jest wyjaśnione. Teraz ty Draco i ty Harry lepiej nie okazujcie cieplejszych stosunków względem siebie.
– Tak jest, szefie – przytaknęli zadowoleni.
– Wy dziewczyny się polubiłyście, więc róbcie, co chcecie. Z wami jest podobnie – wskazał na Potterów.
Półtora tygodnia później zaczęli ćwiczyć swoją magię z każdym dniem szło im, co raz lepiej, choć męczyło to ich jak próby latania na skrzydłach. U Harry'ego nie sprawiało to takich problemów jak u reszty. Cały czas starał się osiągnąć pełnie swoich mocy i odblokować Magię Śmierci. Dopiero na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego udało mu się tego dokonać teraz musiał się postarać zapanować nad nią, a co za tym idzie całkowicie kontrolować swoje skrzydła by nie zabijały wszystkich, kiedy kogoś nimi dotknie i by były posłuszne jego woli. Było to o wiele trudniejsze niż mu się wydawało. Z pomocą Severusa i Lupina wyczarowali kilku śmierciożerców - cieni. Dzięki temu chłopak mógł niszczyć ich magią, gdy jest w "drugiej postaci". Wyczarowani przeciwnicy byli nieco silniejsi i zwinniejsi niż ich prawdziwi odpowiednicy. Robił uniki, znikał na sekundę by pojawić się w innym miejscu i atakował. Ciął przeciwnika długimi szponami, ciskał przeróżnymi klątwami, lecz ci nie znikali tylko zostawali ogłuszani na kilka sekund. Specjalnie tak właśnie zostali zaczarowani. Z każdą godziną było trudniej ich pokonać. Harry zaczął wyobrażać sobie w nich Voldemorta. Kiedy wpatrywał się w tę gadzią twarz ogarniała go wściekłość. Jego ruchy stawały się szybsze, zaklęcia celniejsze i potężniejsze. Ziemia zaczęła lekko drgać a soki w drzewka na polance zaczęły syczeć i parować. Przeciwnicy – Cienie zaczęły ciskać zaklęciami torturującymi i innymi paskudnymi klątwami, lecz żadna nie trafiała, cel był zbyt szybki. Gdy trzech z nich rzuciło w niego uśmiercające zaklęcie, ten osłonił się skrzydłami, które wchłonęły zaklęcie. W tedy ujrzał twarz Dumbledore'a uśmiechniętego szyderczo. Nagle drzewka stanęły w zielonych płomieniach. Harry uśmiechną się obnażając wydłużone kły. Jego oczy z pionowymi źrenicami "płonęły", biła z nich jaskrawa zieleń i wydobywała się kilku centymetrowej długości zielona para, niczym dym z komina. Zrobiło się strasznie zimno a światło słońca przygasło ustępując miejsca mrocznemu cieniowi. Zasyczał niczym wąż szykujący się do ataku. Uniósł skrzydła a ramiona z nich wystające wygięły się w łuk do tyłu a końcami skierowane na przeciwników. Wiedział, co teraz zrobi, co teraz powie... Wyciągną ręce przed siebie a palce dłoni zgiął tak, że wyglądało jakby ściskał niewidzialną piłkę tenisową.
– Bellieadaree Verdrre aga mook, – Gdy wypowiadał zaklęcie w jego dłoniach zaczęły formować się zielone płomienie. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa zaklęcia wyprostował drżące palce a zielone płomienie z prędkością błyskawicy pomknęły do przodu łącząc się po drodze i gdy znalazły się między przeciwnikami wybuchła jaskrawo zielonym ogniem pochłaniając wszystkich śmierciożerców. Gdy ogień znikł z przeciwników został tylko proch: poza jednym. Podszedł do zmienionej w kamień kopii Dumbledore'a. Po chwili z kamiennej piersi wybił się zakrzywiony kolec ogona Potter'a. Uniósł posąg obracając go raz i przybliżył do siebie. Popatrzył chwilę w tę znienawidzoną twarz i szybkim zdecydowanym ruchem ściął mu głowę swymi szponami. Następnie wszystkie ramiona wbiły się w kamień i w następnej chwili posąg został rozerwany na kawałki.
"graviora manent, Dumbledore... Najgorsze dopiero nadejdzie, Dumbledore " Pomyślał mściwie. Odwrócił się i ruszył do domu wracając do swojej normalnej postaci tym samym zgasił płomienie palące drzewka pozostawiając je czarne jak węgiel i kiedy powiał mocniej wiatr rozsypały się w proch. Jego wzrok zatrzymał się na gołębiu siedzącym na oknie. Przywołał jedno ramię i szybkim ruchem pochwycił ptaka, ku jego zadowoleniu ptak nie zginą od niej. Uśmiechną się zadowolony, po czym uśmiercił ptaka skręcając mu kark a potem zmieniając w proch.
– Potęga chaosu w moich rękach – mrukną cicho.
W końcu wakacje dobiegły końca ku ogólnemu niezadowoleniu wszystkich domowników. Przyjaciele nie bardzo chcieli tam wracać, Tu jest im dobrze i nie muszą przed nikim udawać, że się znają.
– Wiesz braciszku, mam dla ciebie ksywkę – zagadnęła do niego uśmiechnięta od ucha do ucha Samantaha.
– Mam się zacząć bać?
– Feniks – oznajmiła dumnie.
– Feniks? Ja nie odradzam się z popiołów… Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
– Nie w tym rzecz. Kiedyś czytałam o starożytnym feniksie, był dwukrotnie większy niż te dzisiejsze a jego ciało było żywym ogniem i gdzie się pojawiał wszystko w promieniu kilkunastu metrów stawało w płomieniach. Przypomniałam sobie o tym, gdy oglądałam twój ostatni trening.
– Całkiem fajna, dzięki Sammy. Choć znając ciebie mogłem się spodziewać czegoś mniej fajnego.
– Wpierw myślałam o Gumisiu, ale było już zajęte.
– No dobra, ja zabieram naszą parkę ze sobą – odezwał się w końcu nietoperz spoglądając na Potter'a i Hermione siedzącą mu na kolanach.
– A i jeszcze jedno, Samantho rozmawiałem z Dumbledore'm
– Możesz się pakować, bo jedziesz do Hogwartu.
– Poważnie? – Dziewczyna rozpromieniła się.
– Jak najbardziej, wszelkie potrzebne rzeczy dotrą do ciebie jeszcze przed końcem uczty powitalnej.
– To do zobaczenia w pociągu – rzekł gryfon i znikli po chwili w czarnej mgiełce.
Pociąg mkną szybko przez ciemna noc, przebijał się przez szalejącą na zewnątrz burzę. W jednym z przedziałów dwójka gryfonów: chłopak i dziewczyna, całowali się szepcząc sobie coś do uszu. Naglę tę sielankę przerwało czyjeś wtargnięcie do przedziału.
– Najpierw się puka! – Warkną zły, że ktoś im przeszkodził i oderwał się od swojej dziewczyny spoglądając na intruza, którym okazał się być...
– Ron? – Ten nic nie odpowiedział tylko patrzył na nich z niedowierzaniem. Dopiero po dłuższej chwili otrząsną się.
– Hermiono! Gdzie ty się podziewałaś? Martwiłem się, kiedy znikłaś – odezwał się całkowicie ignorując Potter'a.
– Byłam z moim chłopakiem, Ron – powiedziała wyraźnie akcentując słowo "chłopakiem", z Harry'm.
– To ty i on... to wy jesteście r-razem?
– Trafne spostrzeżenie – mrukną pod nosem zielonooki.
Twarz Weasley'a poczerwieniała na sekundę. – Czemu nic nie powiedzieliście?! I gdzie byliście?!
– Wybacz nam, że teraz się dowiedziałeś, ale tam gdzie byliśmy nie mieliśmy możliwości kontaktu z nikim.
– Czyli gdzie? – Naciskał.
– W domu profesora Snape'a – powiedział spokojnie Harry. – Była jeszcze jedna dziewczyna i jej brat.
– U Snape'a?! – Ron prychną pogardliwie.
– O co ci chodzi, Ron? – Spytała Hermiona.
– O nic, przepraszam. Martwiłem się o ciebie Hermi. – Harry drgną zaniepokojony jego wypowiedzią.
– Niepotrzebnie. A co działo się podczas naszej nie obecności? – Dziewczyna szybko zmieniła temat. W tym momencie do przedziału weszła siostra Harry'ego.
– Cześć Hermiono, cześć Harry. Nie przeszkadzam?
– Nie, właź – uśmiechnęła się gryfonka.
Rudzielec spojrzał na nią zaciekawiony, ale nic nie powiedział.
– O, to właśnie o niej ci wspomniałem Ron – zwrócił się do przyjaciela gryfon. – To jest...
– Malfoy! – Warkną na widok wchodzącego za dziewczyną blondyna.
– Mnie też nie cieszy twój widok, Weasley.
– Czego tu chcesz?!
– Niczego. Przyszedłem tu z siostrą – powiedział obojętnym głosem – Potter, Granger – skiną im głową.
– Widzę, że bratasz się z wrogiem, Harry. Kto wie czego Snape was tam uczył! – Obrzucił ich pogardliwym spojrzeniem, po czym dodał:
– Chodźmy stad Hermi, bo się czymś zarazimy.
– Zgłupiałeś Ron? Z jakim wrogiem? Co ty bredzisz? Poza tym Harry jest moim chłopakiem i jeśli on zostaje to ja też.
– Widzę, że ciebie też przekabacili... w porządku, tylko nie mów, że Cię nie ostrzegałem. Kto z wrogiem przystaje, taki sam się staje, Hermiono. – I wyszedł.
– A tego, co ugryzło? – Spytała Samantha.
– Też chciałbym wiedzieć – mruknął jej brat.
Po niecałej godzinie pociąg zaczął powoli zwalniać, co oznaczało, że dojeżdżają na stację. Draco i Samantha poszli do swojego przedziału. Gdy Hermiona zaczęła się przebierać i została już w samej bieliźnie podszedł do niej Potter i objął ja w pasie, i ustami musną jej kark.
– Harry...
– Mhm – mruknął.
Obróciła się twarzą do niego i zobaczyła na jego ustach figlarny uśmiech a oczy mu błyszczały. Pocałował ją czule a ona odwzajemniła gest jego dłonie przesuwały się powoli do góry ku zapięciu stanika.
– Nie teraz... proszę... jeszcze ktoś nas nakryje... musimy wysiadać za chwilę – mówiła odrywając się, co i raz od jego ust.
– Chciałbyś – zaśmiała się, gdy szepną jej coś do ucha.
– A ty nie?
– Może tak, a może nie. Innym razem skarbie – dała mu buziaka w policzek i popchnęła na siedzenie, po czym ubrała szybko szkolny mundurek i założyła płaszcz.
Po chwili chłopak też był przebrany. Wyszli na pogrążoną w mroku stację i ruszyli do powozów zaprzężonych w testrale. Do powozu Potter'a i Hermiony dołączyły jeszcze trzy osoby: Neville, Luna oraz Ginny. Ta ostatnia zachowywała się równie dziwnie jak jej brat, całą drogę zerkała, co chwilę na Harry'ego z dziwnym uśmiechem na ustach. Niepokoiło to - delikatnie mówiąc - wybrańca.
W końcu dotarli do wrót zamku i uczniowie zaczęli się wsypywać do środka. Po dobrych piętnastu minutach, kiedy wszyscy siedzieli na swych miejscach, powstał Dumbledore uciszając wszelkie rozmowy. W Harry'm zawrzało, gdy go zobaczył zacisną pięści i z całą siłą woli powstrzymał się od rzucenia na starca. Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu, syknęła cicho i skrzywiła się, gdy dotykając jego ramienia sparzyła sobie dłoń, ale nie cofnęła jej. Po chwili uspokoił się a Hermiona usiadła tuż za jego plecami i objęła go w pasie opierając brodę o jego ramię wywołując tym zdziwienie i szepty przy stole gryfonów.
– Witam wszystkich w nowym roku szkolnym – zaczął dyrektor – witam nowych jak i starych uczniów – zerkną na dwójkę demonów i uśmiechną się do nich. Harry zmusił się by odwzajemnić uśmiech.
– Nim rozpocznie się przydział pragnąłbym coś ogłosić – urwał na chwilę, po czym ciągną dalej. – Otóż nowym a raczej nową nauczycielką Obrony Przed Czarną Magią jest... Nimfadora Tonks.
Na Sali rozległy się głośne brawa a szczególnie od strony męskiej, ale co tu się dziwić? Tonks miała zaledwie dwadzieścia dwa lata i teraz miała długie ciemno granatowe proste włosy i duże niebieskie oczy, była smukła, a twarz miała niczym u elfki. Wyglądała oszałamiająco.
– I ostatnia ważna sprawa... Profesor McGonagall – profesorka wstała ze swojego miejsca i odezwała się:
– Dziękuje Albusie, jest mi niezmiernie smutno, że to robię, ale nadszedł już czas... Odchodzę na wcześniejszą emeryturę. Jestem zmęczona tym wszystkim a w domu w spokoju oddam się zgłębianiu tajników transmutacji – uśmiechnęła się przez łzy wzruszenia – jestem dumna, że mogłam uczyć was moi drodzy, dziękuję wszystkim nauczycielom za lata wspaniałej przyjaźni i współpracy... dziękuję wam drodzy uczniowie, że mogłam was uczyć i poznać. – Uczniowie wstali ze swoich miejsc a w następnej sekundzie po Sali rozeszły się gromkie oklaski i przez dobre dziesięć minut nie przestawali. Nauczycielka uśmiechnęła się do nich i skinęła im głową.
– Żegnajcie – powiedziała i odprowadzana oklaskami i zasmuconymi spojrzeniami wyszła bocznym wejściem od strony stołu nauczycielskiego.
– Jej miejsce zajmie były nauczyciel OPCMu, Remus Lupin – odezwał się Dumbledore, gdy wszyscy ponownie usiedli a sala została zalana ponownie brawami – zapowiedziany mężczyzna wstał, zrzucił kaptur i skłonił się im.
– A teraz czas na przydział. Do Sali wszedł woźny niosąc stołek z Tiarą Przydziału. Pierwszoroczni ustawili się w rządku przed stołkiem. Harry dostrzegł w śród nich siostrę i uśmiechną się do niej a ona odwzajemniła gest. Po chwili tiara przemówiła.
– Nie będzie żadnej pieśni, nie będzie żadnego wiersza...
Ciemność nadciąga, zło wychyla się z ukrycia. Już wkrótce ukarze swe prawdziwe oblicze a w tedy musicie być gotowi na dokonanie wyboru, wyboru, który zadecyduje o waszym życiu bądź śmierci. Gdy nadejdzie ten dzień wybierzecie, po której stronie się staniecie!
Na Sali zaległa cisza, wszyscy wpatrywali się w osłupieniu w Tiarę. Dyrektor Hogwartu wstał i przerwał ciszę.
– Gdy wyczytane zostanie czyjeś imię i nazwisko, siada na stołku i nakłada tiarę. Po przydzieleniu udaje się do odpowiedniego stołu. Przez następne dwadzieścia minut pierwszoroczni zostawali przydzielani między domy. Teraz została tylko Samantha.
– Pragnę teraz powiedzieć, że mamy nową uczennice, która przybyła do nas z Drumstrangu i będzie chodziła na szósty rok. Panna Samantha Malfoy! – Po Sali przeszedł szmer zdziwionych i zaciekawionych rozmów.
Dziewczyna usiadła na stołki i nałożyła Tiarę. Po chwili Kapelusz krzyknął.
– Slytherin! – Przy owym stole rozległy się oklaski i wiwaty. Harry spojrzał w stronę siostry i uśmiechną się łobuzersko a potem mrugną do Dracona.
– Teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam... Smacznego!
|
|
|
Wysłany: Sob 17:42, 16 Cze 2007 Temat postu:
|
|
Dawno tu nie pisałem. . Styl pisania bisty, jedyne co mi sie podoba to - tytuł.
Jakoś nie pasuje. Rozdziały wcale nie są krótkie. Błędy są ale tak żadko, ze praktycznie sie nie zauwaza .
|
|
|
Wysłany: Sob 13:12, 16 Cze 2007 Temat postu:
|
|
cudownie... dawaj następny rozdział bo troche czsu już go nie ma =]
apropo erotyki... ja osobiście nie mam nic przeciwko, nawet to lubię ... ale nie sądzisz że trochę za wcześnie??? oni są razem jakiś tydzień ...
|
|
|
Wysłany: Wto 21:20, 05 Cze 2007 Temat postu:
|
|
Aravanie, powiem krótko, zwięźle i na temat, bo nie Chce pisać tutaj elaboratu, podoba mi się, styl pisania Masz bardzo ciekawy;) Czekam na dalsze rozdziały, by wreszcie się dowiedzieć, czym jest tytułowe Berło Zniszczenia
Pozdrawiam Cię i Życzę Weny
|
|
|
Wysłany: Sob 14:28, 02 Cze 2007 Temat postu:
|
|
Aravan ja Cię normalnie kocham Nic dodać nic ująć Ehhh a tak bardzo chciałam się do czegoś doczepić i nie mogę Czekam na kooooolejny piękny rozdzialik
|
|
|
Wysłany: Śro 17:05, 30 Maj 2007 Temat postu:
|
|
Pierwsza? Jak miło . Nie wiem co napisać, bo nie chcę się powtarzać. Zamiast "podobało mi się" napiszę, że cudnie Ci to wyszło. Paring mi nie przeszkadza, a tak naprawdę bardzo go lubię. Serdecznie Pozdrawiam i życzę weny.
Vanessa Vonsecy -> Gwiazda Mroku -> Wredna Prokuratorka -> Patolog Sądowy
Ps. Nie mogę się doczekać następnego parta. Twoje opowiadanie jest bardzo wciągające.
|
|
|
Wysłany: Sob 17:23, 26 Maj 2007 Temat postu:
|
|
Tekst jest nie betowany, bo czasu dziś nie miała...
Wiem, że rozdział krótki Następny może będzie dłuższy
*******************************************
Rozdział Trzeci:
Ten Pierwszy Raz...
* * *
Chcę czynić wszystko, co złe...
I uczynię wszystko złe...
Mogę uczynić wszystko mroczne...
I uczynię wszystko, co mroczne...
I sami zobaczycie...
Że wszystko będzie złe i mroczne.
* * *
Za dawnych dni, kiedy ludzkość polowała z włóczniami i zamieszkiwała jaskinie oraz, co inteligentniejsi niewielkie osady Oni tworzyli wspaniałe miasta na całym świecie a każde z owych miast miało swojego wodza. Nie prowadzili ze sobą wojen ani z żadną inną rasą czy to Wampirami, Elfami, Krasnoludami, czy nawet Smokami. To były spokojne czasy bez wojen… Żaden Demon nie opuszczał miasta bez powodu i przez stulecia żyli odizolowani od innych, ale w kontakcie ze swymi pobratymcami zgłębiając wiedzę o świecie i magii, którą się posługiwali.
Kiedy śmiertelnicy jakimi byli ludzie zaczęli przejawiać zdolności magiczne, podczas narady wszystkich przywódców klanów, Demony postanowiły wyjść i nauczyć ludzi władania nią. Przez kolejne lata żyli pośród nich a z innymi rasami zaczęli handlować swymi towarami a w szczególności bronią począwszy od małych sztylecików po ogromne topory kończąc a każda broń była jedyna w swoim rodzaju.
W ich ślady poszły też Elfy zauroczeni ich sposobem życia, za nimi poszły Smoki, ale ci byli zbyt dumni, aby bliżej poznać ludzi. Z czasem zaczęły się odcinać od nich, gdy jak to określili „Małe istotki zrobiły się zbyt s poufałe”. A jeśli chodzi o Wampiry to po prostu robiły to, co wcześniej, tyle, że otwarcie a nie z ukrycia… mianowicie polowały na ludzi. Minęły kolejne lata a ludzie zaczęli biegle posługiwać się magią, tworzyli nawet własne zaklęcia. Pewnego dnia po prostu zaatakowali Wampiry, może to był odwet? Nawet Elfy były zabijane i w końcu zabili pierwszego Demona. Krasnoludy i Smoki skryli się w głębokich tunelach kopalń i niedostępnych górach. Elfy skryły się w dzikich głębokich lasach. Rasa Demonów mimo swojej wiedzy i potęgi, przegrywała. Nie dość, że ludzie magiczni i zwykli przeważali ich liczebnie to jeszcze mieli przeciw sobie zastępy Wampirów. Z dziesięciotysięcznej populacji demonów zostało zaledwie sześć. Ukryli się w mroku nocy, ale to nie wystarczyło... Specjalnie szkolone oddziały tropiły ich i zabijały, ich miasta były niszczone kamień po kamieniu. W końcu ukryli się na jakiejś wyspie nakładając na nią najpotężniejsze zaklęcia ochronne, jakie znali. Przywołali z otchłani Mrocznych Strażników a swój dom nazwali Wyspą Cienia. Pierwszym Demonem i założycielem owej wyspy był niejaki Legion istota stworzona przez samego Boga i przeciągnięta na ciemną stronę przez Szatana. Legion związał się z pewną kobietą, Aniołem imieniem Aeraentha a każdy ich potomek wiązał się już ze zwykłą śmiertelną istotą, choć czasem po wielu latach zdarzało się, że wiązali się z elfami…
Siedem dni, tyle czasu właśnie minęło odkąd Harry Potter przeszedł swoją przemianę w Demona. Jego przyjaciele cały czas czuwali nad nim błagając wszystkie znane sobie bóstwa, aby się już obudził, lecz żadne nie chciało ich wysłuchać. Podczas „snu” Harry’ego jego ciało, co i raz się napinało i rozluźniało. Zacisną mocniej pięści. Widać było, że chłopak jest niespokojny jakby toczył wewnętrzny bój, walkę, którą powoli przegrywał…
Na zewnątrz pociemniało a niebo przecięła pojedyncza błyskawica z donośnym grzmotem, zaczął padać deszcz wpierw drobny i delikatny, by po chwili przerodzić się w potężną ulewę. Zimny wiatr napierał na budynki, wyginał drzewa i łamał je, następna błyskawica rozjaśniła niebo wraz z towarzyszącym jej grzmotem. Na czole chłopaka pojawiły się krople potu.
Znalazł się w dziwnym miejscu, mieście dokładniej. Skądś je znał, choć nie wiedział skąd. Zrujnowane budynki, wieżowce do połowy zburzone, spalone drzewa i samochody. Trochę go dziwiło, że niema tu wiatru, bo prawdę mówiąc w ogóle go nie czuł. Ruszył po popękanej jezdni i przypadkiem kopną butelkę, która ku jego zdziwieniu powoli sunęła nad ziemią po czym odbiła się w bok od leżącej opony samochodu. Patrzył zdziwiony jak butelka leci wolno do góry i łukiem spada na ziemię tłucząc się na miliony drobnych odłamków, które unosiły się tworząc jakby mgiełkę.
– Ciekawe – pomyślał i ruszył przed siebie.
Po kilkunastu minutach dotarł do jakiegoś parku, gdzie jego wzrok przykuło pewne zjawisko. Jezioro, nad którym stał teraz było czerwone niczym krew a na jego środku wirował czarny jak smoła wir. W jego centrum umieszczone było oko, bez powiek i patrzące w niebo, jego pionowa źrenica, co i raz to się rozszerzała to zmniejszała a niesamowita zieleń jego tęczówki wirowała szybko. Harry nie wiedział, co ma o tym myśleć, czemu tu jest, po co i kto go tu przyprowadził. I wtedy to się stało… Potężny nagły podmuch gorącego powietrza powalił chłopaka na ziemię szybko podniósł się i oniemiał. Stał, bowiem w parku, do którego przychodził w wakacje, był w Londynie. Spojrzał na jezioro, lecz ono nic a nic się nie zmieniło. Wyszedł z parku na ulicę i z przerażeniem zobaczył, że jest wokół pełno ciał ludzi, sądząc po strojach byli to czarodzieje i mugole a nawet i śmierciożercy. Do jego uszu dotarł odgłos walki. Pobiegł w tamtym kierunku a gdy dotarł na miejsce staną jak wryty… Dumbledore walczył z jego przyjaciółmi a za nimi leżał on Harry Potter i Lord Voldemort, ten pierwszy martwy, a drugi prawie.
Nie mógł się ruszyć, chciał pomóc, lecz nie mógł, jakaś niewidzialna siła go blokowała i mógł tylko patrzeć.
– Odejdźcie póki jeszcze możecie. On należy do mnie! Tak jak i moc Potter’a – Mówił siwobrody.
– Nigdy go nie dostaniesz Dumbledore, nigdy! – Krzykną gniewnie Severus Snape.
– Doprawdy Severusie? – Udał zdziwienie i uśmiechną się.
– Weź sobie Voldemorta, ale Harry’ego nie waż się tknąć!
– A co mi zrobisz Lucjuszu? – Spytał z szyderczym uśmiechem – Ich moc należy do mnie i wy mnie nie powstrzymacie.
– Po naszym trupie! – Warknęła Hermiona wraz z resztą.
– Załatwione – odparł Dumbledore i jednym błyskawicznym zaklęciem powalił Snape’a.
Harry z przerażeniem oglądał to widowisko, patrzył jak jedno po drugim padają martwi… Severus, Lucjusz potem Narcyza a za nią Remus, Draco i Hermiona na końcu Samantha. Krzykną z bezsilności i wściekłości. Wszystko nagle znikło. Rozejrzał się zdezorientowany i kiedy ponownie spojrzał na miejsce walki stała tam postać w czarno-czerwonej szacie z kapturem naciągniętym na głowę tak, że nie było widać twarzy. Postać podeszła do chłopaka i przemówiła dziwnym metalicznym głosem:
– Witaj Harry Potterze.
– Kim jesteś – spytał młodzieniec.
– Jestem Demonem tak jak i ty jesteś a na imię mi, choć mam ich wiele, Legion.
– To eee… Witaj – powiedział kulawo chłopak.
– To, co widziałeś przed chwilą było przyszłością a stanie się to, jeśli zawiedziesz.
– Więc, co mam zrobić?
– Wygrać. – Odparł krótko mężczyzna.
– Ale jak mam to zrobić?
– Dumbledore czy jak wolisz Kserksses jest bardzo potężny, i aby go pokonać musisz zwiększyć swoją moc… Otóż, kiedy zabijesz Lorda Voldemorta musisz posiąść jego moce.
– No tak, Przejąć jego moce..., że też na to nie wpadłem – odparł sarkastycznie.
– Sam do tego dojdziesz nie martw się o to. Mam dla ciebie coś jeszcze nim się rozstaniemy.
– Co takiego? – Spytał z ciekawością.
– Dar, abyś pamiętał to spotkanie – mówiąc to podał mu pierścień. Czarne koło z okiem identycznym, jakie widział w jeziorze. Czerwony napis na pierścieniu był w dziwnym języku, ale umiał go odczytać „Ty, który władasz potęgą chaosu”.
– Jest piękny – wyszeptał z podziwem – dziękuję.
– Noś go z dumą Harry Potterze.
– I nie walcz z tym... – Dodał po chwili.
– Z czym mam nie walczyć? – Spytał zdziwiony chłopak.
– Z tym – mówiąc to ujawnił swoje skrzydła z tej samej dziwnej materii. A były to ogromne smocze skrzydła. – Z tym, co jest w tobie… Widzisz w innych czasach ze złem walczyłoby dobro, ale w tych, ze złem może walczyć tylko inny rodzaj zła. Nie walcz z tym, bo prędzej czy później i tak To wygra. Nie obawiaj się ciemnej strony mocy, bo Ty jesteś w stanie nią władać a nie ona tobą. Jeśli całkowicie połączysz się ze swoją mroczną częścią siebie i przejmiesz moce Czarnego Pana… Staniesz się wówczas potęgą, jakiej nigdy wcześniej świat nie widział! Żegnaj już i powodzenia życzę ci.
– A, co będzie, jeśli nie podołam temu? Jeśli stanę się nowym Czarnym Panem? – Pomyślał chłopak i wzdrygną się na samą myśl o tym.
Jeszcze długo pozostał w tym dziwnym miejscu, poszedł nad jeziorem wpatrując się w nie i rozmyślał nad tym czy faktycznie powinien zrobić jak powiedział mu Legion. W końcu podjął decyzję.
– Niech i tak będzie – po tym zdaniu chłopaka spowiła czarna mgła, niczym kombinezon przylgnęła do jego ciała, aby po chwili z zielonymi błyskami wniknąć w niego.
>*<>*<>*<
Kiedy przetransportowano Harry’ego do jego pokoju Severus udał się do Mistrza Cieni* aby przekazać mu wiadomość o „nie co innej” przemianie gryfona.
Kiedy Mistrz to usłyszał mało nie wypadł z fotela, w którym siedział. Mistrz Eliksirów nie potrafił tego opisać dokładniej słowami, więc wpadł na genialny pomysł… Myślodsiewnia.
Po piętnastu długich minutach Mistrz znów siedział w swoim fotelu głęboko zamyślony.
– I co o tym sądzisz, Mistrzu? – Severus przerwał w końcu niezręczną cisze.
– Nic nie sądzę, w życiu czegoś takiego nie widziałem a jak sięgam pamięcią to żaden Demon takiej przemiany nie miał, nie aż tak hmm... destrukcyjnej – odparł mężczyzna i ponownie zapadło milczenie na kilka minut.
– Magia Śmierci – szepną jakby do siebie Mistrz.
– Co? – Spytał głupio Snape.
– To była Magia Śmierci.
– Przecież ona popadła w zapomnienie stulecia temu. Nawet w najstarszych zwojach nic nie ma o tym, kto się nią posługiwał i skąd się wzięła – zdziwił się okrutnie Snape.
– Owszem nic o tym nie ma, bo rękopisy, w których te informacje były spłonęły dawno temu. Wiem tylko tyle, że część tej magii została zamknięta, by strzegła pewnego bardzo potężnego starożytnego artefaktu, Berła Zniszczenia. Tylko tyle, a co do Pottera to nie mam kompletnie pojęcia, czemu się u niego objawiała. Cóż spójrzmy na to z dobrej strony.
– To znaczy?
– Jak wiesz Severusie, My Demony posługujemy się Magią Mroku. Harry też to potrafi a teraz dochodzi jeszcze Magia Śmierci. Czyli Voldemort może sobie szukać wygodnego miejsca na cmentarzu.
– Tak masz rację, a co z Dumbledore’m? – Szepną.
– Tego nie wiem, zbyt dobrze kryje swoją moc.
>*<>*<>*<
Na zewnątrz powoli się przejaśniało, błyskawice znikły a grzmoty ucichły, deszcz powoli przestawał padać. Po kilku minutach świeciło już słońce nad całą Wyspą Cienia. W Dworze wszyscy w ponurym milczeniu siedzieli w odnowionym salonie, no prawie wszyscy, nie było tylko jednej osoby. Już od kilku dni tak było a to za sprawą pewnego młodzieńca, który leży nieprzytomny w swym pokoju. Martwili się o niego w końcu jego przemiana była bardzo nietypowa i bardzo potężna.
Harry Potter odzyskał w końcu świadomość, choć nie otwierał jeszcze oczu szóstym zmysłem wyczuł czyjąś obecność w pokoju, a tym kimś jak się okazało była Hermiona. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Dziewczyna spała w fotelu obok jego łóżka. Wyglądała tak słodko i niewinnie. Na twarz chłopaka wpłyną delikatny uśmiech. Cicho wstał po czym przykrył śpiącą dziewczynę kocem i wyszedł z pokoju. Wszedł do pustej kuchni i zrobił sobie parę kanapek po jakichś dziesięciu minutach poszedł do salonu a tam siedzieli przygnębieni jego przyjaciele.
– Ktoś umarł? – Spytał zdziwiony.
– Nie, tyko… HARRY!!!
– Hej, spokojnie siostra, jak widać jestem całkiem żywy – odparł z uśmiechem.
– Jezu! Myślałam, że nigdy się nie obudzisz – powiedziała z wyraźną ulgą w głosie.
– No proszę, nasze małe gryfiątko postanowiło wypełznąć ze swojej jaskini? – Wtrącił się Snape z wyraźną ironią.
– Dzień dobry Harry, cieszę się, że cię widzę, jak się czujesz? Tak brzmi o wiele lepiej czyż nie?
– Och nie przejmuj się nim Harry. Po prostu nie lubi okazywać, że jest dla kogoś miły – odezwał się cicho Lupin – z resztą jeszcze kilka godzin a sam by cię tu przyciągną… strasznie się stęsknił.
– Milcz futrzaku! – Warkną Postrach Hogwartu, na co Remus wzruszył tylko ramionami.
– A gdzie Hermiona? – Spytał Draco.
– Śpi, nie miałem serca jej budzić – wyjaśnił Potter.
– No to gadaj, co się działo z tobą! – Zażądał młody ślizgon.
Tak, więc młody Demon opowiedział wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, co działo się z nim, gdy spał a z każdą chwilą oczy słuchaczy robiły się coraz większe. Kiedy opowiedział o demonie imieniem Legion, Lupin pijący akurat Kremowe Piwo zwrócił wszystko na biednego Mistrza Eliksirów, który stał akurat naprzeciw niego. Mężczyzna był w takim szoku, że nawet nie poczuł napoju na twarzy. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że ma twarz całą w Kremowym spojrzał na Lunatyka, który starał się schować swoją butelkę za siebie, niestety nie udało się mu a Snape warkną zirytowany.
– Kłaczek! Ja cię kiedyś zamorduje!
– Wybacz Sev, to był wypadek – odparł przepraszająco.
– Zaraz, to wy wiecie, kim jest ten cały Legion? – Zapytał się Potter.
– Tylko tyle, że On był pierwszym Demonem i jednym z założycieli tej wyspy. Co prawda nie są to stuprocentowe informacje, ale leprze takie niż mówienia, że pochodzimy od małp.
– Dobre i tyle – mrukną zawiedziony chłopak.
– A właśnie, skoro przeszedł przemianę to czy ma się uczyć magii? – Dodał po chwili Dracon.
– Nie, nie musi – wtrącił się milczący dotąd Lucjusz. – My Demony już ją umiemy. Nie mamy żadnych ksiąg, z których można by się nauczyć zaklęć... To przychodzi z czasem Harry.
– Dokładnie. Już za niedługo bez żadnych problemów będziesz z niej korzystał.
Następnego dnia a raczej już wieczora Potter’a odwiedził Mistrz we własnej osobie a przyczyną tej wizyty był gryfona sen, wizja czy jak to by nazwać.
– Opowiedz mi jak wyglądało te oko – zagadną mężczyzna.
– Nie miało powiek, i skierowane było ku niebu miało pionową ruchomą źrenice a zieleń jego tęczówki wirowała wokół.
– To było Oko Piekieł – mrukną wyjaśnienie mężczyzna.
– Co proszę? – Zdziwił się chłopak.
– Ingerencja szatana w ziemskie sprawy inaczej mówiąc. To właśnie było Jego oko. Dzięki temu może widzieć, co się dzieje na ziemi i w razie czego może pomóc ludziom lub zaszkodzić im. Utrzymuje też równowagę, ale jeśli ktoś wystarczająco silny przejmie nad okiem kontrolę… Otrzyma niewyobrażalną moc, aby ją otrzymać osoba taka musi coś poświęcić.
– Myśli pan, że Dumbledore wie o tym?
– Jestem tego pewien. Ale jest jeszcze coś, co chcę ci powiedzieć, dokładnie to mam jeszcze dwie sprawy.
– Czemu mam wrażenie, że to mi się nie spodoba? – Mrukną chłopak.
– …Masz moc władania Magią Śmierci.
– C-co? Ale j-jak?
– Już raz z niej korzystałeś, podczas przemiany. Dzięki tej zdolności masz moc kontrolowania magii. Nie umiem ci tego dokładniej wyjaśnić, chciałem żebyś wiedział o tym po prostu. Druga sprawa to pewien artefakt, który jak mniemam jesteś jedynym, i który może go odnaleźć i wykorzystać.. Nazwano go Berłem Zniszczenia… być może jest to coś na wzór różdżki, sam nie wiem. Jest chronione prze Magię Śmierci w najczystszej postaci.
Nagle Potter dostał olśnienia.
– Departament Tajemnic – wypalił.
– Co masz namyśli?
– W departamencie jest taka komnata, do której nie można się dostać. Sam próbowałem je otworzyć magicznym scyzorykiem, lecz ostrze się stopiło a ze szpar wydostaje się zielone światło – mówił szybko a jego głos drżał ze zdenerwowania jakby odkrył ósmy cud świata.
– Możesz mieć rację, ale udasz się tam, kiedy będziesz posługiwał się magią, czyli za kilka dni.
Po wyjściu Mistrza do pokoju wpadła młodzież z Hermioną na czele, która wyglądała na lekko wkurzoną. Z impetem rzuciła się na chłopaka przytulając się do niego by po chwili walnąć go w łeb.
– Ał! A to, za co było?! – Oburzył się chłopak.
– Czemu mnie nie obudziłeś, co? – Mówiąc to dźgnęła go palcem w pierś.
– Tak słodko spałaś, że nie miałem serca tego robić – przysuną się do niej bliżej.
– Mm mm... – mruknęła – serio?
– Serio, serio. – Nawet nie zauważyli, że zostali sami. Widocznie siostra Potter’a i Malfoy nie chcieli im przeszkadzać, choć ślizgon strasznie się ociągał z opuszczeniem lokalu.
Przycisnął ją do siebie by w następnej chwili złożyć na ustach dziewczyny gorący pocałunek.
– Kocham cię – wyszeptał jej do ucha – kocham odkąd cię poznałem.
– Ja też cię kocham Harry. Nawet nie wiesz jak długo na to czekałam.
Ponownie ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Zarzuciła mu ręce na kark a dłonie chłopaka błądziły po jej plecach, by za chwilę wsunąć jedną z nich bod jej bluzkę wodząc delikatnie po jej aksamitnej skórze, co wywołało u niej przyjemny dreszczyk. Teraz zaczął delikatnie muskać ustami szyję dziewczyny… Serce biło jej jak szalone a oddech przyspieszył, gdy poczuła jego dłoń na swej piersi. Jęknęła cicho pod wpływem przyjemnego „masażu”. Nie protestowała. Spojrzała w jego piękne oczy, w których płoną ogień miłości, znów się w nie zapatrzyła. Są takie piękne ta niesamowita zieleń...
Oderwała się od nich i spojrzała na suwak od swojej bluzki a potem znów na zielonookiego. Ten najwidoczniej zrozumiał, o co jej chodziło, bo owy suwak po chwili powoli zjechał w dół. Pomogła mu zdjąć jego górną część garderoby. Znów przysuną ją do siebie i całując rozpiął jej stanik, który wylądował zaraz na podłodze. Ich ciała były rozpalone a oddechy przyspieszone, serca biły jeszcze szybszym rytmem, ich pocałunki stawały się, co raz to gorętsze. Na podłodze pojawił się puszysty dywan z białego tygrysa, na który się położyli, nadzy. Ogień z białego kominka rzucał na ich nagie ciała przyćmione światło.
Dziewczyna jęknęła z rozkoszy a jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy język Potter’a pieścił jej wnętrze a po paru minutach znów poczuła smak jego ust. Teraz ona była na górze. Całowała w szyję a następnie w klatkę piersiową następnie zaczęła masować jego męskość i gdy osiągną swoje pełne rozmiary chciała się nim odpowiednio zająć, lecz przeszkodził jej w tym Harry przewracając się na nią ponownie tak, że leżał biodrami między jej nogami i patrzył jej głęboko w oczy z niemym pytaniem „jesteś pewna?”.
– Pragnę cię – wychrypiała.
Delikatnym ruchem bioder zagłębił się w niej, na co ta jęknęła głośno i zarysowała paznokciami skórę na plecach chłopaka. Mokrzy od potu całowali się w „miłosnym tańcu” po kilkunastu minutach znów zmienili pozycję. Teraz byli w pozycji siedzącej, co i raz wydając z siebie ciche jęki rozkoszy. Nic się teraz dla nich nie liczyło, byli jednością…
Dziewczyna krzyknęła krótko, gdy oboje równocześnie doznali uniesienia. Po wszystkim opadli zmęczeni i szczęśliwi zarazem na miękki biały dywan i zasnęli przytuleni do siebie z błogim uśmiechem na ustach.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* – Mistrz Cieni – Często tak też się nazywa władcę Wyspy Cieni,
lub po prostu nazywa się go „Mistrz”.
|
|
|
Wysłany: Sob 10:23, 26 Maj 2007 Temat postu:
|
|
W sensie można powiedzieć: "Niech piją, czytają i się rozmnażają " Czekamy Aravan z niecierpliwością
|
|
|
Wysłany: Pią 22:23, 25 Maj 2007 Temat postu:
|
|
OK rozdział gotowy, jest już u bety więc może jutro już go wkleję...
Co prawda krótki jest bo nieco 5 stron ma, ale zawsze leprze tyle niż nic i sorka za opóźnienie
Dzieci nie róbcie tego w domu!
I Uprzedzam (zdanie powyżej), że w rozdziale (na samym jego końcu) jest scena EROTYCZNA więc niepełnoletni niech nie czytają... a z resztą jeśli będziecie to robić w domu to za ewentualne "wpadki" nie odpowiadam!
|
|
|
Wysłany: Śro 17:32, 23 Maj 2007 Temat postu:
|
|
Witam! W moim pierwszym poście na forum skomentuję to opowiadanie. Nie oczekujcie nic konstruktywnego, bo nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy. Przejdźmy do sedna mojej wypowiedzi. Opowiadanie bardzo mi się podoba, a najbardziej pomysł, z tym że Dumbledore jest prawdziwym czarnym charakterem. Przyznam Wam się szczerze, z ręką na sercu, odkąd zaczęłam czytać ff'y znienawidziłam dobrego dropsa, a płakałam kiedy Rowling go zabiła. Cóż dziwna jestem...
Ps. Pozdrawiam i życzę weny.
Ps. 2 Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Ps. 3 To już naprawdę koniec tego "niekonstruktywnego komentarza".
|
|
|
Wysłany: Sob 17:36, 12 Maj 2007 Temat postu:
|
|
A się pisze pomaleńku mam już trzy stronki a licze na jakieś osiem (!?) Moze w niedziele wieczorkiem wkleje rozdział :-I
Dzięks wam za komenty... te dobre i te mniej dobre. Tak Ali Ali, tobie też dziękujem
|
|
|
Wysłany: Sob 16:50, 12 Maj 2007 Temat postu:
|
|
Opowiadanie rewelacyjne!
Drops jednym z Czarnych Panów... Ciekawie wymyśliłeś... Tak samo jak z siostrzyczką i grą...
A jeśli chodzi o błędy, to... W końcu jesteśmy tylko ludźmi, no nie??
I kiedy będzie następna część??
|
|
|
Wysłany: Sob 15:59, 12 Maj 2007 Temat postu:
|
|
Aravaaan nie chce być upierdliwa ale kiedy nowy rozdział ??
|
|
|
Wysłany: Śro 18:10, 09 Maj 2007 Temat postu:
|
|
Błędy są i to do czorta. I to nawet w pierwszym akapicie. Aravan, ja naprawdę nie chę być niemiła, ale chyba nie jestem w stanie przeczytać tego , jeżeli będzie zawierać tak straszliwą liczbę błędów, jak w tej chwili. I to nawet w pierwszym akapicie!
Cytat: | Patrzył teraz na zielony promień lecący w kierunku rocznego chłopczyka płaczącego w kołysce jego matka leżała tuż obok na podłodze, była martwa tak jak jej mąż, którego ciało leżało pod ścianą na przeciw drzwi wejściowych do domu. |
<Ali się krzywi> Nie wiem, czy pierwsze zdanie jest dobrze czy źle, ale brzmi niaładnie. Natomiast faktem jest, że tam gdzie jest pogrubiona kursywa powinno zaczynac się nowe zdanie.
Cytat: | Zdziwiony czerwonooki spojrzał na miejsce obok chłopca, gdzie leżał biało niebieski kocyk, pod którym coś się poruszało i najwyraźniej płakało.
– Drugie dziecko?! – Pomyślał zdziwiony. |
Powtarza się słowo zdziwiony. I jeszcze jedno nie ma czegos takiego jak niebiesko biały. Jest albo niebieskobiały ( ja bym tak stawiały w tym przypadku), albo niebiesko - biały. Ten myślnik, lub brak odstępu jest...raczej istotny. No i chcę powiedziec, że poczatek zdecydowanie odstrasza. Niczym mara senna pojawia mi się przed oczami Jakas Mary Sue. Brr.
Cytat: |
W tym samym momencie z chłopca wystrzelił zielony promień. |
Moja pani od polskiego nazwałaby to błędem logicznym. Wiemy, że zaklęcia dosłownie smigają w powietrzu, prawda? A tu, gośc zdążył wyszczelić zaklęcie, spojrzeć w bok, patrzeć się na kocyk, w którym coś się poruszało. Czy to nie dziwne? Nie wspominając już o tym, że wiemy, że Harry dobił Avadę, a ten dzieciak ją wsiąknął. TO nie możliwe, niezależenie od pomysłu autora. FF, owszem pisze się według pomysłu autora, ale trzeba zachować prawa panujęce w kanonie, czyż nie?
A teraz coś co mnie doprowadziło do pasji.
[/img] Cytat: | Droga Hermiono!
Najwyraźniej mamy na ciebie zły wpływ, że łamiesz zakaz Dyrektora Hogwartu… nie ładnie Hermiono ojj nie ładnie. Smile Ale swoją drogą cieszę się, że to zrobiłaś. A, co do twojej prośby to… SIĘ JESZCZE PYTASZ?! Oczywiście, że możesz. Nawet, jeśli Dursley’owie się nie zgodzą to i tak masz przyjechać! Bo jak nie to sam po ciebie polecę… na miotle!
Do szybkiego… HJP. |
Że, jakie że? Przeciez to jest absolutnie błędnie stylitycznie zdanie! I w ogółe co to za usmieszek tam gdzieś między wierszami?<zgorszenie>. Pozwól, że przemilcze te niepotrzebne wielokropki i podpis nie tak gdzie trzeba. No i straszliwą niekanonicznoś Harry'ego w ty liście. Brrrrrr.
Cytat: | – Ciociu, wujku nie długo przyjedzie do mnie moja przyjaciółka ze szkoły i czy mogłaby zostać tu przez kilka dni?
– Co takiego?! A niech sobie zostaje, ale my wyjeżdżamy do mojej siostry, Merage i wrócimy dopiero za miesiąc! – Zawołał oburzony Vernon. – Petunio Pakujemy się! |
I to był ten monet, w którym postawiłam sobie pytanie: czy to aby na pewno nie jest prowokacja? No i doszłam do wniosku, ze granica dzieląca to opowiadanie od granic absurdu jest minimalna i cały czas zanika.
Przepraszam za ostre słowa.
Ali. Bety dobrej i szczerej ci życzę, no i bardzo rzetelnej.
|
|
|
Wysłany: Wto 21:10, 08 Maj 2007 Temat postu:
|
|
Boże Aravan normalnie przeszłes samego siebie. Też nie zauważyłam żadnych literówek czy stylistycznych błędów. Poprostu cuuudo. Nie no nie wiem co napisać bo naprawde nie ma się czego czepnąć
To może byś tak dla odmiany pochwaliła ? ;] /Ice
|
|
|
|